Ostatni Testament Babci Zofii: Miłość, Wina i Tajemnice w Rodzinie Nowaków
– Nie rozumiesz, Aniu! To mieszkanie powinno być nasze! – krzyczała moja siostra Marta, zaciskając pięści na kuchennym stole. Babcia Zofia siedziała obok, wpatrzona w okno, jakby nie słyszała tej kłótni. Jej dłonie drżały lekko, a w oczach odbijał się cień dawnej bystrości.
Wszystko zaczęło się od testamentu. Babcia, nasza opoka, zostawiła mi swoje dwupokojowe mieszkanie na warszawskim Mokotowie. Nikt nie spodziewał się takiej decyzji – zwłaszcza Marta, która zawsze była bliżej babci. Ja? Przez lata mieszkałam za granicą, wróciłam dopiero po rozwodzie. Może dlatego babcia chciała mi pomóc zacząć od nowa? A może czuła, że tylko ja się nią zaopiekuję?
– Babciu, chcesz herbaty? – zapytałam cicho, próbując przerwać napięcie.
– A kim ty jesteś? – spojrzała na mnie niepewnie. Serce ścisnęło mi się z bólu. Jeszcze rok temu opowiadała mi o swoim dzieciństwie na wsi pod Radomiem. Teraz coraz częściej gubiła się w czasie i przestrzeni.
Marta wyszła trzaskając drzwiami. Zostałam sama z babcią i jej chorobą. Lekarz powiedział: Alzheimer. Słowo, które brzmi jak wyrok. Przez pierwsze tygodnie próbowałam pogodzić pracę zdalną z opieką nad nią. Przewijanie, karmienie, pilnowanie leków – wszystko spadło na mnie. Mama mieszkała w Gdańsku, a brat Tomek miał własną rodzinę i wiecznie brak czasu.
Czułam się jak więzień we własnym domu. Każdego ranka budziłam się z lękiem: czy babcia znów wyjdzie na klatkę schodową w piżamie? Czy znajdę ją całą i zdrową? A potem pojawiało się poczucie winy – przecież to ja dostałam mieszkanie. To ja powinnam się nią zająć.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez drzwi:
– Anka nie daje rady – szeptała Marta do Tomka. – Może oddajmy babcię do domu opieki?
– Nie stać nas na to – odpowiedział brat. – Poza tym Anka ma mieszkanie, niech się wykazuje.
Zacisnęłam zęby. Czy naprawdę wszyscy widzieli we mnie tylko spadkobierczynię? Czy nikt nie rozumiał, jak bardzo kocham babcię? Ale też jak bardzo jestem zmęczona?
Babcia coraz częściej mówiła do mnie „mamo” albo „pani”. Czasem płakała bez powodu. Innym razem śmiała się do wspomnień, których już nie znałam. Pewnego dnia znalazłam ją siedzącą na podłodze w łazience, z rozbitym kubkiem w ręku.
– Zosiu! Nic ci nie jest? – rzuciłam się do niej.
– Chciałam tylko zrobić herbatę dla taty…
Objęłam ją mocno. Wtedy poczułam jej kruchość – jakby była już tylko cieniem tej kobiety, która kiedyś piekła najlepsze szarlotki na świecie.
Rodzina zaczęła mnie unikać. Marta przestała odbierać telefony. Tomek wpadał raz na miesiąc z paczką ciastek i uśmiechem pełnym wyrzutów sumienia.
Pewnej nocy obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Babcia próbowała wyjść na balkon.
– Muszę iść do szkoły! Spóźnię się!
Z trudem odciągnęłam ją od drzwi. Płakałyśmy razem – ona z bezsilności, ja z rozpaczy.
W końcu zadzwoniłam do mamy:
– Nie daję rady…
– Aniu, przecież to twoje mieszkanie…
– Ale to też wasza matka!
Cisza po drugiej stronie słuchawki bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Zaczęłam rozważać dom opieki. Przeglądałam oferty w internecie, czytałam opinie innych rodzin. Wszędzie te same historie: poczucie winy, łzy, rozbite relacje. Czy naprawdę miałam oddać babcię obcym ludziom?
Któregoś dnia przyszła Marta.
– Chcę porozmawiać – powiedziała bez emocji.
Usiadłyśmy naprzeciw siebie.
– Wiesz, że babcia zawsze cię kochała najbardziej? – zaczęła cicho.
– To nieprawda…
– Dla niej byłaś tą „zagubioną”, którą trzeba ratować. Ja zawsze byłam „ta silna”.
Zamilkłyśmy na chwilę.
– Nie chcę tego mieszkania – powiedziała nagle Marta. – Ale nie chcę też patrzeć, jak się wykańczasz.
Zaczęłyśmy dzielić się opieką. Razem było łatwiej – choć wciąż trudno. Babcia gasła powoli, dzień po dniu. Ostatnie słowa, które do mnie powiedziała, brzmiały: „Dziękuję ci, Aniu”.
Po jej śmierci mieszkanie stało się puste i zimne. Rodzina znów zaczęła rozmawiać – o spadku, o podziale rzeczy, o przyszłości. Ale coś we mnie pękło.
Czy warto było poświęcić wszystko dla obowiązku? Czy miłość zawsze musi boleć? A może to właśnie te najtrudniejsze wybory pokazują nam, kim naprawdę jesteśmy?