„Nie zostawię mojego syna. Jakim byłbym ojcem?” – Historia Pawła, który walczył o rodzinę
– Paweł, nie możesz tu dłużej zostać. – Głos mojej matki był zimny jak lód, a jej spojrzenie nie zdradzało żadnych emocji. Stałem w kuchni z synkiem na rękach, a w powietrzu wisiała cisza, którą przerywał tylko cichy szloch mojego rocznego Michała.
– Mamo, proszę cię… – zacząłem, ale ona już odwracała się na pięcie. – To jest mój dom! Twój ojciec by tego nie wytrzymał. Ty i ten bachor…
Zacisnąłem zęby. Bachor. Tak mówiła o swoim wnuku. O moim synu. O dziecku, które było dla mnie wszystkim, odkąd Marta – moja żona – zostawiła nas bez słowa wyjaśnienia. Zniknęła pewnego listopadowego wieczoru, zostawiając tylko kartkę: „Nie umiem być matką. Przepraszam.”
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Musiałem wrócić do rodzinnego domu w Radomiu, bo nie było mnie stać na wynajem mieszkania po utracie pracy w drukarni. Myślałem, że mama zrozumie. Że pomoże. Ale ona patrzyła na Michała jak na ciężar, którego nie chciała dźwigać.
– Paweł, ja już swoje wychowałam – powtarzała niemal codziennie. – Nie będę niańką dla twojego dziecka.
Czułem się jak intruz we własnym domu. Każdy dzień zaczynał się od napięcia – czy dziś znowu usłyszę wyrzuty? Czy dziś znowu będę musiał tłumaczyć się z płaczu Michała? Nawet kiedy starałem się być cicho, kiedy gotowałem kaszkę albo przewijałem go w łazience, mama patrzyła na mnie z dezaprobatą.
Pewnego wieczoru, kiedy Michał miał gorączkę i płakał bez przerwy, usłyszałem trzask drzwi. Mama weszła do pokoju i krzyknęła:
– Ile jeszcze to będzie trwało?! Nie mogę spać! Mam swoje lata!
– On jest chory! – odpowiedziałem z rozpaczą. – Potrzebuje mnie…
– A ja potrzebuję spokoju! – rzuciła i wyszła trzaskając drzwiami.
Tamtej nocy siedziałem przy łóżeczku Michała i płakałem razem z nim. Czułem się bezsilny. Samotny. Zdradzony przez własną matkę i przez kobietę, którą kochałem.
Rano mama postawiła sprawę jasno:
– Masz tydzień na znalezienie sobie innego miejsca.
Nie spałem całą noc. Przeglądałem ogłoszenia w internecie, ale ceny wynajmu były kosmiczne. Próbowałem dzwonić do znajomych, ale każdy miał swoje życie, swoje problemy.
W pracy w końcu udało mi się znaleźć dorywcze zajęcie w magazynie spożywczym. Zarabiałem grosze, ale to było coś. Każdego dnia wracałem zmęczony do granic możliwości, ale Michał czekał na mnie z uśmiechem. Tylko dla niego miałem siłę wstać rano.
Pewnego dnia spotkałem na ulicy Agatę – moją dawną koleżankę ze szkoły średniej. Zobaczyła mnie z Michałem i od razu zapytała:
– Paweł? Co się stało?
Opowiedziałem jej wszystko. O Marcie, o mamie, o tym jak trudno być samotnym ojcem w kraju, gdzie wszyscy oczekują, że to matka zostanie z dzieckiem.
Agata zaprosiła mnie na kawę do swojego mieszkania. Było skromne, ale pełne ciepła. Jej mama przywitała mnie serdecznie i od razu zaproponowała pomoc:
– Jeśli będziesz potrzebował opieki nad Michałem, możesz go przyprowadzić do nas.
To był pierwszy promyk nadziei od miesięcy.
Wróciłem do domu późno tego wieczoru. Mama siedziała przed telewizorem i nawet nie spojrzała w moją stronę.
– Znalazłeś już mieszkanie? – zapytała chłodno.
– Jeszcze nie… Ale mam kogoś, kto może mi pomóc z opieką nad Michałem.
– To dobrze – mruknęła i przełączyła kanał.
Przez kolejne dni coraz częściej korzystałem z pomocy Agaty i jej mamy. Michał był tam szczęśliwy – śmiał się, bawił z innymi dziećmi z sąsiedztwa. Ja mogłem pracować więcej godzin i powoli odkładać pieniądze na kaucję za wynajem.
Ale im częściej bywałem poza domem, tym bardziej mama się oddalała. Przestała ze mną rozmawiać, zamykała się w swoim pokoju na całe dnie. Czułem się rozdarty – chciałem jej pomóc, ale ona nie chciała mojej obecności.
W końcu nadszedł dzień wyprowadzki. Spakowałem nasze rzeczy do dwóch walizek i stanąłem w progu salonu.
– Mamo…
Nie odpowiedziała. Patrzyła przez okno na szare blokowisko.
– Dziękuję za wszystko… mimo wszystko.
Wyszedłem bez słowa pożegnania z jej strony.
Nowe mieszkanie było małe i ciemne, ale nasze. Każdego dnia uczyłem się być lepszym ojcem – gotowałem obiady, czytałem bajki na dobranoc, uczyłem Michała pierwszych słów.
Czasem wieczorami siadałem przy oknie i myślałem o mamie. Czy była samotna? Czy żałowała swoich słów? Czy może czuła się zdradzona przez życie tak samo jak ja?
Któregoś dnia zadzwonił telefon. To była ona.
– Paweł…
Jej głos drżał.
– Możesz przyjechać? Źle się czuję…
Pojechałem natychmiast. Zastałem ją bladą i słabą na kanapie w salonie.
– Przepraszam… – wyszeptała. – Nie powinnam była was wyrzucać…
Usiadłem obok niej i złapałem za rękę.
– Mamo… każdy popełnia błędy.
Płakaliśmy razem przez długi czas.
Dziś Michał ma już pięć lat i codziennie odwiedza babcię po przedszkolu. Nasza relacja nigdy nie będzie taka jak dawniej, ale próbujemy budować ją od nowa – cegiełka po cegiełce.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć tym, którzy nas skrzywdzili? Czy rodzina to tylko więzy krwi, czy coś więcej? Może wy też macie podobne doświadczenia… Jak sobie z nimi radzicie?