Wróciłam z noworodkiem do pustego mieszkania. Mąż nie przygotował niczego – czy naprawdę jestem sama w tej rodzinie?

— Naprawdę nie mogłeś tego zrobić? — mój głos drżał, kiedy stałam w progu naszego mieszkania z maleńką Zosią na rękach. Mąż, Paweł, wciąż miał na sobie koszulę z pracy, a jego twarz wyrażała zmęczenie i irytację.

— Przecież mówiłem, że wszystko ogarniemy razem — odpowiedział, nawet nie patrząc mi w oczy. — Nie mogłem się urwać z pracy, szef by mnie zjadł.

Spojrzałam na puste kąty. W salonie walały się papiery i kubki po kawie. W sypialni stało nasze stare łóżko, a po łóżeczku dla dziecka nie było śladu. Przewijak? Nawet nie wiem, czy Paweł wie, jak to wygląda. Ubranka? Kilka przypadkowych śpioszków leżało w reklamówce na krześle. Wszystko było nieprzygotowane, chaotyczne, jakby nikt tu nie czekał na nowe życie.

Zosia zaczęła płakać. Próbowałam ją ukołysać, ale sama miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Przez dziewięć miesięcy powtarzałam Pawłowi: „Musimy się przygotować. Proszę cię, pomóż mi”. On zawsze odpowiadał: „Nie panikuj, damy radę. Wszystko będzie dobrze”.

Teraz stałam tu sama z dzieckiem i poczuciem totalnej bezradności.

— Paweł, ja nie dam rady sama — powiedziałam cicho. — Nie mam siły po porodzie sprzątać i biegać po sklepach. Potrzebuję cię.

Westchnął ciężko i rzucił torbę na podłogę.

— Przesadzasz. Przecież to tylko kilka rzeczy. Jutro po pracy wszystko kupię.

— Jutro?! — podniosłam głos. — Zosia potrzebuje łóżeczka TERAZ! Potrzebuje czystych ubranek TERAZ! Ja potrzebuję twojego wsparcia TERAZ!

Zamilkł. Przez chwilę patrzył na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu.

W głowie kłębiły mi się myśli: Czy naprawdę jestem w tym sama? Czy tak wygląda rodzina?

Przez całą ciążę czułam się samotna, ale tłumaczyłam sobie, że to tylko stres, że Paweł się zmieni, kiedy zobaczy córkę. Ale on był coraz bardziej nieobecny — praca, spotkania, telefony. Nawet kiedy byłam w szpitalu po porodzie, odwiedził mnie tylko raz i to na chwilę.

Moja mama dzwoniła codziennie: „Jak się czujesz? Czy Paweł ci pomaga?” Kłamałam: „Tak, wszystko w porządku”. Nie chciałam jej martwić.

Teraz jednak nie mogłam już udawać.

Położyłam Zosię na naszym łóżku i zaczęłam płakać. Paweł stał w drzwiach i patrzył na mnie bezradnie.

— Może zadzwonię do mamy? — zaproponował cicho.

— Nie chcę twojej litości — odpowiedziałam przez łzy. — Chcę partnera, który będzie ze mną, a nie obok mnie.

Przez następne godziny siedziałam przy Zosi i patrzyłam na nią z mieszaniną miłości i rozpaczy. Była taka maleńka, bezbronna… A ja czułam się równie bezbronna jak ona.

Wieczorem usłyszałam dźwięk klucza w drzwiach. To była moja mama. Przyjechała bez zapowiedzi.

— Kochanie… — objęła mnie mocno. — Widzę po oczach, że coś jest nie tak.

Nie wytrzymałam. Wylałam przed nią wszystko: strach, zmęczenie, żal do Pawła. Mama słuchała w milczeniu, głaskała mnie po głowie jak wtedy, gdy byłam mała.

— Musisz z nim porozmawiać poważnie — powiedziała stanowczo. — On musi zrozumieć, że rodzina to nie tylko zarabianie pieniędzy.

Tej nocy spałyśmy z mamą i Zosią razem w jednym łóżku. Paweł zamknął się w salonie z laptopem.

Następnego dnia mama zabrała mnie i Zosię do sklepu dziecięcego. Kupiłyśmy łóżeczko, przewijak, ubranka. Pomogła mi wszystko wyprać i poukładać. W końcu nasze mieszkanie zaczęło przypominać dom z dzieckiem.

Paweł wrócił późno wieczorem. Wszedł do sypialni i zobaczył naszą córkę śpiącą spokojnie w nowym łóżeczku.

— Przepraszam — powiedział cicho. — Chyba nie rozumiałem…

Spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem.

— To nie wystarczy powiedzieć „przepraszam”. Musisz być obecny. Musisz być ojcem, a nie tylko żywicielem rodziny.

Nie odpowiedział od razu. Usiadł obok mnie i przez chwilę milczeliśmy razem.

Od tamtej pory próbował się zmienić — czasem mu wychodziło, czasem wracały stare nawyki. Ale ja już wiedziałam jedno: muszę walczyć o siebie i o Zosię. Nie mogę pozwolić, by samotność stała się normą w moim życiu.

Czasem patrzę na Pawła i zastanawiam się: czy naprawdę można zmienić człowieka? Czy rodzina to tylko wspólne mieszkanie i rachunki? A może prawdziwa bliskość zaczyna się wtedy, gdy przestajemy udawać przed sobą nawzajem?