Zgodziłam się, żeby wnuczka zamieszkała u mnie na czas studiów: A teraz czuję się jak intruz we własnym mieszkaniu
— Babciu, czy możesz nie wchodzić do mojego pokoju bez pukania? — głos Julki był ostry, jakby ktoś przeciął powietrze nożem. Stałam w progu, z kubkiem herbaty w ręku, którą zrobiłam specjalnie dla niej, bo wiedziałam, że zaraz wróci z uczelni zmęczona i zmarznięta. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Patrzyłam na nią — moją wnuczkę, którą kiedyś nosiłam na rękach, a teraz patrzyła na mnie z niecierpliwością i lekką irytacją.
— Przepraszam, kochanie — powiedziałam cicho, cofając się o krok. — Chciałam tylko zapytać, czy zjesz coś ciepłego.
Julka westchnęła ciężko i odwróciła wzrok. — Nie jestem głodna. Mam dużo nauki.
Zamknęłam drzwi i poczułam, jak ściska mnie w gardle. Jeszcze niedawno cieszyłam się na myśl, że dom znów będzie pełen życia. Kiedy Julka zadzwoniła do mnie w czerwcu i powiedziała: „Babciu, dostałam się na studia w Warszawie! Mogę zamieszkać u ciebie?”, nie wahałam się ani chwili. Moja córka, Ania, była wdzięczna — „Mamo, to dla nas ogromna ulga. Wiesz, jak drogie są stancje.”
Przez całe lato snułam plany. Wyciągnęłam z piwnicy stare zdjęcia, odkurzyłam książki z dzieciństwa Julki, kupiłam nową pościel w jej ulubionym kolorze. Chciałam, żeby poczuła się tu jak u siebie. Przez pierwsze tygodnie wszystko było dobrze. Rozmawiałyśmy wieczorami przy herbacie, śmiałyśmy się z jej opowieści o wykładowcach i nowych znajomych. Ale potem coś zaczęło się zmieniać.
Julka coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Zamiast wspólnych kolacji — szybkie kanapki jedzone przed komputerem. Zamiast rozmów — krótkie odpowiedzi rzucane przez ramię. Zaczęły pojawiać się konflikty o drobiazgi: o hałasujące radio, o światło zostawione w łazience, o to, że przesuwam jej rzeczy podczas sprzątania.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez ścianę jej rozmowę przez telefon:
— Nie rozumiesz, Ola! Ona ciągle tu jest! Wszędzie jej pełno! Nawet nie mogę spokojnie pogadać przez telefon…
Poczułam się wtedy tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Czy naprawdę stałam się dla niej ciężarem? Przecież chciałam tylko pomóc…
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Anią. Zadzwoniłam do niej rano.
— Mamo, daj jej trochę czasu — usłyszałam w słuchawce. — Ona musi się przyzwyczaić do nowego życia. Ty też.
Ale ja już czułam, że coś jest nie tak. Zaczęłam unikać własnej kuchni, żeby nie przeszkadzać Julce podczas nauki. Chodziłam na długie spacery po parku, wracałam późno do domu. Czasem miałam wrażenie, że jestem gościem we własnym mieszkaniu.
Pewnego popołudnia wróciłam wcześniej niż zwykle i zobaczyłam Julkę siedzącą przy stole z chłopakiem. Rozmawiali szeptem i śmiali się cicho.
— O, babciu… — Julka zerwała się nerwowo. — To jest Bartek…
Uśmiechnęłam się niepewnie i wycofałam do swojego pokoju. Słyszałam ich śmiech jeszcze długo po tym, jak zamknęły się drzwi wejściowe.
Wieczorem Julka przyszła do mnie.
— Babciu… przepraszam za dzisiaj. Nie chciałam ci przeszkadzać.
— To ja chyba przeszkadzam wam — odpowiedziałam smutno.
Julka spojrzała na mnie zaskoczona.
— Nie mów tak… Po prostu… Potrzebuję trochę prywatności.
— Rozumiem — powiedziałam cicho. — Ale to też mój dom.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Widziałam, że Julka chce coś powiedzieć, ale nie potrafi znaleźć słów.
Od tamtej pory nasze relacje stały się jeszcze bardziej napięte. Każda z nas żyła swoim życiem pod jednym dachem. Ja coraz częściej myślałam o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie od czasu, gdy zostałam wdową. Cisza w mieszkaniu była kiedyś moim największym wrogiem — teraz wydawała mi się błogosławieństwem.
Czasem łapałam się na tym, że zazdroszczę Julce jej młodości i beztroski. Patrzyłam na nią ukradkiem: piękna, pewna siebie, otoczona przyjaciółmi. Ja byłam już tylko tłem jej życia.
W grudniu Julka wyjechała na kilka dni do rodziców na święta. Zostałam sama w pustym mieszkaniu i po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę. Chodziłam po pokojach bez skrępowania, gotowałam to, na co miałam ochotę, słuchałam radia tak głośno, jak chciałam.
Ale kiedy wróciła, znów poczułam ten znajomy ucisk w sercu.
— Babciu… muszę ci coś powiedzieć — zaczęła pewnego wieczoru.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
— Znalazłam pokój do wynajęcia z koleżanką z roku. Od lutego się wyprowadzam.
Patrzyłam na nią długo bez słowa. Wiedziałam, że powinnam poczuć ulgę… ale zamiast tego poczułam pustkę.
— Rozumiem — powiedziałam tylko.
Julka podeszła i przytuliła mnie mocno.
— Dziękuję ci za wszystko, babciu. Naprawdę…
Kiedy została sama w swoim pokoju, długo siedziałam przy stole i patrzyłam na zdjęcie małej Julki z bukietem pokrzyw w ręku. Pamiętam ten dzień: była taka dumna ze swojego prezentu dla mnie…
Teraz zastanawiam się: czy można jeszcze odbudować bliskość między nami? Czy to ja zrobiłam coś źle? A może po prostu życie musi płynąć dalej — nawet jeśli czasem boli?