Ostatnie życzenie mamy: Obietnica, która zmieniła moje życie

— Michał, podejdź… — głos mamy był ledwo słyszalny, ale w tej ciszy brzmiał jak dzwon. Usiadłem na brzegu jej łóżka, ściskając w dłoni jej wychudzoną rękę. Pachniała lekami i czymś, co zawsze kojarzyło mi się z domem — może to był zapach jej szalika, może po prostu ona sama. — Obiecaj mi jedno… — spojrzała na mnie oczami pełnymi łez i miłości. — Że się nie poddasz. Że zaopiekujesz się swoją siostrą.

Miałem siedemnaście lat i w tej chwili czułem się jak dziecko. Moja młodsza siostra, Zosia, spała w pokoju obok, nieświadoma, że świat właśnie się kończy. Tata od miesięcy znikał w pracy albo w swoim warsztacie, uciekając przed tym, co nieuniknione. Ja zostałem sam na froncie tej wojny.

— Obiecuję, mamo — wyszeptałem, choć gardło miałem ściśnięte tak mocno, że ledwo mogłem oddychać.

Tydzień później mama odeszła. Pogrzeb był prosty, skromny — tak jak ona chciała. Wszyscy sąsiedzi przyszli, a ja czułem się jak aktor w złym przedstawieniu. Zosia płakała cicho, tata patrzył gdzieś w dal. Po wszystkim wróciliśmy do pustego domu.

Zaczęły się dni bez mamy. Tata zamknął się jeszcze bardziej. Zosia przestała mówić. Ja próbowałem być dorosły — gotowałem obiady, odrabiałem z nią lekcje, prałem ubrania. Ale każdej nocy płakałem w poduszkę.

Pewnego wieczoru usłyszałem kłótnię rodziców Zosi w mojej głowie — bo tata już nie rozmawiał ze mną prawie wcale. „Nie dasz rady!” — krzyczał mój wewnętrzny głos. „Jesteś tylko dzieciakiem!” Ale obietnica złożona mamie była jak ciężar na moich barkach.

W szkole zaczęły się problemy. Nauczyciele patrzyli na mnie ze współczuciem, koledzy unikali rozmów o rodzinie. Najgorsze były plotki: „Słyszałeś? Michał teraz sam wychowuje siostrę!” Czułem się jak dziwadło.

Pewnego dnia Zosia wróciła ze szkoły z podbitym okiem. — Co się stało?! — zapytałem przerażony.

— Ola powiedziała, że mama umarła przez nas…

Zamarłem. Jak można być tak okrutnym? Przytuliłem ją mocno i obiecałem sobie, że już nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić.

Tata coraz częściej wracał pijany. Zdarzało mu się krzyczeć na mnie bez powodu:

— Ty nic nie rozumiesz! Myślisz, że jesteś dorosły?!

— Staram się tylko pomóc…

— Nie potrzebuję twojej pomocy! — rzucał szklanką o ścianę.

Zosia tuliła się do mnie nocami i szeptała: — Michał, boję się…

Wtedy postanowiłem działać. Poszedłem do szkolnej psycholog, pani Ewy.

— Proszę pani… ja nie wiem już, co robić…

Pani Ewa słuchała mnie długo, potem zaproponowała rozmowę z tatą. On jednak odmówił:

— Nie będę rozmawiał z żadną babą od psychologii!

Zostałem sam ze swoim strachem i odpowiedzialnością. Zosia zaczęła mieć koszmary, ja coraz gorzej radziłem sobie w szkole. Pewnego dnia dostałem wezwanie do dyrektora.

— Michał, twoje oceny spadają. Co się dzieje?

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Bałem się przyznać do wszystkiego.

W końcu przyszedł dzień, kiedy tata uderzył mnie pierwszy raz. Stałem wtedy w kuchni, próbując zrobić kolację.

— Ty nawet jajecznicy nie umiesz zrobić! — wrzasnął i zamachnął się.

Poczułem ból i upokorzenie. Ale spojrzałem na Zosię i wiedziałem, że muszę wytrzymać.

Wieczorem napisałem do cioci Ani z Krakowa:

„Ciociu, czy moglibyśmy przyjechać do Ciebie na trochę? Tata… jest coraz gorzej.”

Odpisała natychmiast: „Przyjeżdżajcie jutro!”

Spakowałem naszą torbę w nocy. Rano powiedziałem tacie:

— Wyjeżdżamy do cioci Ani.

— Róbcie co chcecie! — burknął tylko.

Podróż pociągiem była jak ucieczka z więzienia. Zosia spała oparta o moje ramię, a ja patrzyłem przez okno na mijające pola i płakałem cicho.

Ciocia przyjęła nas jak własne dzieci. Po raz pierwszy od miesięcy poczułem się bezpiecznie. Zosia zaczęła znowu się uśmiechać.

Ale trauma została ze mną na długo. Wciąż śniły mi się krzyki taty i ostatnie słowa mamy: „Obiecaj mi…”

Dziś mam dwadzieścia pięć lat i wiem jedno: ta obietnica uratowała mnie i moją siostrę, ale kosztowała mnie dzieciństwo.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: Czy naprawdę można być dorosłym za wcześnie? Czy da się wybaczyć rodzicom ich słabości? Co byście zrobili na moim miejscu?