Kiedy Krew Nie Wystarcza: Mój Brat, Mój Wróg, Mój Azyl?

— Nie rób tego, Aniu. On cię zniszczy, jak zniszczył mnie — wyszeptała babcia, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż zbielały mi palce. Jej oczy, zamglone bólem i morfiną, błagały mnie o coś, czego sama nie potrafiła już wypowiedzieć. Na korytarzu szpitala śmierdziało lizolem i rozpaczą. Michał stał pod ścianą, wpatrzony w podłogę, jakby chciał się w nią zapaść. Przez lata nie rozmawialiśmy. Ostatni raz widziałam go na pogrzebie mamy — wtedy nawet nie spojrzał mi w oczy.

Ale tej nocy, kiedy babcia odeszła, jej słowa dźwięczały mi w głowie jak przekleństwo. Obiecałam jej, że dam mu szansę. Że spróbuję być tą lepszą, mądrzejszą siostrą. Wróciłam do pustego mieszkania na Pradze i zadzwoniłam do Michała. Odebrał po trzecim sygnale.

— Czego chcesz? — jego głos był zimny jak lód.

— Chcę… żebyś przyszedł. Babcia… już jej nie ma. Obiecałam jej…

— Nie musisz niczego dla mnie robić — przerwał mi szorstko.

— Ale chcę — skłamałam. Tak naprawdę nie chciałam. Bałam się go. Bałam się tego, co przyniesie jego obecność.

Przyszedł następnego dnia wieczorem. Stał w drzwiach z jedną torbą i spojrzeniem pełnym pretensji do całego świata. Przez chwilę miałam ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Ale wpuściłam go.

— Masz pokój po babci — powiedziałam, wskazując na drzwi po lewej.

— Dzięki — rzucił beznamiętnie i zniknął za nimi.

Przez pierwsze dni mijaliśmy się jak obcy. On wychodził rano do pracy — podobno dorabiał jako ochroniarz w jakimś klubie na Śródmieściu — wracał późno w nocy. Ja pracowałam zdalnie jako graficzka, więc całe dnie spędzałam sama. W kuchni zostawiał brudne kubki, w łazience mokre ręczniki. Wkurzało mnie to, ale nie miałam siły się kłócić.

Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i zdjęciem mamy w dłoni. Michał wszedł do kuchni bez słowa, nalał sobie wody i już miał wyjść, gdy zapytałam:

— Pamiętasz ten dzień nad jeziorem w Augustowie? Jak mama nas wtedy pogodziła?

Spojrzał na mnie z niechęcią.

— Po co to rozdrapujesz?

— Bo mam dość tego milczenia! — wybuchłam. — Przez lata udawaliśmy, że się nie znamy! Nawet na pogrzebie mamy…

— Nie zaczynaj! — przerwał mi ostro. — Ty zawsze musisz być tą dobrą, tą lepszą! A ja? Ja byłem tylko problemem!

Zamilkliśmy. W powietrzu wisiała cała nasza przeszłość: ojciec alkoholik, matka wiecznie zmęczona życiem, babcia próbująca nas ratować przed wszystkim i wszystkimi.

Kilka dni później znalazłam Michała siedzącego na podłodze w swoim pokoju. Płakał. Pierwszy raz od lat zobaczyłam go takiego bezbronnego.

— Co się stało? — zapytałam cicho.

— Straciłem pracę — wyszeptał. — I… mam długi. Duże długi.

Usiadłam obok niego. Przez chwilę milczeliśmy.

— Czemu mi nie powiedziałeś?

— Bo nigdy mnie nie słuchałaś! Zawsze byłaś zajęta sobą! Nawet kiedy ojciec bił mamę, ty zamykałaś się w pokoju i udawałaś, że nic się nie dzieje!

Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Przez lata wypierałam tamte sceny z pamięci. Ale on miał rację — uciekałam w książki, muzykę, cokolwiek, byle nie widzieć tego piekła.

Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać więcej. O dzieciństwie, o tym, co nas bolało najbardziej. Michał przyznał się do wszystkiego: do kradzieży pieniędzy z portfela mamy, do bójek w szkole, do tego, że czuł się zawsze gorszy ode mnie.

— Babcia zawsze cię faworyzowała — powiedział pewnego wieczoru przy kolacji.

— To nieprawda! — zaprotestowałam.

— A jednak to ty dostałaś mieszkanie po niej. Ja dostałem tylko jej stare zdjęcia i zegarek po dziadku.

Zrobiło mi się głupio. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób.

Wkrótce okazało się, że Michała ścigają wierzyciele. Przyszedł do mnie pewnej nocy z podbitym okiem.

— Muszę wyjechać — powiedział cicho. — Inaczej mnie znajdą.

— Gdzie chcesz jechać?

— Nie wiem… Może do Gdańska? Może za granicę?

Zebrałam wszystkie oszczędności i dałam mu połowę. Wiedziałam, że to ryzyko — mógł już nigdy nie wrócić.

Ostatniej nocy przed wyjazdem usiedliśmy razem na balkonie.

— Myślisz, że jeszcze kiedyś będziemy rodziną? — zapytał nagle.

Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam na światła miasta i czułam ciężar wszystkich niewypowiedzianych słów.

— Rodzina to nie tylko krew — powiedziałam w końcu. — To wybór… każdego dnia od nowa.

Michał wyjechał rano bez pożegnania. Zostawił mi tylko kartkę: „Dziękuję za wszystko. Może kiedyś wrócę.”

Często myślę o tej obietnicy danej babci i o tym, czy zrobiłam dobrze wpuszczając go z powrotem do swojego życia. Czy można naprawdę wybaczyć wszystko? Czy więzy krwi są wystarczającym powodem, by dawać kolejną szansę komuś, kto tyle razy zawiódł?