Zapach żalu: Kiedy domowy odświeżacz powietrza zmienia wszystko

– Co to za smród?! – głos mojej mamy przebił się przez zamknięte drzwi łazienki, a ja zamarłam z plastikową butelką w ręku. Stałam nad umywalką, wpatrując się w miksturę, którą przed chwilą z takim zapałem przygotowałam. Ocet, soda oczyszczona, kilka kropel olejku lawendowego – przecież czytałam, że to działa! Ale zamiast świeżości, w powietrzu unosił się duszący zapach przypominający spleśniałe ogórki.

– To ja! – odpowiedziałam niepewnie, otwierając drzwi. Mama stała w korytarzu z rękami na biodrach, a jej mina nie wróżyła niczego dobrego.

– Ty? Co ty znowu wymyśliłaś? – zapytała, marszcząc brwi. – Przecież mówiłam ci, żebyś nie eksperymentowała w domu!

Poczułam, jak policzki mi płoną. Zawsze słyszałam, że jestem tą „pomysłową” w rodzinie. Ale czy to naprawdę coś złego? Chciałam tylko pozbyć się tego okropnego zapachu wilgoci, który od miesięcy nie dawał nam spokoju.

– Chciałam tylko pomóc… – zaczęłam cicho, ale mama już mnie nie słuchała. Przeszła do łazienki i zaczęła otwierać okno.

– Pomóc? Zobacz, co narobiłaś! – krzyknęła. – Teraz cały blok będzie tym śmierdział!

W tym momencie do mieszkania wszedł mój młodszy brat, Bartek. Ledwo zdążył zamknąć drzwi, już krzywił się z obrzydzeniem.

– O matko, co tu się stało? – jęknął. – Ktoś tu chyba coś umarł.

Poczułam łzy napływające do oczu. Zawsze byłam tą „dziwną” siostrą – tą, która próbowała nowych rzeczy i nigdy nie trafiała w gust reszty rodziny. Ale tym razem naprawdę chciałam dobrze.

– To tylko odświeżacz… – szepnęłam.

Bartek spojrzał na mnie z politowaniem.

– Następnym razem po prostu kup coś w sklepie, dobra?

Wybiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. W głowie kłębiły mi się myśli: „Może faktycznie jestem beznadziejna? Może nigdy nie powinnam była próbować czegoś zmieniać?”.

Wieczorem tata wrócił z pracy. Ledwo przekroczył próg mieszkania, już zaczął kaszleć.

– Co tu tak śmierdzi? – zapytał zdezorientowany.

Mama spojrzała na mnie wymownie.

– Twoja córka postanowiła zrobić domowy odświeżacz powietrza. Efekt widzisz… a raczej czujesz.

Tata westchnął ciężko i podszedł do mojego pokoju. Zapukał delikatnie.

– Mogę wejść?

Skinęłam głową, nie patrząc mu w oczy.

– Wiesz… każdy czasem popełnia błędy – powiedział cicho. – Ale może następnym razem zapytaj nas o radę?

Nie odpowiedziałam. Czułam się upokorzona i niezrozumiana. Przecież chciałam tylko pomóc!

Następnego dnia rano atmosfera w domu była napięta. Mama milczała podczas śniadania, Bartek przewracał oczami za każdym razem, gdy na mnie patrzył. Nawet tata wydawał się bardziej zamyślony niż zwykle.

W szkole nie mogłam się skupić. W głowie ciągle słyszałam słowa mamy: „Nie eksperymentuj!”. Czy naprawdę bycie sobą jest takie złe?

Po lekcjach wróciłam do domu i usiadłam przy stole w kuchni. Mama krzątała się przy garnkach, ale widziałam, że co chwilę zerka na mnie ukradkiem.

– Mamo… przepraszam – powiedziałam cicho. – Nie chciałam zrobić problemu.

Westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie.

– Wiem, że chciałaś dobrze – powiedziała łagodniej niż zwykle. – Ale czasem twoje pomysły są… trochę za bardzo szalone jak na nasze możliwości.

Zamilkłyśmy na chwilę. W końcu mama uśmiechnęła się lekko.

– Może następnym razem spróbujemy czegoś razem? – zaproponowała.

Poczułam ulgę. Może jednak nie jestem taka beznadziejna?

Wieczorem Bartek wszedł do mojego pokoju bez pukania.

– Ej… sorry za to wcześniej – mruknął pod nosem. – W sumie to było nawet zabawne… jakby nie patrzeć.

Uśmiechnęłam się przez łzy.

– Dzięki…

Przez kolejne dni atmosfera w domu powoli wracała do normy. Mama kupiła nowy odświeżacz powietrza w sklepie, a ja obiecałam sobie, że zanim następnym razem coś wymyślę, zapytam rodzinę o zdanie.

Ale w głębi duszy wiedziałam, że nie przestanę być sobą. Może moje pomysły czasem są nietrafione, ale to one sprawiają, że życie jest ciekawsze.

Czasem zastanawiam się: czy warto tłumić swoją kreatywność tylko dlatego, że inni jej nie rozumieją? A może właśnie te nasze „dziwactwa” są tym, co nas wyróżnia i sprawia, że jesteśmy sobą?

Co wy o tym myślicie? Czy mieliście kiedyś sytuację, w której wasza chęć pomocy obróciła się przeciwko wam?