Zaskakujący Prezent – Historia Jadwigi i Jej Córki
— Jadwiga, jesteś gotowa? — głos mojej córki rozbrzmiał w korytarzu, kiedy właśnie sprawdzałam po raz trzeci, czy żelazko na pewno jest wyłączone. Zawsze muszę mieć pewność, że wszystko zostawiam w idealnym porządku. To mój azyl, moje królestwo, w którym wszystko ma swoje miejsce. A teraz mam je opuścić na kilka dni, bo Basia wymyśliła wyjazd nad morze jako prezent na moje sześćdziesiąte piąte urodziny.
Westchnęłam ciężko, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Czy naprawdę tego chcę? Przecież tu jest mi dobrze. Mam swoje rytuały, ulubioną kawę o siódmej rano, krzyżówki przy oknie i ciszę, którą tak sobie cenię. Ale jeśli nie pojadę, Basia się obrazi. A przecież nie chcę kolejnej kłótni. Ostatnio i tak coraz trudniej nam się dogadać.
— Już idę! — odpowiedziałam, starając się ukryć niechęć w głosie.
Basia czekała już przy drzwiach, z walizką i tym swoim uśmiechem, który zawsze miał mnie przekonać, że wszystko będzie dobrze. — Mamo, to będzie cudownie! Zobaczysz! Morze, świeże powietrze, spacery… — mówiła z entuzjazmem, którego nie potrafiłam podzielić.
W samochodzie panowała dziwna cisza. Basia co chwilę zerkała na mnie ukradkiem, jakby chciała się upewnić, że naprawdę jadę z własnej woli. Ja patrzyłam przez okno na mijane drzewa i zastanawiałam się, kiedy ostatni raz naprawdę rozmawiałyśmy szczerze. Odkąd Basia wyszła za mąż i urodziła dzieci, nasze kontakty stały się coraz bardziej powierzchowne. Ona wiecznie zabiegana, ja coraz bardziej zamknięta w swoim świecie.
— Mamo, pamiętasz te wakacje w Międzyzdrojach? — zapytała nagle Basia.
— Pamiętam — odpowiedziałam krótko. Jak mogłabym zapomnieć? To wtedy po raz pierwszy poczułam się naprawdę szczęśliwa jako matka. Basia miała wtedy siedem lat i cały dzień biegała po plaży z wiaderkiem. A ja patrzyłam na nią i myślałam: „To dla niej warto żyć”.
Teraz siedziałyśmy obok siebie jak dwie obce kobiety. Ona — dorosła, pewna siebie, ja — zagubiona we własnych myślach.
Kiedy dotarłyśmy do pensjonatu w Rewalu, Basia od razu zaczęła rozpakowywać walizki i planować atrakcje na każdy dzień. Ja usiadłam na łóżku i poczułam zmęczenie całym tym zamieszaniem.
— Mamo, chodźmy na spacer! — zawołała Basia po chwili.
— Może później… Chciałabym chwilę odpocząć — odpowiedziałam cicho.
Basia westchnęła głośno. — Mamo, przecież to dla ciebie! Chciałam ci zrobić przyjemność!
— Wiem… — szepnęłam, ale w środku czułam narastającą irytację. Czy naprawdę nikt nie rozumie, że dla mnie szczęście to spokój i własny kąt?
Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole w małej restauracji nad morzem. Basia zamówiła dla mnie rybę — „taką jak lubisz” — powiedziała z uśmiechem. Ale smakowała inaczej niż ta z dzieciństwa. Wszystko było inne.
— Mamo, dlaczego jesteś taka smutna? — zapytała nagle Basia.
Zaskoczyło mnie to pytanie. Przez chwilę milczałam, szukając odpowiedzi.
— Nie jestem smutna… Po prostu… Czasem czuję się nie na miejscu — powiedziałam w końcu.
— Ale przecież jesteśmy razem! Chciałam ci pokazać, że jeszcze tyle rzeczy możesz zobaczyć! — Basia mówiła coraz głośniej.
— Może nie potrzebuję już nowych rzeczy… Może wystarczy mi to, co mam — odpowiedziałam spokojnie.
Basia spojrzała na mnie z wyrzutem. — Zawsze wszystko komplikujesz! Chciałam dobrze!
Poczułam łzy pod powiekami. Czy naprawdę jestem taka trudna? Czy nie potrafię już cieszyć się życiem?
Następnego dnia Basia zabrała mnie na molo. Wiatr był silny, fale rozbijały się o brzeg. Patrzyłam na morze i czułam narastający żal do siebie i do niej. Przecież ona też chce dobrze. Tylko dlaczego nie potrafimy się porozumieć?
Wieczorem usłyszałam rozmowę Basi przez telefon z jej mężem:
— Nie wiem już, co robić z mamą… Ciągle jest niezadowolona… Może powinnam była zostawić ją w domu…
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak bardzo się zmieniłyśmy. Kiedyś byłyśmy sobie tak bliskie…
Rano postanowiłam porozmawiać z Basią szczerze.
— Basiu… Dziękuję ci za ten wyjazd. Wiem, że chciałaś dobrze. Ale musisz zrozumieć, że ja już nie jestem taka jak kiedyś. Potrzebuję spokoju, rutyny… Nie umiem już cieszyć się nowościami tak jak ty.
Basia spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
— Mamo… Ja tylko chciałam ci pokazać, że jeszcze możesz być szczęśliwa…
— Może szczęście wygląda inaczej dla każdego z nas? — zapytałam cicho.
Objęłyśmy się bez słów. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że naprawdę się rozumiemy.
Teraz siedzę przy oknie mojego mieszkania i patrzę na znajome drzewa za oknem. Myślę o tym wyjeździe i o tym, jak trudno czasem znaleźć wspólny język nawet z najbliższymi osobami. Czy naprawdę musimy zawsze chcieć tego samego? Może czasem wystarczy po prostu być obok siebie i zaakceptować różnice?
Czy inni też mają takie trudności w relacjach z rodziną? Jak znaleźć równowagę między własnymi potrzebami a oczekiwaniami bliskich?