Owocowe przeznaczenie: powrót do korzeni
Stałam w sadzie, a wiatr rozwiewał mi włosy, niosąc ze sobą zapach dojrzałych jabłek. Słońce chyliło się ku zachodowi, malując złote plamy na trawie. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał – jakby wszystko wokół mnie czekało na mój ruch. – Po co tu wróciłaś? – usłyszałam za plecami głos mojej siostry, Anny. Jej ton był ostry, niemal bolesny. Odwróciłam się powoli, czując jak w gardle rośnie mi gula.
– To przecież mój dom – odpowiedziałam cicho, choć wiedziałam, że nie przekonam jej tymi słowami. Anna patrzyła na mnie z wyrzutem, jakby cała nasza przeszłość skupiła się w jej oczach.
Nie było mnie tu przez dziesięć lat. Wyjechałam do Warszawy zaraz po maturze, uciekając od wszystkiego: od ciężkiej pracy w sadzie, od wiecznych kłótni rodziców, od poczucia, że jestem nikim. W wielkim mieście miałam być kimś innym – Marią Kowalską, która odnosi sukcesy, ma przyjaciół i nie musi codziennie zbierać jabłek z ziemi. Ale życie napisało inny scenariusz. Po śmierci taty mama zaczęła chorować. Anna została sama z całym gospodarstwem. Pisała do mnie rzadko, a kiedy już to robiła, jej wiadomości były krótkie i pełne żalu: „Nie masz pojęcia, jak tu ciężko.” „Mama pyta o ciebie.” „Nie wiem, czy dam radę sama.”
Kiedy zadzwoniła dwa tygodnie temu i powiedziała tylko: „Mama nie żyje”, poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Nie płakałam wtedy – łzy przyszły dopiero później, gdy siedziałam w pociągu do Jabłonowa i patrzyłam na mijające za oknem pola.
Teraz stałam tu, wśród jabłoni, które pamiętały mnie jako dziecko. Każde drzewo miało swoją historię: to pod którym pierwszy raz pocałował mnie Tomek z sąsiedztwa; to, na które wspinałam się z Anną, śmiejąc się do rozpuku; to, które tata zasadził w dniu moich urodzin. Wszystko było takie samo – tylko ja byłam inna.
– Myślisz, że wystarczy wrócić i wszystko będzie jak dawniej? – Anna przerwała moje myśli. – Nie było cię tu, kiedy mama umierała. Nie było cię przez tyle lat.
Poczułam ukłucie winy. Chciałam jej powiedzieć, że żałuję, że tęskniłam, że codziennie myślałam o domu – ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego zaczęłam zbierać jabłka do koszyka. Jedno po drugim, czerwone i pachnące słońcem.
– Pomogę ci – powiedziałam w końcu.
Anna spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Nie potrzebuję twojej pomocy – syknęła. – Poradziłam sobie sama przez tyle lat.
Milczałyśmy przez dłuższą chwilę. Słychać było tylko szelest liści i odgłos spadających owoców. W końcu Anna odwróciła się i odeszła w stronę domu. Patrzyłam za nią długo, czując jak narasta we mnie bezsilność.
Wieczorem siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na stare zdjęcia. Mama uśmiechała się z nich łagodnie, tata obejmował nas obie ramieniem. Zawsze wydawało mi się, że nasza rodzina jest silna – dopiero teraz widziałam wszystkie pęknięcia.
– Pamiętasz ten dzień? – zapytała Anna cicho, stając w drzwiach. Pokazała na zdjęcie z naszego pierwszego zbioru jabłek.
– Pamiętam – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się smutno. – Byłyśmy wtedy szczęśliwe.
Anna usiadła naprzeciwko mnie.
– Dlaczego wyjechałaś? – zapytała nagle.
Zawahałam się.
– Bałam się… wszystkiego. Chciałam być kimś innym niż tylko córką Kowalskich z Jabłonowa.
Anna pokiwała głową.
– A ja zostałam… bo nie miałam dokąd pójść.
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W jej oczach widziałam zmęczenie i żal – ale też coś jeszcze: nadzieję?
Następnego dnia poszłyśmy razem do sadu. Pracowałyśmy w ciszy, ale ta cisza była inna niż wcześniej – mniej bolesna, bardziej pełna zrozumienia. Zaczęłyśmy rozmawiać o przyszłości: co zrobić z gospodarstwem, czy warto je sprzedać, czy może spróbować je uratować.
Wieczorem usiadłyśmy na ganku z kubkami herbaty.
– Może powinniśmy spróbować jeszcze raz… razem? – zaproponowałam nieśmiało.
Anna spojrzała na mnie długo.
– Może…
Wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Przed nami były trudne rozmowy, decyzje i wiele pracy. Ale po raz pierwszy od lat poczułam, że jestem na właściwym miejscu.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wrócić do domu? Czy da się naprawić to, co zostało złamane? Może odpowiedź kryje się gdzieś między gałęziami starych jabłoni…