Wsparcie czy ukryte zamiary? Prawda o pomocy teściowej
– Mogę zostać z małym, jeśli chcesz odpocząć – usłyszałam w słuchawce głos mojej teściowej. Był wtorek, godzina dziewiąta rano, a ja właśnie próbowałam ukołysać do snu naszego dwumiesięcznego syna, Antosia. Zaskoczenie ścisnęło mi gardło. Przez ostatnie tygodnie jej obecność ograniczała się do krótkich wizyt z drożdżówkami i zdawkowym uśmiechem. Nigdy nie proponowała pomocy, nigdy nie zostawała dłużej niż godzinę. Przyzwyczaiłam się do tego rytuału i nie oczekiwałam więcej.
– Dziękuję, ale dam sobie radę – odpowiedziałam automatycznie, choć w środku poczułam ukłucie niepokoju. Skąd ta nagła zmiana? Czy coś się stało? Czy Marek rozmawiał z nią o naszych problemach?
Położyłam Antosia do łóżeczka i usiadłam przy stole, wpatrując się w telefon. Przez głowę przelatywały mi różne scenariusze. Może rzeczywiście chce pomóc? A może… chce mieć większy wpływ na nasze życie? Od początku naszego małżeństwa czułam, że teściowa, pani Halina, traktuje mnie z dystansem. Nigdy nie powiedziała niczego wprost, ale jej spojrzenia i półsłówka dawały mi do zrozumienia, że nie spełniam jej oczekiwań jako żona jej jedynego syna.
Kiedy Marek wrócił z pracy, opowiedziałam mu o telefonie.
– To chyba dobrze, że chce pomóc – powiedział spokojnie, zdejmując kurtkę. – Może po prostu się przełamała.
– A może chce coś kontrolować? – rzuciłam ostrożnie. – Przecież nigdy wcześniej nie była taka… zaangażowana.
Marek westchnął i przytulił mnie lekko. – Daj jej szansę. Może się zmienia.
Nie spałam tej nocy dobrze. W głowie kłębiły mi się myśli: czy powinnam pozwolić jej wejść bliżej? Czy to nie zagrozi naszej niezależności? Przypomniałam sobie wszystkie sytuacje z przeszłości – jej krytyczne uwagi o moim gotowaniu, o tym, jak ubieram Antosia, o tym, że powinnam wrócić do pracy szybciej niż planowałam. Zawsze była obecna na dystans, jakby czekała na mój błąd.
Następnego dnia pani Halina przyszła bez zapowiedzi. Miała ze sobą torbę pełną zakupów i nową zabawkę dla Antosia.
– Przyniosłam trochę rzeczy, żebyś nie musiała wychodzić z domu – powiedziała z uśmiechem. – I mogę posprzątać kuchnię, jeśli chcesz.
Patrzyłam na nią podejrzliwie. – Nie trzeba, naprawdę. Wszystko mam pod kontrolą.
– Ale wyglądasz na zmęczoną – odparła łagodnie. – Każda młoda mama potrzebuje wsparcia.
Wzięła się za rozpakowywanie zakupów, a ja poczułam się jak intruz we własnym domu. Z jednej strony byłam wdzięczna za pomoc, z drugiej – czułam się osaczona. Czy to ja przesadzam? Czy ona naprawdę chce tylko pomóc?
Wieczorem zadzwoniła moja mama.
– Jak sobie radzisz? – zapytała ciepło.
Opowiedziałam jej o sytuacji z teściową.
– Może spróbuj zaufać – poradziła mama. – Ale nie pozwól się zdominować. To twój dom i twoje dziecko.
Przez kolejne dni pani Halina pojawiała się coraz częściej. Zaczęła przynosić gotowe obiady, prasować ubranka Antosia, a nawet sugerować zmiany w naszym rozkładzie dnia.
– Dziecko powinno spać w swoim pokoju – powiedziała pewnego popołudnia stanowczo. – Tak będzie lepiej dla was wszystkich.
Zacisnęłam zęby. – Na razie wolimy mieć go przy sobie.
– Ale przecież…
– Mamo! – przerwał jej Marek, który właśnie wszedł do kuchni. – To nasza decyzja.
Pani Halina spojrzała na mnie z wyrzutem i wyszła bez słowa.
Wieczorem wybuchliśmy z Markiem kłótnią.
– Nie możesz być taka zamknięta! Ona chce dobrze!
– A ja chcę mieć prawo decydować o własnym dziecku! – krzyknęłam przez łzy.
Czułam się coraz bardziej samotna i niezrozumiana. Z jednej strony presja teściowej, z drugiej – brak wsparcia ze strony Marka. Zaczęłam unikać spotkań z panią Haliną, zamykałam drzwi na klucz i udawałam, że śpię, gdy dzwoniła domofonem.
Pewnego dnia znalazłam w skrzynce list od niej:
„Kasiu,
Wiem, że nie jest ci łatwo mnie zaakceptować. Chciałam tylko pomóc, bo sama kiedyś byłam młodą matką i wiem, jak to jest być samą ze wszystkim. Przepraszam, jeśli przekroczyłam granicę. Jeśli będziesz mnie potrzebować – jestem obok.
Halina”
Czytałam ten list kilka razy. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko wymagającą teściową, ale też kobietę, która kiedyś przeżywała podobne lęki i samotność jak ja teraz.
Wieczorem długo rozmawiałam z Markiem. Opowiedziałam mu o swoich obawach i o tym, jak bardzo czuję się osaczona przez jego matkę.
– Może powinniśmy ustalić jasne zasady? – zaproponował cicho.
Zadzwoniłam do pani Haliny następnego dnia.
– Chciałabym spróbować jeszcze raz – powiedziałam niepewnie. – Ale musimy ustalić granice.
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam westchnienie ulgi.
Dziś wiem, że relacje rodzinne są trudne i pełne nieporozumień. Czasem za pomocą kryje się lęk przed samotnością albo chęć bycia potrzebnym. Czy można nauczyć się ufać komuś na nowo? Czy można pogodzić niezależność z otwartością na wsparcie innych? Czasem sama nie znam odpowiedzi.