Stan, który dzielę – gdzie kończy się miłość, a zaczyna poświęcenie? Moja rodzina na krawędzi

– Michał, musisz to zrobić dla rodziny – głos mamy drżał, jakby każde słowo ważyło tonę. Stałem przy oknie w swoim dwupokojowym mieszkaniu na warszawskiej Pradze, patrząc na szare niebo i próbując zrozumieć, kiedy moje życie przestało być tylko moje.

Telefon zadzwonił w środku zwykłego, ponurego popołudnia. Mama nigdy nie dzwoniła bez powodu. – Janek z Leną mają ciężko. Wiesz, Lena jest w ciąży, a oni nie mają gdzie mieszkać. Ty masz swoje mieszkanie…

Zacisnąłem pięści. Przez lata odkładałem każdy grosz, rezygnowałem z wakacji, imprez, nawet z kawy na mieście. To mieszkanie było moją twierdzą, moim dowodem na to, że coś w życiu osiągnąłem. A teraz miałem je oddać? Bo brat miał pecha i nie potrafił utrzymać pracy dłużej niż pół roku?

– Michał, przecież jesteś sam – powtarzała mama. – Oni mają dziecko w drodze. Ty zawsze byłeś tym rozsądnym, tym, który pomaga.

W głowie dudniły mi jej słowa. Zawsze byłem tym, który pomaga. Kiedy Janek w liceum wpakował się w kłopoty, to ja pożyczyłem mu pieniądze na adwokata. Kiedy Lena straciła pracę, to ja załatwiłem jej staż u znajomego. Ale teraz chodziło o coś więcej niż pieniądze czy przysługę. Chodziło o moje życie.

Wieczorem zadzwonił Janek. – Michał, wiem, że to dla ciebie trudne… Ale Lena jest załamana. Nie chcemy iść do jej rodziców, tam nie ma miejsca. U ciebie byłoby nam łatwiej zacząć od nowa.

– A co ze mną? – zapytałem cicho.

– Ty zawsze sobie poradzisz – odpowiedział bez wahania.

W tej jednej chwili poczułem się niewidzialny. Jakby moje potrzeby były mniej ważne tylko dlatego, że nie miałem własnej rodziny. Czy naprawdę bycie singlem oznaczało, że mogę być wiecznym dawcą?

Przez kolejne dni nie spałem. W pracy byłem rozkojarzony, szef rzucał mi krótkie spojrzenia pełne dezaprobaty. Znajomi pytali, czemu jestem taki przygaszony. Nie potrafiłem im powiedzieć prawdy – że stoję przed wyborem: rodzina albo ja.

W sobotę pojechałem do rodziców na obiad. Stół uginał się od jedzenia, a atmosfera była gęsta jak barszcz. Lena siedziała cicho, z rękami splecionymi na brzuchu. Janek patrzył na mnie wyczekująco.

– Michałku – zaczęła mama – wszyscy jesteśmy rodziną. Musimy sobie pomagać.

– A kto pomoże mi? – zapytałem nagle, czując jak łzy napływają mi do oczu.

Zapadła cisza. Ojciec spojrzał na mnie surowo:

– Nie bądź egoistą. Rodzina jest najważniejsza.

Poczułem się jak dziecko, które zrobiło coś złego. Ale przecież to ja przez lata byłem podporą tej rodziny! Czy naprawdę muszę oddać wszystko?

Po obiedzie Lena podeszła do mnie w kuchni.

– Michał… Wiem, że to trudne. Ale my naprawdę nie mamy wyjścia. Janek obiecał, że jak tylko stanie na nogi, znajdziemy coś swojego.

Spojrzałem jej w oczy i zobaczyłem strach – i może trochę manipulacji.

Wróciłem do domu i usiadłem na podłodze w pustym salonie. Przypomniałem sobie wszystkie wieczory spędzone tutaj z książką i herbatą; wszystkie małe sukcesy, które świętowałem samemu; wszystkie łzy po rozstaniu z Magdą, kiedy to miejsce było moim azylem.

Czy naprawdę miałem to oddać? Czy miłość do rodziny wymaga aż takiego poświęcenia?

Następnego dnia zadzwoniła mama:

– Michałku… Janek mówił, że jeszcze się zastanawiasz. Wiesz, my wszyscy liczymy na ciebie.

Poczułem narastającą złość.

– Mamo, a czy ktoś kiedyś zapytał mnie, czego ja chcę? Czy tylko ja mam się poświęcać?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

Wieczorem przyszedł Janek.

– Michał… Jeśli nie chcesz nam pomóc, powiedz to wprost.

Spojrzałem mu prosto w oczy:

– Nie chcę oddać mieszkania. Przepraszam, ale tym razem wybieram siebie.

Janek wyszedł bez słowa. Mama przestała dzwonić na kilka dni. Ojciec przysłał mi sms-a: „Zawiodłeś nas”.

Czułem się winny i wolny jednocześnie. Po raz pierwszy od lat postawiłem granicę.

Czy jestem złym synem? Czy egoizm jest grzechem, jeśli chodzi o własne szczęście?

Czasem patrzę na klucze do mieszkania i zastanawiam się: ile jeszcze razy będę musiał wybierać między sobą a rodziną? Czy naprawdę miłość zawsze musi oznaczać poświęcenie?