„Brat odmówił opieki nad chorą mamą i chciał sprzedać jej dom” – od tamtej pory nie chcemy mieć z nim nic wspólnego
– Nie zamierzam się nią zajmować, Anka! – głos Tomka drżał, ale nie ze wzruszenia, tylko z irytacji. – Mam swoje życie, rozumiesz? Nie będę siedział w tym zapyziałym domu i patrzył, jak mama gaśnie.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Siedzieliśmy w kuchni, tej samej, w której jako dzieci kłóciliśmy się o ostatni kawałek sernika. Teraz dzieliła nas przepaść. Mama leżała na górze, po kolejnej chemii była słaba jak nigdy. Ja wróciłam z Warszawy, rzuciłam pracę w agencji reklamowej, żeby być przy niej. Tomek przyjechał tylko na weekend – i już miał dość.
– A co z domem? – zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi.
Tomek wzruszył ramionami.
– Sprzedamy go. Przecież mama i tak nie będzie tu mieszkać. Po co nam ten stary grat?
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Ten dom był wszystkim – schronieniem po rozwodzie rodziców, miejscem pierwszych miłości i rozczarowań. Mama zawsze powtarzała: „To nasza przystań”.
– Nie pozwolę ci go sprzedać – wyszeptałam. – Mama jeszcze żyje. I to jej dom.
Tomek spojrzał na mnie z pogardą.
– Ty zawsze musisz być tą świętą, co? Zobaczysz, jak ci się znudzi przewijanie pampersów staruszce.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Zostałam sama z ciszą, która bolała bardziej niż jego słowa.
Mama była coraz słabsza. Czasem nie poznawała mnie rano, myliła mnie z babcią. Ale gdy tylko słyszała Tomka w telefonie, jej głos nabierał siły.
– Tomeczku, kiedy przyjedziesz? – pytała z nadzieją.
Zawsze odpowiadał wymijająco. Praca, dziewczyna, wyjazd służbowy. Widziałam, jak bardzo ją to boli. Ale nigdy nie powiedziała złego słowa na syna.
Ja natomiast coraz bardziej czułam do niego żal. Zostawił mnie samą z całym ciężarem. Nocami płakałam w łazience, żeby mama nie słyszała. Czułam się jak dziecko, które ktoś zostawił na środku ruchliwej ulicy.
Któregoś dnia przyszło pismo z banku. Okazało się, że Tomek próbował załatwić pełnomocnictwo do konta mamy. Chciał mieć dostęp do jej oszczędności! Byłam wściekła.
– Jak mogłeś?! – krzyczałam do słuchawki.
– Przesadzasz! – odburknął. – Przecież to też moje pieniądze. Poza tym mama i tak długo nie pożyje.
Wtedy coś we mnie pękło. Przestałam odbierać jego telefony. Mama też coraz rzadziej o nim wspominała.
Pewnej nocy mama dostała wysokiej gorączki. Zadzwoniłam po karetkę. W szpitalu lekarz powiedział mi prosto w oczy:
– Proszę się przygotować na najgorsze.
Siedziałam przy jej łóżku przez całą noc. Trzymałam ją za rękę i szeptałam:
– Mamusiu, jestem tu. Nie zostawię cię.
Rano zadzwoniłam do Tomka.
– Jeśli chcesz się pożegnać z mamą, przyjedź teraz.
Przyjechał dopiero wieczorem. Wszedł do sali szpitalnej jak obcy człowiek. Mama spojrzała na niego zamglonym wzrokiem i uśmiechnęła się słabo.
– Tomeczku…
On tylko skinął głową i wyszedł po pięciu minutach.
Mama odeszła dwa dni później. Byłam przy niej do końca. Tomek nie pojawił się na pogrzebie – wysłał tylko wieńce i przelew na połowę kosztów stypy.
Po wszystkim zostałam sama w pustym domu. Każdy kąt przypominał mi dzieciństwo i mamę – jej śmiech w kuchni, zapach świeżo upieczonego chleba, ciepło jej ramion po koszmarnym śnie.
Tomek zadzwonił miesiąc później.
– Musimy sprzedać dom – powiedział bez emocji.
– Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego – odpowiedziałam zimno i odłożyłam słuchawkę.
Od tamtej pory nie rozmawialiśmy ani razu. Dom został ze mną – nie pozwoliłam go sprzedać. Czasem myślę o Tomku: czy żałuje? Czy kiedyś zrozumie, co zrobił?
Czy można wybaczyć komuś taką zdradę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może to wybór – każdego dnia na nowo?