Pomoc nieznajomej kobiecie i zrujnowane życie mojej matki – jak po latach odkryłam prawdę
„Proszę… pomóż mi…” – usłyszałam cichy, drżący głos, kiedy już miałam przekroczyć próg biura. Był listopadowy poranek, deszcz lał jak z cebra, a ulice Łodzi tonęły w szarości. Ludzie mijali się w pośpiechu, skuleni pod parasolami, nie zwracając uwagi na starszą kobietę siedzącą na mokrym chodniku. Zatrzymałam się. Coś ścisnęło mnie w środku. Przerzuciłam torbę przez ramię i podbiegłam do niej.
– Pomogę pani, proszę się nie bać – powiedziałam, chwytając ją za rękę. Była lekka jak piórko, jakby lata i cierpienie wyssały z niej całą siłę. Podniosłam ją i rozłożyłam nad nią parasolkę.
– Gdzie pani mieszka? Odprowadzę panią – zapytałam.
Spojrzała na mnie z nieopisaną trwogą i smutkiem w oczach.
– Zofia… mam na imię Zofia – wyszeptała. Nazwisko przemknęło mi przez myśl, ale nie skojarzyłam go wtedy z niczym szczególnym. Zatrzymałam taksówkę i zawiozłam ją pod wskazany adres. Przez całą drogę milczała, tylko raz zapytała:
– Jesteś dobrą osobą?
Uśmiechnęłam się smutno:
– Staram się być.
Spóźniłam się do pracy, ale miałam w sercu ciepło – zrobiłam coś dobrego. Wieczorem zadzwoniłam do mamy do Włoch, gdzie od lat pracowała jako opiekunka. Opowiedziałam jej o starszej pani, która wydawała się tak bardzo samotna.
Mama nagle zamilkła.
– Jak się nazywała? – zapytała drżącym głosem.
– Zofia… Zofia Sienkiewicz.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem usłyszałam szept:
– To niemożliwe…
Serce zaczęło mi walić.
– Mamo, co się dzieje?
– To ona… to przez nią straciłam wszystko. Była moją przełożoną w banku w Łodzi. Oskarżyła mnie o kradzież pieniędzy, choć byłam niewinna. Zwolnili mnie dyscyplinarnie, ojciec wtedy nas zostawił… Zostałyśmy same. To przez nią wyjechałam do Włoch, żeby cię utrzymać.
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Przed oczami stanęły mi wszystkie lata rozłąki z mamą, jej łzy w słuchawce i samotność w pustym mieszkaniu. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Widziałam przed oczami twarz Zofii – jej zmęczone oczy i drżące dłonie.
Następnego dnia poszłam pod adres, gdzie ją odwiozłam. Drzwi otworzyła sąsiadka.
– Pani Zofia jest bardzo słaba – powiedziała cicho. – Całą noc płakała po pani wizycie.
Weszłam do środka. Leżała na łóżku, blada jak ściana.
– To ty? – zapytała słabym głosem.
Pokiwałam głową.
– Wiesz już, kim jestem?
Zamarłam.
– Nie…
– Twoja mama to Anna Nowicka?
Zbladłam.
– Tak…
Zofia otarła łzy.
– Skrzywdziłam ją bardzo. Była niewinna, ale ja… bałam się przełożonych. Kiedy wyszło na jaw, że to ktoś inny ukradł pieniądze, było już za późno. Nie miałam odwagi jej przeprosić. Straciła wszystko przez moje tchórzostwo.
Poczułam narastający gniew i żal. Chciałam krzyczeć: „Przez panią moja mama musiała wyjechać za granicę! Przez panią ojciec nas zostawił!” Ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
Zofia chwyciła mnie za rękę:
– Największą karą dla mnie jest to, że pomogłaś mi wczoraj. Dobrocią odpowiedziałaś na moje zło. Całe życie żałuję tego, co zrobiłam twojej mamie.
Milczałyśmy długo. Od tamtej pory odwiedzałam ją regularnie. Patrzyłam, jak gaśnie w samotności i poczuciu winy. Pewnego dnia zapytała:
– Myślisz, że twoja mama mi wybaczy?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zadzwoniłam do mamy i opowiedziałam jej wszystko.
– Córko – powiedziała cicho – ja jej wybaczyłam już dawno temu. Ty też spróbuj.
Ale wybaczenie nie jest takie proste.
Kilka dni później Zofia wręczyła mi list:
– Przekaż go swojej mamie…
W liście napisała całą prawdę: o swoim tchórzostwie, żalu i prośbie o przebaczenie.
Wysłałam list mamie do Włoch. Po kilku dniach zadzwoniła do mnie i powiedziała tylko jedno zdanie:
– Jestem wolna.
A ja do dziś zastanawiam się: czy można przerwać łańcuch krzywdy dobrem? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś, kto odebrał wam rodzinę i dzieciństwo? Co byście zrobili na moim miejscu?