Tylko on mnie rozumie – historia Ani, Lorda i rodziny, która się rozpada

— Co będzie na obiad? — głos Krzysztofa rozległ się w kuchni, zanim jeszcze zdążyłam wyjąć blachę z piekarnika. W powietrzu unosił się zapach pieczonego indyka i płatków owsianych, ale nie dla niego. — Gotujesz coś? — dopytywał, zerkając mi przez ramię.

— Tak. Ciasteczka dla Lorda. Z indykiem i płatkami owsianymi — odpowiedziałam z dumą, stawiając blachę na stole. — On teraz przechodzi trudny okres. Linienie, strzyżenie, humor mu się zmienia. Postanowiłam go rozpieszczać.

Krzysztof spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jakby nie mógł pojąć, że po raz kolejny wybrałam psa zamiast rodziny. — A my? — zapytał cicho, ale w jego głosie słyszałam już irytację. — My też mamy swoje problemy.

Westchnęłam ciężko. Ostatnio coraz częściej czułam się obca we własnym domu. Krzysztof wracał z pracy zmęczony i rozdrażniony, dzieci zamykały się w swoich pokojach, a ja… Ja miałam tylko Lorda. On jeden mnie rozumiał. Gdy siadałam na podłodze w kuchni, przychodził, kładł łeb na moich kolanach i patrzył tymi swoimi mądrymi oczami. Nie musiał nic mówić.

— Aniu, nie możesz tak ciągle uciekać do psa — powiedziała mama przez telefon kilka dni temu. — Rodzina jest najważniejsza.

Ale czy naprawdę? Czy rodzina to tylko wspólne posiłki i rozmowy o niczym? Czy to nie powinno być miejsce, gdzie czuję się bezpieczna i kochana? Z Krzysztofem coraz częściej mijaliśmy się w drzwiach. Dzieci dorastały, miały swoje sprawy, a ja… Ja byłam niewidzialna.

Lord był inny. Czuł mój smutek, kiedy płakałam po cichu w łazience. Przynosił mi kapcie, kiedy nie miałam siły wstać z łóżka. Był przy mnie, gdy nikt inny nie zauważał mojej obecności.

— Aniu, czy ty naprawdę uważasz, że pies jest ważniejszy od ludzi? — Krzysztof podniósł głos, widząc jak podaję Lordowi świeżo upieczone ciasteczka.

— Nie chodzi o to… — zaczęłam tłumaczyć, ale przerwał mi gestem ręki.

— Od miesięcy nie usiedliśmy razem do stołu. Wszystko kręci się wokół tego psa! — wykrzyczał.

Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam mu powiedzieć, że próbowałam. Próbowałam rozmawiać, próbowałam gotować ulubione dania dzieci, próbowałam być tą samą Anią co kiedyś. Ale coś się zmieniło. Może to ja się zmieniłam?

Wieczorem usiadłam na kanapie z Lordem u boku. Głaskałam go po miękkim futrze i szeptałam: — Tylko ty mnie rozumiesz…

Wtedy zadzwoniła Zosia, moja starsza córka. — Mamo, tata mówił, że znowu byłaś niemiła. Co się dzieje?

— Nic… Po prostu jestem zmęczona — odpowiedziałam wymijająco.

— Może powinnaś z kimś porozmawiać? — zaproponowała ostrożnie.

Z kim? Z Krzysztofem? Z mamą? Oni wszyscy patrzyli na mnie jak na dziwaka. Tylko Lord był zawsze po mojej stronie.

Kilka dni później Krzysztof wrócił późno z pracy. Był pijany. Po raz pierwszy od lat podniósł na mnie głos tak naprawdę groźnie. Lord stanął między nami i zaczął warczeć.

— Nawet pies jest przeciwko mnie! — krzyknął Krzysztof i trzasnął drzwiami.

Tej nocy nie spałam. Siedziałam na podłodze w kuchni, przytulając Lorda do siebie i płakałam jak dziecko. W głowie kłębiły mi się myśli: czy to wszystko moja wina? Czy naprawdę jestem tak trudna do kochania?

Rano dzieci patrzyły na mnie z niepokojem. — Mamo, co się stało? — zapytał Tomek.

— Nic… Wszystko w porządku — skłamałam.

Ale nic nie było w porządku. W domu panowała cisza pełna napięcia. Krzysztof przez kilka dni unikał mnie wzrokiem. Dzieci milczały przy stole.

Zaczęłam coraz więcej czasu spędzać z Lordem na spacerach po parku. Tam mogłam oddychać pełną piersią, tam nikt mnie nie oceniał. Spotykałam inne kobiety z psami – każda miała swoją historię, swoje smutki i radości. Zaczęłyśmy rozmawiać, śmiać się razem.

Pewnego dnia jedna z nich – Basia – zapytała: — Aniu, dlaczego jesteś taka smutna?

Opowiedziałam jej wszystko: o Krzysztofie, o dzieciach, o tym jak czuję się niewidzialna i niepotrzebna.

— Wiesz co? Może czas pomyśleć o sobie — powiedziała Basia cicho. — Może czas zawalczyć o własne szczęście?

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Czy mogę być szczęśliwa bez rodziny? Czy mogę odejść?

Wieczorem usiadłam z Krzysztofem przy stole.

— Musimy porozmawiać — zaczęłam drżącym głosem.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

— Chcę być szczęśliwa — powiedziałam w końcu. — Chcę być zauważana…

Nie odpowiedział od razu. Wstał i wyszedł do drugiego pokoju.

Zostałam sama z Lordem u boku.

Czasem myślę: czy to źle, że tylko pies mnie rozumie? Czy to ja jestem winna temu, że ludzie wokół mnie przestali słuchać? A może każdy z nas potrzebuje kogoś – nawet jeśli to tylko pies – kto po prostu będzie obok i nie będzie oceniał?