Mój syn chce poślubić starszą kobietę z dwójką dzieci. Czy potrafię zaakceptować jego wybór?

— Mamo, musisz to zaakceptować. Kocham ją.

Te słowa Pawła, mojego jedynego syna, wciąż dźwięczą mi w uszach. Stał przede mną w kuchni, z tym swoim upartym spojrzeniem, które znałam od dziecka. W rękach ściskał kubek z herbatą, jakby to on miał go ochronić przed moją reakcją.

— Paweł, czy ty w ogóle słyszysz siebie? — głos mi zadrżał. — Ona ma już dwójkę dzieci! Jest od ciebie starsza! Co ludzie powiedzą?

— Mamo, nie obchodzi mnie, co powiedzą ludzie. Magda jest dla mnie wszystkim. Jej dzieci są cudowne. Chcę być częścią ich życia.

Poczułam, jak serce mi się ściska. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przecież całe życie marzyłam o tym, żeby Paweł miał rodzinę, dzieci… Ale nie taką rodzinę. Nie taką żonę. Nie taką przyszłość.

Wróciłam myślami do czasów, gdy był mały. Zawsze był moim oczkiem w głowie. Po śmierci męża to ja byłam dla niego wszystkim — matką i ojcem. Pracowałam na dwa etaty, żeby niczego mu nie brakowało. Chciałam, żeby miał lepsze życie niż ja. Żeby nie musiał się martwić o jutro.

A teraz? Teraz miałam poczucie, że ktoś mi go zabiera. Że jakaś kobieta — starsza, doświadczona przez życie, z bagażem w postaci dzieci i byłego męża — odbiera mi syna.

— Paweł… — zaczęłam łagodniej. — Czy ty naprawdę jesteś pewien? Przecież ona już wszystko przeżyła. Ty dopiero zaczynasz dorosłe życie.

— Mamo, nie rozumiesz. Magda daje mi coś, czego nigdy nie czułem. Spokój. Ciepło. Miłość. Jej dzieci są cudowne — naprawdę je polubiłem. Chcę być dla nich kimś ważnym.

Widziałam w jego oczach determinację. Ale widziałam też strach — strach przed moją reakcją, przed tym, że go odrzucę.

Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić, w domu wszystko mnie drażniło. Koleżanki z pracy zaczęły coś szeptać za moimi plecami.

— Słyszałaś? Syn Haliny chce się żenić z rozwódką! I to jeszcze z dwójką dzieci! — usłyszałam któregoś dnia na korytarzu.

Zrobiło mi się słabo. Zawsze dbałam o opinię innych. Zawsze chciałam być tą „porządną”, „dobrą matką”. A teraz? Teraz miałam być tą, której syn „wpadł” w sidła starszej kobiety?

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra.

— Halina, nie przesadzaj. Jeśli Paweł ją kocha…

— Ale on nie wie, co robi! — przerwałam jej roztrzęsiona. — Ona go wykorzystuje! Szuka kogoś, kto pomoże jej wychować dzieci!

— Może po prostu szuka miłości? — odpowiedziała cicho.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo Pawła i Magdy (bo przecież już ją poznałam — była miła, uprzejma… ale czułam dystans). Czy naprawdę mogę mu zabronić? Czy mam prawo ingerować w jego szczęście?

Po tygodniu Paweł przyszedł do mnie z Magdą i jej dziećmi.

— Mamo, chciałem ci ich przedstawić oficjalnie — powiedział niepewnie.

Magda uśmiechnęła się delikatnie.

— Dzień dobry, pani Halino. Wiem, że to dla pani trudne… Ale bardzo mi zależy na tym, żebyśmy się poznali.

Jej córka, Zosia, miała może siedem lat. Patrzyła na mnie wielkimi oczami i ściskała rękę mamy. Syn, Michałek, był młodszy — chował się za spódnicą Magdy.

Usiedliśmy przy stole. Rozmowa była sztywna, pełna niezręcznych pauz i wymuszonych uśmiechów. Dzieci były grzeczne, ale wyczuwały napięcie.

Po ich wyjściu Paweł został jeszcze chwilę.

— Mamo… Proszę cię tylko o jedno: spróbuj ją poznać naprawdę. Nie przez pryzmat tego, co mówią inni.

Nie odpowiedziałam. Bałam się przyznać przed sobą, że może ma rację.

Minęły kolejne tygodnie. Magda coraz częściej pojawiała się w naszym życiu. Pomagała mi w ogrodzie, przynosiła ciasto na imieniny sąsiadki. Dzieci zaczęły mówić do mnie „ciociu Halinko”.

Zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widziałam: jak Paweł patrzy na Magdę z czułością; jak ona troszczy się o niego; jak dzieci lgną do niego jak do własnego ojca.

Pewnego dnia Zosia podeszła do mnie i zapytała:

— Ciociu Halinko… czy będziesz naszą babcią?

Coś we mnie pękło. Poczułam łzy pod powiekami.

Wieczorem zadzwoniłam do Pawła.

— Synku… Jeśli jesteś szczęśliwy… Ja też spróbuję być szczęśliwa dla ciebie.

Po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę.

Ale czy naprawdę potrafię zaakceptować ich wszystkich? Czy dam radę pokochać Magdę i jej dzieci jak własną rodzinę? Czy jestem gotowa na to nowe życie?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy potrafilibyście zaakceptować taki wybór swojego dziecka?