Miałam takie plany na weekend… A potem zadzwoniła teściowa

– Aniu, w sobotę będę u was o dziewiątej. Trzeba w końcu zrobić porządne porządki przed świętami – głos teściowej rozbrzmiał w słuchawce, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Zamarłam z kubkiem kawy w dłoni. Przez cały tydzień marzyłam o tym weekendzie. Chciałam po prostu poleżeć na kanapie, obejrzeć serial, może wyjść z Piotrkiem na spacer do lasu. Ale nie. Moja teściowa, pani Halina, miała inne plany – jak zawsze zresztą.

– Mamo, ale my już sprzątaliśmy… – próbowałam się bronić, choć wiedziałam, że to walka z wiatrakami.

– Aniu, nie przesadzaj. Widziałam ostatnio kurz na półkach w salonie. I te okna… – westchnęła ciężko, jakby sama myśl o naszym domu przyprawiała ją o ból głowy.

Odłożyłam telefon i przez chwilę patrzyłam w okno. Piotrek wszedł do kuchni, zobaczył moją minę i od razu wiedział.

– Znowu? – zapytał cicho.

– Znowu. W sobotę rano. „Porządne porządki” – powtórzyłam jej słowa z goryczą.

Piotrek westchnął i przytulił mnie lekko. – Może tym razem powiesz jej, że nie chcesz?

Pokręciłam głową. – Wiesz, że to nic nie da. Ona zawsze znajdzie sposób, żeby postawić na swoim.

Cały piątek chodziłam jak na szpilkach. Zamiast się cieszyć wolnym czasem, układałam w głowie scenariusze rozmów z teściową. Próbowałam sobie wmówić, że to tylko sprzątanie, że przesadzam, ale czułam się jak dziecko, które nie ma prawa decydować o własnym pokoju.

W sobotę rano usłyszałam dzwonek do drzwi punktualnie o dziewiątej. Pani Halina weszła jak burza, z torbą pełną środków czystości i własnym mopem.

– No to do dzieła! – rzuciła radośnie, rozglądając się krytycznie po przedpokoju.

Przez kolejne godziny biegałyśmy po całym domu. Teściowa wydawała polecenia: „Aniu, przynieś wiadro!”, „Aniu, tu jeszcze plama!”, „Aniu, te firanki trzeba zdjąć!”. Piotrek próbował się wymigać, ale nawet on nie miał szans – został oddelegowany do mycia okien na balkonie.

W pewnym momencie poczułam, jak narasta we mnie złość. Każdy jej komentarz wbijał się we mnie jak szpilka:

– Widzisz, Aniu? Tak się myje podłogi! – pokazywała mi ruchy mopem, jakbym miała pięć lat.

– Mamo, ja naprawdę umiem sprzątać – powiedziałam w końcu przez zaciśnięte zęby.

Spojrzała na mnie zdziwiona. – Ależ ja wiem! Po prostu chcę wam pomóc. Przecież to dla waszego dobra.

Zacisnęłam pięści. Czy naprawdę nie widzi, jak bardzo mnie rani? Jak bardzo czuję się niekompetentna we własnym domu?

Po południu usiadłam na chwilę w kuchni. Piotrek przyszedł po szklankę wody i spojrzał na mnie ze współczuciem.

– Może powinnaś jej powiedzieć, co czujesz?

– Ona i tak nie zrozumie – szepnęłam. – Dla niej dom to świętość. Wszystko musi być idealne. A ja… ja po prostu chciałam odpocząć.

Wieczorem teściowa zebrała swoje rzeczy i spojrzała na mnie z uśmiechem:

– No widzisz, Aniu? Teraz możecie spokojnie odpocząć w czystym domu!

Uśmiechnęłam się blado i zamknęłam za nią drzwi. W środku czułam pustkę i żal. Nie tylko do niej – także do siebie, że znów nie potrafiłam postawić granic.

Piotrek objął mnie ramieniem.

– Przepraszam cię za moją mamę – powiedział cicho.

– To nie twoja wina – odpowiedziałam automatycznie.

Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Myślałam o tym, ile razy pozwoliłam jej wejść sobie na głowę. Ile razy rezygnowałam z własnych potrzeb dla świętego spokoju. Czy naprawdę muszę być zawsze tą grzeczną synową?

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– I jak tam weekend? Odpoczęliście?

Zawahałam się przez chwilę, a potem opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem powiedziała:

– Aniu, musisz nauczyć się mówić „nie”. Inaczej nigdy nie będziesz szczęśliwa we własnym domu.

Te słowa zostały ze mną na długo. Może czas w końcu zawalczyć o siebie?

Czasem zastanawiam się: czy można być szczęśliwą synową bez rezygnowania z siebie? Czy ktoś z was też tak ma?