Dwie noce i jeden dzień – historia Kasi, która musiała wybrać między rodziną a własnym szczęściem
— Ciągle zerkaś na zegarek? Spieszysz się? — głos pani Bożeny Nowak, naszej głównej księgowej, rozciął ciszę w biurze jak nóż. Złapałam się na tym, że już chyba dziesiąty raz w ciągu ostatnich piętnastu minut spojrzałam na wskazówki. Była siedemnasta, do końca pracy została jeszcze cała godzina, a ja czułam się, jakby czas specjalnie zwolnił, żeby mnie ukarać.
— Nie, ale… — zaczęłam niepewnie, nie chcąc wdawać się w szczegóły.
— Facet? W twoim wieku tylko przez faceta kobieta może tak liczyć minuty — rzuciła z uśmiechem pani Bożena. — Albo dzieci. Ale ty przecież dzieci nie masz, prawda?
Poczułam, jak robi mi się gorąco na twarzy. Nie chciałam rozmawiać o swoim życiu prywatnym, zwłaszcza tutaj, gdzie każdy plotkował o każdym. Ale miała rację — czekałam na wiadomość od Michała. Miał przyjechać dziś wieczorem z Krakowa. Dwie noce i jeden dzień – tyle mieliśmy dla siebie po trzech miesiącach rozłąki.
Kiedy w końcu wybiła osiemnasta, wybiegłam z biura szybciej niż zwykle. Na przystanku tramwajowym zadzwoniła mama.
— Kasiu, pamiętasz, że jutro jest rocznica śmierci taty? Przyjedziesz na cmentarz?
Zacisnęłam powieki. Oczywiście, że pamiętałam. Ale Michał…
— Mamo… — zaczęłam niepewnie. — Michał przyjeżdża dziś wieczorem. Chciałam spędzić z nim trochę czasu.
— Rozumiem — jej głos był chłodny jak lód. — Rodzina zawsze była dla ciebie na drugim miejscu.
Chciałam zaprotestować, ale rozłączyła się pierwsza. Stałam chwilę z telefonem w ręku, czując narastającą gulę w gardle. Zawsze tak było: cokolwiek bym nie zrobiła, mama była niezadowolona. Po śmierci taty wszystko się zmieniło. Zostałyśmy same i każda z nas zamknęła się w swoim świecie.
Wieczorem Michał przyjechał spóźniony. Wpadł do mojego mieszkania z bukietem tulipanów i szerokim uśmiechem.
— Przepraszam, korki były straszne! — rzucił, całując mnie w czoło.
Przez chwilę zapomniałam o wszystkim. Byliśmy tylko my, śmiech, rozmowy do późna w nocy, wspomnienia z czasów studiów. Michał był moją pierwszą prawdziwą miłością i jedyną osobą, przy której mogłam być sobą.
Ale rano rzeczywistość wróciła ze zdwojoną siłą. Mama wysłała mi SMS-a: „Nie musisz przyjeżdżać. Poradzę sobie sama.” Michał zauważył moją minę.
— Co się stało?
— Mama… ma dziś ciężki dzień. Rocznica taty.
— Może powinnaś pojechać do niej? — zaproponował delikatnie.
Poczułam złość. Dlaczego zawsze muszę wybierać? Dlaczego nie mogę choć raz pomyśleć o sobie?
— A może ona powinna zrozumieć, że ja też mam prawo do szczęścia? — wybuchłam niespodziewanie.
Michał milczał przez chwilę.
— Kasia… ja cię kocham. Ale jeśli nie uporządkujesz tej relacji z mamą, zawsze będziesz rozdarta.
Zamilkłam. Wiedziałam, że ma rację. Ale jak to zrobić?
Przez cały dzień próbowałam cieszyć się jego obecnością, ale myśli krążyły wokół mamy i taty. Przypomniałam sobie ostatnią rozmowę z ojcem przed jego śmiercią:
— Kasieńko, pamiętaj… życie jest krótkie. Nie bój się być szczęśliwa.
Wieczorem Michał musiał wracać do Krakowa. Odprowadziłam go na dworzec. Pożegnanie było krótkie i bolesne.
— Zadzwonię jutro — obiecał.
Wróciłam do pustego mieszkania i długo siedziałam w ciemności. W końcu zadzwoniłam do mamy.
— Mamo… przepraszam. Chciałam być dziś z tobą, ale…
— Wiem, Kasiu — jej głos był miękki i zmęczony. — Też za tobą tęsknię. Może jutro przyjedziesz?
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Czy naprawdę musimy zawsze wybierać między sobą a bliskimi? Czy można być szczęśliwym bez poczucia winy?
Dwie noce i jeden dzień wystarczyły, żebym zrozumiała, jak bardzo jestem rozdarta między przeszłością a przyszłością. Czy kiedykolwiek nauczę się żyć dla siebie? A może to właśnie rodzina jest tym miejscem, do którego zawsze będziemy wracać – niezależnie od wszystkiego?