Listy z przeszłości: Tajemnica mamy, której nigdy nie znałam
Wiedziałam, że ten moment w końcu nadejdzie. Śmierć mamy była spokojna, bez bólu, we śnie – dokładnie tak, jak zawsze mówiła, że chciałaby odejść. Ale to nie znaczy, że byłam gotowa. Przez trzy dni chodziłam po jej pustym mieszkaniu w milczeniu, nie mogąc się zmusić do spakowania choćby jednej rzeczy. Każdy przedmiot wydawał się mieć w sobie cząstkę jej duszy – filiżanka z odpryskiem na uchu, stary sweter rzucony na fotel, zapach kawy unoszący się jeszcze w powietrzu.
Czwartego dnia weszłam do kuchni. To była jej ulubiona część mieszkania – jasna, z widokiem na stare lipy pod blokiem. Zawsze powtarzała, że tu czuje się najlepiej. Usiadłam przy stole i przez chwilę patrzyłam na światło tańczące na blacie. Wtedy zauważyłam coś dziwnego – szuflada pod parapetem była lekko uchylona. Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Pociągnęłam za uchwyt i zobaczyłam stos starych kopert przewiązanych wyblakłą wstążką.
Drżącymi rękami rozwiązałam supeł i zaczęłam czytać. „Kochana Haniu…” – tak zaczynał się każdy list. Hania – to imię mojej mamy. Listy były od mężczyzny podpisującego się jako „Twój Jacek”. Przez chwilę miałam wrażenie, że czytam cudzą korespondencję, coś, czego nie powinnam dotykać. Ale ciekawość była silniejsza.
Pierwszy list był datowany na 1978 rok. Jacek pisał o tęsknocie, o wspólnych spacerach nad Wisłą, o marzeniach o wspólnym życiu. Z każdym kolejnym listem czułam coraz większy ciężar na sercu – mama nigdy nie wspominała o żadnym Jacku. Zawsze mówiła, że tata był jej pierwszą i jedyną miłością. Tata zmarł dziesięć lat temu, a ja żyłam w przekonaniu, że ich historia była prosta i czysta jak łza.
Zadzwoniłam do cioci Basi, siostry mamy. Odebrała po kilku sygnałach.
– Basia? Muszę cię o coś zapytać… – zaczęłam niepewnie.
– Co się stało, Marto? Wszystko w porządku?
– Znalazłam listy… od jakiegoś Jacka. Wiesz coś o tym?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Lepiej usiądź – powiedziała w końcu ciocia. – To długa historia.
Spotkałyśmy się tego samego dnia wieczorem. Basia przyszła z butelką wina i starym albumem ze zdjęciami.
– Twoja mama była kiedyś bardzo zakochana – zaczęła cicho. – Jacek był jej pierwszą miłością. Poznali się na studiach w Krakowie. Byli nierozłączni… Ale życie wtedy nie było proste. Jacek dostał propozycję pracy za granicą, a twoja babcia była przeciwna temu związkowi. Bała się, że Hania wyjedzie i już nigdy nie wróci.
– I co się stało?
– Jacek wyjechał. Obiecał wrócić po nią za rok. Ale wtedy wybuchł stan wojenny, granice zamknięto… Listy przez jakiś czas jeszcze przychodziły, ale potem kontakt się urwał.
Patrzyłam na ciocię z niedowierzaniem.
– Mama nigdy mi o tym nie powiedziała.
– Bo bardzo cierpiała. Potem poznała twojego tatę i próbowała zacząć wszystko od nowa.
Wróciłam do mieszkania mamy z głową pełną pytań. Przez całą noc czytałam kolejne listy Jacka – pełne miłości, nadziei, rozpaczy i tęsknoty. W jednym z ostatnich pisał: „Jeśli kiedyś przeczytasz ten list, wiedz, że zawsze będziesz moją jedyną Hanią”.
Następnego dnia zadzwonił mój brat Paweł.
– Jak sobie radzisz?
– Nie wiem… Paweł, czy ty wiedziałeś o Jacku?
– O kim?
Opowiedziałam mu wszystko. Był równie zaskoczony jak ja.
– Myślisz… myślisz, że mama żałowała swojego życia z tatą?
To pytanie rozbrzmiewało we mnie przez cały dzień.
Przez kolejne dni próbowałam normalnie funkcjonować – pakowałam rzeczy mamy do kartonów, rozmawiałam z sąsiadami, załatwiałam formalności w urzędach. Ale myśli ciągle wracały do tych listów. Czy mama była szczęśliwa? Czy całe życie tęskniła za kimś innym? Czy ja jestem owocem prawdziwej miłości czy kompromisu?
Któregoś wieczoru zadzwoniła do mnie córka – Zosia.
– Mamo, kiedy wrócisz do domu?
– Jeszcze muszę tu trochę zostać, kochanie.
– Babcia bardzo cię kochała – powiedziała cicho Zosia.
Poczułam łzy napływające do oczu.
– Wiem, skarbie.
Zaczęłam przeglądać stare zdjęcia mamy z czasów młodości. Na jednym z nich zobaczyłam ją uśmiechniętą, trzymającą za rękę wysokiego bruneta – to musiał być Jacek. Ich spojrzenia mówiły wszystko.
Nagle poczułam ogromny żal – do siebie, do mamy, do losu. Dlaczego nigdy nie zapytałam jej o przeszłość? Dlaczego zawsze bałam się zadawać trudne pytania? Może wtedy lepiej bym ją rozumiała?
Ostatniego dnia przed wyjazdem postanowiłam napisać list do Jacka – nie wiedząc nawet, czy jeszcze żyje i gdzie jest. Napisałam wszystko: o śmierci mamy, o tym jak bardzo ją kochała i jak bardzo była kochana przez nas wszystkich. Dodałam też kilka słów od siebie – że żałuję, iż nie znałam tej części jej życia wcześniej.
Wrzuciłam list do skrzynki na poczcie i poczułam ulgę. Może to głupie, ale miałam wrażenie, że zamykam pewien rozdział – nie tylko w życiu mamy, ale i swoim.
Teraz siedzę w swoim mieszkaniu w Warszawie i patrzę na zdjęcie mamy stojące na półce nad biurkiem. Myślę o tym wszystkim, czego nigdy się nie dowiem i o tym, jak wiele tajemnic kryją nasi najbliżsi. Czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? Czy powinniśmy szukać odpowiedzi na pytania, które mogą nas zranić?
Czasem zastanawiam się: czy lepiej żyć w błogiej nieświadomości czy zmierzyć się z prawdą – nawet jeśli jest bolesna? Co wy byście zrobili na moim miejscu?