„To tylko rodzina, przecież znajdziesz dodatkowego burgera dla siostrzeńca” – historia o tym, jak jedna prośba może wywrócić życie do góry nogami

– Ola, przecież to tylko rodzina! Na pewno znajdziesz dodatkowego burgera dla swojego siostrzeńca – usłyszałam w słuchawce głos mojej młodszej siostry, Magdy. Stałam właśnie przy kuchennym blacie, próbując ogarnąć chaos po całym dniu pracy i przygotować kolację dla siebie i mojej córki, Zosi. W tle słychać było jej dzieci – Antka i Marysię – krzyczących coś o zgubionych klockach.

– Magda, ja naprawdę nie wiem, czy dam radę. Mam teraz taki zapiernicz w pracy, Zosia zaczyna nową szkołę, a ty chcesz, żebym przez dwa tygodnie zajęła się Antkiem? – próbowałam zachować spokój, ale czułam, jak narasta we mnie frustracja.

– Ola, błagam cię! Przecież to tylko dwa tygodnie. Przeprowadzka do Wrocławia to dla nas ogromna zmiana. Michał już tam jest, ja muszę ogarnąć mieszkanie, a Antek… On cię uwielbia! – jej głos był coraz bardziej błagalny.

Zgodziłam się. Bo jak odmówić rodzinie? Przecież to tylko dwa tygodnie. Przecież to tylko dziecko. Przecież jestem jego ciocią.

Pierwszy dzień z Antkiem był jak zderzenie z pociągiem. Zosia była naburmuszona, że musi dzielić się swoim pokojem i uwagą mamy. Antek od rana do wieczora domagał się zabawy, a ja próbowałam pracować zdalnie, gotować obiady i nie zwariować. Wieczorem usiadłam na kanapie z kubkiem zimnej już herbaty i patrzyłam na śpiące dzieci. „To tylko dwa tygodnie” – powtarzałam sobie w myślach.

Ale dwa tygodnie zamieniły się w miesiąc. Magda dzwoniła coraz rzadziej, zawsze miała wymówkę: „Jeszcze nie mamy internetu”, „Michał ciągle w pracy”, „Marysia chora”. Zaczęłam czuć się jak opiekunka na pełen etat, a nie ciocia na chwilę.

Któregoś wieczoru Zosia wybuchła płaczem:

– Mamo, dlaczego Antek jest ważniejszy ode mnie? On zawsze dostaje ostatni kawałek pizzy, ty z nim odrabiasz lekcje, a ja muszę sama! – krzyczała przez łzy.

Przytuliłam ją mocno, ale w środku czułam się rozdarta. Czy naprawdę robiłam wszystko dobrze? Czy bycie „dobrą siostrą” oznaczało bycie złą matką?

W pracy zaczęły się problemy. Szefowa zauważyła moje spóźnienia na wideokonferencje, niedokończone raporty. Kiedyś byłam perfekcjonistką – teraz ledwo łapałam oddech między jednym „ciociu!” a drugim „mamo!”.

Pewnego dnia Magda zadzwoniła z radosną nowiną:

– Ola, znalazłam świetną pracę! Ale… muszę przejść miesięczny okres próbny i nie mogę wziąć urlopu. Dasz radę jeszcze trochę z Antkiem?

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Magda, ja już nie daję rady! Zosia jest nieszczęśliwa, w pracy wiszę na włosku, a ty… Ty nawet nie pytasz, jak sobie radzę! – wykrzyczałam przez łzy.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Ola… Ja naprawdę nie mam nikogo innego. Mama jest po operacji biodra, tata ledwo chodzi… Przepraszam. – Jej głos był cichy jak nigdy.

Zgodziłam się jeszcze raz. Bo przecież rodzina. Bo przecież nie zostawię bratanka na lodzie.

Ale w środku narastał we mnie bunt. Zaczęłam zauważać, jak bardzo Magda przyzwyczaiła się do tego, że zawsze ją ratuję. Jak łatwo przyszło jej oddać mi odpowiedzialność za własne dziecko.

Któregoś dnia zadzwoniła mama:

– Olu, Magda mówiła mi, że jesteś zmęczona. Ale przecież rodzina powinna sobie pomagać. Ty zawsze byłaś tą silną… – usłyszałam w jej głosie nutę wyrzutu.

– Mamo, a kto mi pomoże? – zapytałam bezsilnie.

Wieczorem usiadłam przy stole z Zosią i Antkiem. Zosia była cicha i zamknięta w sobie. Antek pytał o mamę.

– Ciociu Olu, kiedy mama po mnie wróci? – zapytał cicho.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

W końcu nadszedł dzień powrotu Magdy po Antka. Przyjechała spóźniona, zmęczona, ale szczęśliwa.

– Ola, jesteś aniołem! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła! – rzuciła mi się na szyję.

Ale ja już nie czułam ulgi. Czułam pustkę i żal.

Wieczorem długo rozmawiałam z Zosią.

– Mamo… Już nigdy nie zgadzaj się na coś takiego – powiedziała poważnie.

Patrzyłam na nią i wiedziałam, że musi nauczyć się stawiać granice lepiej niż ja.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę rodzina ma prawo oczekiwać od nas wszystkiego? Czy pomagając innym, nie gubimy gdzieś siebie? Co wy o tym myślicie?