Nowa żona mojego syna: Cicha wojna o rodzinę

– Michał, czy przekazałeś Jasiowi te pieniądze na wycieczkę szkolną? – zapytałam syna przez telefon, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko cichy szelest, jakby ktoś nerwowo przesuwał palcami po stole. – Mamo, nie było potrzeby… Agnieszka powiedziała, że szkoła wszystko załatwia – odpowiedział w końcu Michał, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka.

Jeszcze wczoraj Jaś, mój ukochany wnuk z pierwszego małżeństwa Michała, zapytał mnie: – Babciu, dlaczego nie dostałem tych pieniędzy na wycieczkę? Tata mówił, że nie ma. – Wtedy coś we mnie zadrżało. Przecież przekazałam Michałowi kopertę tydzień temu. Byłam pewna, że wszystko jest w porządku.

Od śmierci Magdy, pierwszej żony Michała, byłam dla Jasia jak druga mama. Michał długo nie mógł się pozbierać po tej tragedii. Pomagałam mu jak mogłam – obiady, pranie, odrabianie lekcji z Jasiem. Byliśmy rodziną. A potem pojawiła się Agnieszka.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy ją zobaczyłam. Wysoka, szczupła, z nienagannym makijażem i uśmiechem tak szerokim, że aż bolało patrzeć. Michał był nią oczarowany. Ja próbowałam się cieszyć jego szczęściem. Próbowałam…

Z czasem zaczęły się drobne nieporozumienia. Agnieszka nie chciała, żebym przychodziła bez zapowiedzi. Zawsze miała wymówkę: a to sprzątanie, a to goście, a to „rodzinny czas” tylko dla nich. Jaś coraz rzadziej dzwonił. Michał był zajęty pracą i nowym życiem.

Pewnego dnia przyszłam z ciastem – moim słynnym sernikiem, który Jaś uwielbiał od dziecka. Agnieszka otworzyła drzwi i spojrzała na mnie chłodno:
– Pani Zofio, dziś nie bardzo… Jasio ma korepetycje.
– Ale przecież zawsze w środy…
– Teraz mamy nowe zasady – przerwała mi stanowczo.

Wróciłam do domu z sernikiem pod pachą i łzami w oczach. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Z czasem zaczęłam zauważać coraz więcej sygnałów. Jaś opowiadał mi przez telefon:
– Babciu, Agnieszka mówi, że nie muszę już do ciebie dzwonić co tydzień. Że masz swoje życie.
Albo:
– Babciu, Agnieszka mówi, że nie powinnaś kupować mi prezentów bez uzgodnienia z tatą.

Czułam się coraz bardziej odsuwana na bok. Michał tłumaczył wszystko zmęczeniem, nową pracą, „potrzebą stabilizacji” po trudnych latach. Ale wiedziałam swoje.

Kiedy dowiedziałam się o tych pieniądzach na wycieczkę – poczułam się zdradzona. To była kropla przepełniająca czarę goryczy.

Postanowiłam porozmawiać z Michałem twarzą w twarz. Pojechałam do nich w sobotę rano. Drzwi otworzyła Agnieszka.
– Dzień dobry – powiedziałam chłodno.
– Dzień dobry – odpowiedziała równie chłodno.
– Chciałabym porozmawiać z Michałem i Jasiem.
– Michał jest zajęty, a Jasio u kolegi – rzuciła i już miała zamykać drzwi.
Zatrzymałam je nogą.
– To ważne.

Weszłam do środka mimo jej protestów. Michał siedział przy stole z laptopem.
– Mamo, co się dzieje?
– Chcę wiedzieć prawdę o tych pieniądzach dla Jasia – powiedziałam bez ogródek.
Agnieszka spojrzała na mnie z pogardą:
– Przesadza pani. To tylko sto złotych.
– To nie chodzi o pieniądze! – podniosłam głos. – Chodzi o zaufanie! O rodzinę!

Michał spuścił wzrok. – Agnieszka uznała, że lepiej będzie przeznaczyć te pieniądze na coś innego…
– Co?!
– Na wspólny wyjazd do Zakopanego – powiedziała Agnieszka bez cienia skruchy. – Jasio też tam pojedzie.

Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Stałam tam przez chwilę w milczeniu, próbując złapać oddech.
– Czyli moje wsparcie dla wnuka jest teraz waszym wspólnym budżetem? – zapytałam cicho.
Agnieszka wzruszyła ramionami:
– Rodzina to rodzina. Wszystko do jednej kieszeni.

Wyszłam stamtąd z poczuciem upokorzenia i bezsilności. Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy naprawdę jestem już nikomu niepotrzebna? Czy to ja jestem problemem?

Zadzwoniłam do mojej siostry Hanki.
– Zosiu, musisz walczyć o kontakt z Jasiem! – powiedziała stanowczo. – Nie pozwól tej kobiecie odebrać ci rodziny!
Ale jak? Michał coraz bardziej zamykał się w sobie. Jaś był coraz bardziej pod wpływem Agnieszki i jej dwóch córek z poprzedniego związku. Czułam się jak obca w ich świecie.

Pewnego dnia spotkałam Jasia przypadkiem na przystanku autobusowym.
– Babciu! – rzucił się na mnie z uśmiechem.
– Tęskniłem za tobą… Ale Agnieszka mówi, że nie powinniśmy się spotykać bez jej zgody.
Serce mi pękło.
– Kochanie, zawsze możesz do mnie zadzwonić albo przyjść… Zawsze!
Uśmiechnął się smutno:
– Tata mówi, że muszę słuchać Agnieszki…

Wróciłam do domu i rozpłakałam się jak dziecko. Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Michałem – bez skutku. Odbierał moje telefony coraz rzadziej. W końcu przestał odbierać w ogóle.

W święta Bożego Narodzenia zostałam sama przy stole dla sześciu osób. Patrzyłam na puste krzesła i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd.

Po kilku miesiącach dostałam list od Jasia:
„Babciu, bardzo za Tobą tęsknię. Chciałbym Cię zobaczyć, ale Agnieszka mówi tacie, że to nie jest dobry pomysł. Tata słucha jej we wszystkim. Nie wiem dlaczego tak jest… Kocham Cię bardzo! Twój Jaś”

Czy można stracić rodzinę przez jedną osobę? Czy naprawdę nowa żona mojego syna ma prawo decydować o wszystkim? Czy ja już naprawdę jestem tylko przeszkodą?

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? A może czas się poddać i pozwolić odejść temu, co było najważniejsze?

Czy Wy też czuliście kiedyś taką samotność wśród najbliższych? Co byście zrobili na moim miejscu?