W dniu swoich 51. urodzin tata powiedział, że zostawia rodzinę

– Nie mogę już dłużej udawać – powiedział tata, patrząc w blat kuchennego stołu. Jego głos był cichy, ale wyraźny. W powietrzu wisiała cisza, która ciążyła mi na piersi jak kamień. Mama odłożyła widelec, a ja zamarłam z kawałkiem tortu na widelcu, który już nigdy nie miał trafić do moich ust.

– Co masz na myśli? – zapytała mama, choć chyba już wiedziała. Jej oczy były czerwone od płaczu, którego jeszcze nie było, ale który już czekał tuż za rogiem.

Tata spojrzał na mnie, potem na nią. – Odchodzę. Zostawiam was. Przepraszam.

Nie wiem, ile czasu minęło. Może sekunda, może godzina. W głowie miałam tylko jedno słowo: „Dlaczego?”.

Mama nie krzyczała. Nie płakała. Po prostu wstała i wyszła do drugiego pokoju. Zostałam sama z tatą i jego pustym spojrzeniem.

– Dlaczego teraz? – zapytałam w końcu, czując jak łzy napływają mi do oczu.

Tata westchnął ciężko. – To nie jest twoja wina, Marysiu. Po prostu… nie mogę już żyć w kłamstwie.

Wiedziałam, że coś się dzieje od miesięcy. Tata wracał późno z pracy, coraz częściej wyjeżdżał służbowo do Warszawy, choć pracował w urzędzie miasta w naszym małym miasteczku pod Poznaniem. Mama przestała się uśmiechać, a ja… ja byłam zajęta przygotowaniami do ślubu z Tomkiem.

Przez kolejne dni dom był cichy jak nigdy wcześniej. Mama chodziła jak cień, tata spał na kanapie w salonie. Ja zamykałam się w swoim pokoju i próbowałam nie myśleć o tym, co się dzieje.

Pewnego wieczoru usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego pokoju.

– Marysiu? – to była mama. – Mogę?

Skinęłam głową i usiadłam na łóżku. Mama usiadła obok mnie i przez chwilę milczałyśmy.

– Prosiłam tatę, żeby poczekał rok z rozwodem – powiedziała w końcu. – Przynajmniej do twojego ślubu. Nie chcę, żebyś musiała wybierać między nami.

Poczułam ulgę i jednocześnie wstyd. Czy naprawdę chciałam, żeby rodzice udawali dla mnie szczęśliwą rodzinę?

– Mamo… może lepiej będzie, jeśli… – zaczęłam, ale przerwała mi.

– Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Musisz się skupić na sobie i Tomku. To twój czas.

Ale jak miałam się skupić na sobie, kiedy wszystko wokół się rozpadało?

Tata wyprowadził się dwa tygodnie później. Zabrał tylko kilka rzeczy: ubrania, komputer, zdjęcie ze ślubu z mamą zostawił na półce w przedpokoju. Przez kilka dni nie odbierał telefonu ani ode mnie, ani od mamy.

W końcu zadzwonił do mnie wieczorem.

– Marysiu… Chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham. I mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.

– Tato… czy jest ktoś inny? – zapytałam drżącym głosem.

Cisza po drugiej stronie była odpowiedzią.

– Ma na imię Agata – powiedział w końcu. – Poznałem ją na szkoleniu w Warszawie. Nie planowałem tego… Po prostu tak wyszło.

Zamknęłam oczy i poczułam, jak świat wiruje wokół mnie.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jakby w zawieszeniu. Mama chodziła do pracy w szkole, wracała i gotowała obiady dla nas dwóch. Ja próbowałam skupić się na ślubie: wybierałam suknię z przyjaciółką Kasią, jeździłam z Tomkiem oglądać salę weselną pod Poznaniem.

Ale wszystko było inne. Każda rozmowa z Tomkiem kończyła się moim płaczem albo jego milczeniem.

– Może powinniśmy przełożyć ślub? – zapytał któregoś dnia Tomek.

– Nie! – odpowiedziałam zbyt gwałtownie. – Nie pozwolę im zniszczyć mojego życia!

Ale czy to naprawdę było moje życie?

Na miesiąc przed ślubem tata przyszedł do domu po raz pierwszy od wyprowadzki. Przyniósł kwiaty dla mamy i dla mnie czekoladki z Wedla.

– Chciałem porozmawiać – powiedział cicho.

Usiedliśmy we trójkę przy stole, jak kiedyś. Ale to już nie było „jak kiedyś”.

– Chciałem was przeprosić za wszystko – zaczął tata. – Wiem, że was zawiodłem. Ale nie mogłem dłużej żyć w kłamstwie.

Mama patrzyła na niego bez słowa. Ja czułam tylko pustkę.

– Czy ona jest tego warta? – zapytała mama spokojnie.

Tata spuścił wzrok. – Nie wiem… Ale muszę spróbować.

Po tej rozmowie mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Zaczęła wychodzić na długie spacery wieczorami, czasem wracała dopiero po zmroku. Ja siedziałam przy oknie i patrzyłam na jej sylwetkę znikającą za rogiem ulicy.

Przyszedł dzień ślubu. Wszystko było perfekcyjne: biała suknia, kwiaty, kościół pełen gości. Ale kiedy szliśmy z mamą do ołtarza (bo tata odmówił prowadzenia mnie), czułam tylko pustkę i żal.

Po weselu wróciłam do domu rodzinnego na kilka dni przed wyjazdem w podróż poślubną z Tomkiem. Mama siedziała przy stole z kieliszkiem wina.

– Myślisz, że mogłam coś zrobić inaczej? – zapytała nagle.

Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.

– Mamo… to nie twoja wina.

Ale sama nie byłam tego taka pewna.

Po powrocie z podróży poślubnej zadzwonił tata. Chciał się spotkać ze mną i Tomkiem na kawie.

– Chcę wam przedstawić Agatę – powiedział przez telefon.

Nie chciałam tego spotkania, ale Tomek nalegał: „Trzeba to zamknąć”.

Agata była młodsza od taty o dwadzieścia lat. Uśmiechała się nerwowo i mówiła cicho. Tata patrzył na nią tak, jak nigdy nie patrzył na mamę przez ostatnie lata ich małżeństwa.

Po spotkaniu płakałam całą noc.

Minął rok od tamtych urodzin taty. Mama złożyła pozew o rozwód dzień po mojej pierwszej rocznicy ślubu. Tata zamieszkał z Agatą w Warszawie i rzadko dzwonił.

Ja próbowałam budować swoje życie z Tomkiem, ale coraz częściej kłóciliśmy się o drobiazgi: kto ma wyrzucić śmieci, kto zapomniał kupić mleko, dlaczego nie rozmawiamy już tak jak kiedyś.

Pewnego wieczoru Tomek powiedział:

– Boję się, że skończymy jak twoi rodzice.

Zamarłam. Czy to naprawdę możliwe? Czy zdrada i rozpad rodziny są dziedziczne?

Czasem budzę się w nocy i myślę o tamtym wieczorze urodzin taty. O tym jednym zdaniu, które zmieniło wszystko: „Odchodzę”.

Czy można jeszcze zaufać? Czy można odbudować coś ze zgliszczy starego życia?

A może każdy z nas nosi w sobie własną tajemnicę i własny lęk przed samotnością?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?