Kiedy mój syn nazwał teściową „mamą” – historia o granicach, które w końcu musiałam postawić

– Mamo, mogę iść do mamy Krysi? – zapytał mój sześcioletni syn Staś, patrząc na mnie z niewinnym uśmiechem. Zamarłam. Siedzieliśmy przy stole w salonie, a obok mnie, zadowolona jak nigdy, siedziała moja teściowa, Krystyna. W tej chwili poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi i rzucił je na podłogę.

– Do kogo chcesz iść? – zapytałam, próbując zachować spokój, choć głos mi drżał.

– Do mamy Krysi! – powtórzył Staś z entuzjazmem, nieświadomy burzy, która właśnie rozpętała się w mojej głowie.

Krystyna spojrzała na mnie z triumfującym uśmiechem. – No widzisz, mówiłam ci, że dzieci czują, kto je naprawdę kocha – rzuciła niby żartem, ale w jej oczach widziałam satysfakcję.

Od lat znosiłam jej drobne uszczypliwości i wieczne wtrącanie się we wszystko: jak karmię Stasia, jak go ubieram, jak prowadzę dom. Zawsze wiedziała lepiej. Zawsze miała ostatnie słowo. Przez lata tłumaczyłam sobie, że dla dobra rodziny trzeba być cierpliwym. Że to przecież babcia, że pomaga. Ale tego dnia coś we mnie pękło.

– Staś, chodź do mnie – powiedziałam cicho, ale stanowczo. Chwyciłam go za rękę i spojrzałam na Krystynę. – Mamo Krysiu, czy mogę z panią porozmawiać na osobności?

Mój mąż, Tomek, który do tej pory udawał, że nie słyszy rozmowy, nagle się ożywił. – O co chodzi? – zapytał nerwowo.

– O to, że mam już dość – odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Dość tego, że moje dziecko nie wie, kto jest jego matką.

Krystyna uniosła brwi. – Przesadzasz. Przecież to tylko dziecko. On tak sobie mówi.

– Nie! – podniosłam głos. – On tak mówi, bo pani mu na to pozwala! Bo pani od lat próbuje mnie zastąpić!

W salonie zapadła cisza. Staś patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Tomek spuścił wzrok.

– To nieprawda – zaczęła Krystyna, ale przerwałam jej.

– Naprawdę? To kto zabiera Stasia do lekarza bez mojej zgody? Kto mówi mu, że mama się nie zna? Kto podważa każdą moją decyzję?

Krystyna zacisnęła usta. – Robię to dla waszego dobra.

– Nie! Robi pani to dla siebie! – krzyknęłam. – Chce pani być najważniejsza! Ale ja już nie pozwolę!

Tomek próbował interweniować. – Może porozmawiamy spokojnie…

– Spokojnie?! – odwróciłam się do niego. – Przez lata byłam spokojna! Przez lata milczałam! Ale dzisiaj moje dziecko nazwało inną kobietę „mamą”! Czy ty rozumiesz, jak to boli?

Staś zaczął płakać. Krystyna próbowała go przytulić, ale odsunęłam ją stanowczo.

– Mamo Krysiu, proszę uszanować moje granice. Jestem matką Stasia i nie pozwolę nikomu tego podważać.

Krystyna wstała gwałtownie i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Tomek patrzył na mnie z wyrzutem.

– Musiałaś robić scenę przy dziecku?

– Musiałam w końcu powiedzieć prawdę! – odpowiedziałam drżącym głosem.

Wieczorem Staś przyszedł do mnie do łóżka.

– Mamusiu… przepraszam…

Przytuliłam go mocno.

– To nie twoja wina, kochanie. Po prostu czasem dorośli muszą sobie coś wyjaśnić.

Nie spałam całą noc. W głowie miałam tysiące myśli: czy przesadziłam? Czy powinnam była dalej milczeć? Czy Tomek kiedykolwiek stanie po mojej stronie?

Następnego dnia Krystyna nie przyszła do nas jak zwykle rano. W domu panowała cisza. Tomek był oschły i zamknięty w sobie. Staś był smutny i wycofany.

Po południu zadzwoniła moja mama.

– Co się stało? Krystyna dzwoniła do mnie z pretensjami…

Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.

– Dobrze zrobiłaś – powiedziała stanowczo. – Ile można dawać sobą pomiatać? Jesteś matką i masz prawo do szacunku.

Ale czy rzeczywiście miałam prawo aż tak wybuchnąć? Czy powinnam była rozmawiać spokojniej? A może to ja jestem winna temu zamieszaniu?

Wieczorem Tomek w końcu się odezwał:

– Wiesz… Mama może przesadzała, ale ty też… Staś jest tylko dzieckiem.

Poczułam się samotna jak nigdy dotąd. Zrozumiałam jednak jedno: jeśli sama nie postawię granic, nikt tego za mnie nie zrobi.

Minęły tygodnie zanim sytuacja się uspokoiła. Krystyna przestała przychodzić codziennie i zaczęła traktować mnie z większym dystansem. Tomek długo był chłodny, ale powoli zaczął rozumieć moje racje. Staś wrócił do swojej radosnej natury, choć czasem jeszcze pyta o „mamę Krysię”.

Czasem patrzę na siebie w lustrze i zastanawiam się: czy każda matka musi walczyć o swoje miejsce w rodzinie? Dlaczego tak trudno nam mówić o swoich uczuciach zanim wybuchniemy? Może gdybyśmy częściej rozmawiali szczerze, uniknęlibyśmy tylu łez…