Teściowa, która milczała: Prawda, której nie chciałam usłyszeć

„Nie dam już rady, Anka!” – głos mojej teściowej, Barbary, przeszył ciszę mieszkania jak nóż. Stałam za drzwiami kuchni, ściskając w ramionach roztrzęsioną Zosię, która właśnie obudziła się z płaczem. Nie wiedziałam, że Barbara mnie słyszy. Nie wiedziałam też, że te słowa zmienią wszystko.

Była sobota rano. Zapach świeżo parzonej kawy i drożdżówek z cynamonem unosił się w powietrzu. Mój mąż, Michał, jeszcze spał po nocnej zmianie w pogotowiu, a Barbara – jak co dzień od mojego powrotu do pracy – już krzątała się po kuchni. „Anka, idź, ja zajmę się dziećmi!” – powtarzała z uśmiechem. Ale tego dnia coś było inaczej. Zosia płakała nieprzerwanie od świtu, a mały Kuba wylał sok na nowy dywan. Barbara próbowała wszystko ogarnąć, ale jej ręce drżały.

Weszłam do kuchni i spojrzałam na nią uważnie. „Mamo, dobrze się czujesz?” zapytałam cicho. „Tak, kochanie, tylko trochę zmęczona” – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem i zaczęła wycierać Kubie buzię. Nie wierzyłam jej, ale nie chciałam naciskać. Byłam wdzięczna za jej pomoc – bez niej nie dałabym rady pracować na oddziale onkologii i ogarniać domu. Michał był ciągle w pracy albo na dyżurze, a ja czułam się na granicy wytrzymałości.

Tego dnia, kiedy szykowałam dzieci do wyjścia na plac zabaw, usłyszałam Barbarę rozmawiającą przez telefon z jej siostrą. „Nie dam już rady, Haniu… Oni myślą, że mogę wszystko. Anka pracuje, Michał wiecznie poza domem… A ja? Jestem tylko starą kobietą ze słabym sercem i bolącymi nogami. Boję się, że któregoś dnia po prostu padnę.”

Zamarłam. Nigdy nie pomyślałam o tym, jak ona się czuje. Zawsze zakładałam, że jej pomoc to dla niej radość i spełnienie.

Wieczorem, gdy dzieci w końcu zasnęły, usiadłam obok Barbary na kanapie. „Musimy porozmawiać” – powiedziałam cicho.

Spojrzała na mnie zaskoczona. „Co się stało?”

„Słyszałam cię dziś rano… Wiem, że jest ci ciężko. Nie chciałam nigdy, żebyś dźwigała to wszystko sama. Dlaczego mi nie powiedziałaś?”

Barbara spuściła wzrok i wyszeptała: „Nie chciałam być dla was ciężarem. Wiem, że macie swoje życie i problemy. Ale czasem… czasem mam wrażenie, że już nie daję rady. Serce mi wali ze strachu i zmęczenia. Ale jak patrzę na was – zabieganych, zmęczonych – nie potrafię odmówić.”

Poczułam gulę w gardle. „Przepraszam… Naprawdę przepraszam. Nigdy nie pomyślałam, że robisz to z poczucia obowiązku albo strachu przed tym, że nas zawiedziesz.”

„Anka, jesteś dla mnie jak córka. Ale wiesz jak to jest u nas – kobieta musi wszystko wytrzymać i milczeć. Tak mnie wychowano. Nie chciałam być dla was problemem.” Łzy spływały jej po policzkach.

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Myślałam o swojej mamie w Białymstoku – daleko stąd – i o tym, jak bardzo bym chciała mieć ją bliżej. Myślałam też o wszystkich kobietach takich jak Barbara – które milczą i znoszą wszystko z miłości lub poczucia obowiązku.

Następnego dnia postanowiłam przejąć więcej obowiązków przy dzieciach. Michał był zdziwiony, kiedy powiedziałam mu, że Barbara potrzebuje odpoczynku.

„Przecież ona lubi być z nimi” – rzucił bez namysłu.

„Może lubi, ale to nie znaczy, że musi codziennie” – odpowiedziałam ostro.

Nie rozumiał tego do momentu, aż pewnego wieczoru zobaczył Barbarę siedzącą samotnie w kuchni z głową opartą na dłoniach.

„Mamo? Wszystko w porządku?”

„Tylko trochę boli mnie głowa… Przejdzie” – wyszeptała.

Michał spojrzał na mnie i pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach zrozumienie.

Zdecydowaliśmy wspólnie – zatrudnimy opiekunkę na kilka godzin tygodniowo i pozwolimy Barbarze mieć czas dla siebie: na spacer z przyjaciółką czy spokojne zakupy na targu.

Na początku była zdezorientowana i nawet trochę urażona. „Już wam nie jestem potrzebna?” zapytała któregoś dnia.

„Zawsze będziesz nam potrzebna. Ale chcemy, żebyś była szczęśliwa i zdrowa. Nie chcemy cię stracić przez przemęczenie czy chorobę” – odpowiedziałam szczerze.

Z czasem zaczęła się otwierać. Chodziła z sąsiadką Grażyną na kawę do pobliskiej cukierni, zapisała się na zajęcia jogi dla seniorów i nawet zaczęła chodzić na lekcje włoskiego w domu kultury.

Pewnego popołudnia usiadła obok mnie na kanapie i patrzyłyśmy razem na bawiące się dzieci.

„Dziękuję ci za to, że mnie wysłuchałaś” – powiedziała cicho. „Nie wiedziałam nawet, jak bardzo potrzebuję chwili tylko dla siebie… Teraz mam więcej cierpliwości do dzieci i do was.”

Przytuliłam ją mocno i obiecałam sobie nigdy więcej nie brać niczyjej pomocy za pewnik.

Czasem zastanawiam się: ile wokół nas jest kobiet takich jak Barbara? Ile z nich milczy i cierpi z miłości? Czy naprawdę pytamy je czasem: 'Jak się czujesz?’