Całe życie w cieniu siostry – czy kiedykolwiek będę wystarczająca dla mamy?
– Znowu się spóźniłaś, Marto. Ania nigdy nie robiła takich rzeczy – głos mamy rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon, który od lat wyznaczał rytm mojego życia. Stałam w progu, z kluczami w dłoni, mokre włosy przyklejały mi się do policzków po biegu z przystanku. W oczach czułam pieczenie, ale nie pozwoliłam sobie na łzy. Nie przy niej.
– Mamo, miałam dziś dyżur w szpitalu. Nie mogłam wyjść wcześniej – próbowałam tłumaczyć, choć wiedziałam, że to nic nie da.
– Ania też pracuje, a zawsze znajduje czas dla rodziny. – Mama spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby ten argument zamykał sprawę.
Ania. Moja starsza siostra. Idealna córka. Zawsze zorganizowana, zawsze uśmiechnięta, zawsze gotowa pomóc. Dla mamy była wzorem wszystkiego, czym powinnam być. Nawet kiedy byłam dzieckiem, słyszałam: „Popatrz, jak Ania ładnie rysuje”, „Ania dostała piątkę z matematyki”, „Ania nigdy nie sprawiała problemów”.
Z czasem nauczyłam się żyć w jej cieniu. W szkole przestałam się starać – po co, skoro i tak nigdy nie byłam wystarczająca? Kiedy dostałam się na medycynę, mama powiedziała tylko: „No widzisz, Ania też myślała o medycynie, ale wybrała prawo. Każda z was jest ambitna”. Nawet wtedy nie mogłam być po prostu sobą.
W dorosłym życiu nasze drogi rozeszły się jeszcze bardziej. Ania wyszła za mąż za Michała – prawnika z dobrej rodziny, mają dwójkę dzieci i dom pod Warszawą. Ja wciąż wynajmuję kawalerkę na Ochocie i pracuję na oddziale ratunkowym. Nie mam czasu na życie prywatne, a każda świąteczna kolacja kończy się tym samym:
– Marta, kiedy ty sobie kogoś znajdziesz? Ania już dawno była po ślubie w twoim wieku.
Czasem mam wrażenie, że mama nie widzi mnie wcale. Widzi tylko cień Ani – cień, który powinnam gonić, ale nigdy nie dogonię.
Pamiętam jedną Wigilię sprzed kilku lat. Siedziałyśmy przy stole – ja, Ania, mama i tata. Ania opowiadała o sukcesach swoich dzieci w szkole muzycznej. Mama słuchała z zachwytem. Kiedy przyszła moja kolej, powiedziałam cicho:
– Dziś uratowałam życie chłopcu po wypadku samochodowym.
Zapadła cisza. Mama spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem:
– To dobrze, Marto. Ale pamiętaj, żeby nie zaniedbywać rodziny.
Wtedy coś we mnie pękło. Wyszłam do łazienki i płakałam długo, tłumiąc szloch w ręcznikach. Po raz pierwszy poczułam prawdziwą złość – nie na mamę, nie na Anię, ale na siebie. Za to, że przez tyle lat pozwalałam im decydować o mojej wartości.
Od tamtej pory próbowałam się dystansować. Rzadziej dzwoniłam do domu, unikałam rodzinnych spotkań. Ale mama zawsze znajdowała sposób, żeby przypomnieć mi o moich „obowiązkach” wobec Ani:
– Pomóż Ani z dziećmi w weekend, ona ma tyle pracy.
– Zawieź Anię do lekarza, przecież masz samochód służbowy.
– Ania mówiła, że potrzebuje twojej pomocy przy remoncie.
Czułam się jak rekwizyt w jej życiu – ktoś od brudnej roboty, od wyręczania jej w trudnych sprawach. Nigdy nie usłyszałam „dziękuję”.
Najgorsze były rozmowy z tatą. On zawsze był cichy, wycofany. Kiedyś zapytałam go wprost:
– Tato, dlaczego mama ciągle mnie porównuje do Ani?
Westchnął ciężko:
– Twoja mama chce dla was jak najlepiej… Ale czasem nie widzi, jak bardzo cię to boli.
Nie potrafił mi pomóc. Może sam czuł się bezradny wobec tej wiecznej rywalizacji?
W tym roku skończyłam trzydzieści dwa lata. Zamiast świętować urodziny z rodziną, poszłam sama do kina. Po filmie długo spacerowałam po mieście i myślałam o tym wszystkim. Czy naprawdę jestem gorsza? Czy to ja jestem problemem?
Kilka dni później zadzwoniła Ania:
– Marta, mama jest chora. Możesz przyjechać?
Pojechałam bez wahania. W szpitalu zobaczyłam mamę słabą jak nigdy wcześniej. Usiadłam przy jej łóżku i przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
– Marto… – zaczęła cicho – Przepraszam cię za wszystko…
Nie wiedziałam co powiedzieć. Łzy napłynęły mi do oczu.
– Chciałam tylko… żebyście były blisko siebie…
Poczułam ulgę i żal jednocześnie. Przez tyle lat próbowałam zasłużyć na jej miłość – a ona chciała tylko naszej bliskości? Czy naprawdę musiała nas ranić porównaniami?
Dziś wiem jedno: nigdy nie będę taka jak Ania i już nie chcę być. Chcę być sobą – nawet jeśli to oznacza rozczarowanie dla mamy.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy kiedykolwiek będę wystarczająca? Czy muszę całe życie udowadniać swoją wartość komuś innemu? A może najwyższy czas zacząć żyć dla siebie?