Odmówiłam opieki nad wnuczką – teraz cała rodzina się ode mnie odwróciła
– Mamo, proszę cię, to tylko dwa tygodnie! – głos Agaty drżał, a w oczach miała łzy. Stała w mojej kuchni, ściskając filiżankę herbaty tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. – Nie mam nikogo innego.
Patrzyłam na nią, na moją dorosłą córkę, która zawsze była taka silna. Ale tym razem widziałam w niej zagubione dziecko. Przez chwilę miałam ochotę ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mogłam. Nie tym razem.
– Agato, ja naprawdę nie dam rady – powiedziałam cicho, starając się nie patrzeć jej w oczy. – Mam swoje sprawy, rehabilitację, wizyty u lekarza… Nie jestem już młoda.
– Ale przecież zawsze mi pomagałaś! – wybuchła. – Zawsze mogłam na ciebie liczyć! Teraz, kiedy naprawdę cię potrzebuję, odwracasz się ode mnie?
Wiedziałam, że to ją zaboli. Ale nie mogłam inaczej. Od miesięcy walczyłam z bólem kręgosłupa, ledwo radziłam sobie z codziennymi obowiązkami. Opieka nad trzyletnią Zosią to nie była drobnostka. To odpowiedzialność, której nie mogłam już wziąć na siebie.
– Agato, ja… – zaczęłam, ale przerwała mi gwałtownie.
– Wiesz co? Może masz rację. Może już nie jesteś tą samą mamą, którą kiedyś znałam.
Zostawiła herbatę na stole i wyszła trzaskając drzwiami. Siedziałam jeszcze długo w ciszy, słysząc w głowie echo jej słów.
Następnego dnia zadzwonił mój syn, Tomek.
– Mamo, co się stało? Agata płakała całą noc. Jak mogłaś jej odmówić?
Próbowałam mu wytłumaczyć, że nie jestem już w stanie zajmować się małym dzieckiem przez tyle czasu. Że mam swoje ograniczenia. Ale on tylko westchnął ciężko.
– Wszyscy mamy swoje problemy, mamo. Ale rodzina powinna sobie pomagać.
Potem zadzwoniła synowa, Magda. Zawsze byłyśmy blisko – rozumiałyśmy się bez słów. Ale tym razem jej głos był chłodny jak lód.
– Pani Halino, nie poznaję pani. Zawsze była pani taka pomocna… A teraz? Cała rodzina jest rozczarowana.
Czułam się jak oskarżona przed sądem rodzinnym. Nawet teściowa Agaty zadzwoniła z pretensjami:
– Pani Halino, przecież to pani wnuczka! Jak można zostawić córkę w takiej sytuacji?
Przez kolejne dni telefon dzwonił coraz rzadziej. Cisza w mieszkaniu była głośniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Zosia nie przychodziła już w odwiedziny z Agatą. Nikt nie pytał, jak się czuję po kolejnej serii zabiegów na kręgosłup.
Wieczorami siedziałam sama przy kuchennym stole i patrzyłam na zdjęcia rodzinne na ścianie. Uśmiechnięte twarze dzieci, wspólne wakacje nad Bałtykiem, święta przy jednym stole… Wszystko wydawało się takie odległe.
Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę na klatce schodowej.
– Coś się stało? Dawno nie widziałam u pani wnuczki – zagadnęła życzliwie.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przecież nie powiem jej prawdy: że odmówiłam pomocy własnej córce i teraz cała rodzina mnie unika.
Zaczęłam unikać ludzi. W sklepie patrzyłam w podłogę, żeby nie spotkać znajomych spojrzeń. W kościele siadałam w ostatniej ławce i wychodziłam zaraz po mszy.
Któregoś wieczoru zadzwonił dzwonek do drzwi. Serce zabiło mi mocniej – może Agata przyszła porozmawiać? Ale to był listonosz z poleconym pismem z przychodni.
Zrozumiałam wtedy, jak bardzo jestem sama.
W nocy nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się myśli: Może rzeczywiście powinnam była się zgodzić? Może jakoś bym dała radę? Przecież matka powinna pomagać swoim dzieciom…
Ale zaraz potem przypominał mi się ból pleców po każdym dłuższym spacerze z Zosią. Strach przed tym, że coś jej się stanie pod moją opieką i nie będę w stanie zareagować na czas.
Tomek przestał dzwonić. Magda przestała pisać wiadomości o codziennych sprawach. Nawet na Facebooku nikt już mnie nie oznaczał pod zdjęciami wnuków.
Pewnego dnia przyszła do mnie sąsiadka Ela z ciastem.
– Halinko, słyszałam co się stało… Wiesz co? Ja też kiedyś musiałam odmówić córce pomocy przy wnuku. I też wszyscy się ode mnie odwrócili na jakiś czas. Ale potem zrozumieli, że miałam swoje powody.
Siedziałyśmy razem przy stole i płakałyśmy obie – ona ze wzruszenia, ja z ulgi, że ktoś mnie rozumie.
Minęły tygodnie. Rodzina nadal trzymała się ode mnie z daleka. Czasem widywałam Agatę na ulicy – przechodziła obok bez słowa, z Zosią za rękę. Bolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego.
Zaczęłam pisać listy do dzieci – nigdy ich nie wysłałam. Pisałam o tym, jak bardzo ich kocham i jak bardzo mi ich brakuje. O tym, że jestem tylko człowiekiem i mam swoje ograniczenia.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę postąpiłam źle? Czy matka zawsze musi poświęcać wszystko dla dzieci? A może czasem ma prawo pomyśleć o sobie?
Czy wy też kiedyś musieliście odmówić bliskim pomocy? Jak poradziliście sobie z samotnością i poczuciem winy?