Nieidealny ojciec: Historia z Kielc pełna bólu i nadziei
– Znowu wróciłaś pijana! – krzyknąłem przez zamknięte drzwi jej pokoju, choć wiedziałem, że już mnie nie słyszy. Chrapanie matki było jedyną odpowiedzią. Stałem na korytarzu naszego starego mieszkania w Kielcach, ściskając w dłoni pusty kubek po herbacie. Miałem wtedy czternaście lat i czułem się starszy niż wszyscy moi koledzy razem wzięci.
Od zawsze pamiętam, że nasze życie z mamą toczyło się w błędnym kole. Wczesnym rankiem wychodziła do pracy – zamiatała ulice naszej dzielnicy. Wracając na obiad, trzymała w dłoniach plastikową butelkę wódki. O ósmej wieczorem już spała – zmęczona, pijana, chrapiąc za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju. Dobrze, że mieliśmy oddzielne pokoje. Często zastanawiałem się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby ojciec był z nami. Ale ojciec był tylko imieniem na moim akcie urodzenia – Janusz Nowak.
W szkole nauczyciele patrzyli na mnie z litością. „Mateusz, czy wszystko w porządku w domu?” – pytała pani od matematyki. Zawsze odpowiadałem, że tak, bo co miałem powiedzieć? Że codziennie gotuję sobie obiad, piorę ubrania i sprzątam po matce? Że czasem boję się wracać do domu, bo nie wiem, w jakim stanie ją zastanę?
Pewnego dnia, gdy wracałem ze szkoły, zobaczyłem pod naszym blokiem mężczyznę w skórzanej kurtce. Stał oparty o ścianę i palił papierosa. Gdy podszedłem bliżej, spojrzał na mnie uważnie.
– Mateusz? – zapytał cicho.
Zamarłem. Jego głos był mi obcy, ale coś w oczach przypominało moje własne odbicie w lustrze.
– Kim pan jest?
– Jestem… twój ojciec. Janusz.
Świat zawirował mi przed oczami. Przez chwilę miałem ochotę uciec, ale coś mnie zatrzymało.
– Po co pan tu przyszedł? – spytałem szorstko.
– Chciałem cię zobaczyć. Porozmawiać. Przeprosić.
Nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać. Przeprosić? Za co? Za lata nieobecności? Za to, że zostawił mnie samego z matką alkoholiczką?
Weszliśmy razem do mieszkania. Matka spała jak zwykle. Ojciec usiadł przy kuchennym stole i patrzył na mnie długo.
– Wiem, że nie byłem dobrym ojcem – zaczął cicho. – Ale chciałbym to naprawić.
– Teraz? Po tylu latach?
– Wiem, że to brzmi głupio… Ale sam dopiero niedawno zrozumiałem swoje błędy. Przez lata byłem za granicą, próbowałem ułożyć sobie życie na nowo. Ale nie mogłem zapomnieć o tobie.
Patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Chciałem mu wykrzyczeć wszystko, co czułem – żal, gniew, rozczarowanie. Ale zamiast tego zapytałem:
– A mama?
Janusz spuścił wzrok.
– Próbowałem jej pomóc… Ale ona nie chciała przyjąć pomocy ode mnie ani od nikogo innego.
Przez następne tygodnie ojciec zaczął pojawiać się coraz częściej. Przynosił zakupy, czasem gotował obiad. Starał się rozmawiać ze mną o szkole, o moich zainteresowaniach. Ale między nami zawsze wisiało niewypowiedziane pytanie: czy można nadrobić stracony czas?
Matka reagowała na jego obecność agresją lub całkowitą obojętnością.
– Po co tu wróciłeś? – warczała pewnego wieczoru. – Myślisz, że możesz wszystko naprawić?
Ojciec milczał. Ja siedziałem w swoim pokoju i słuchałem ich kłótni przez cienką ścianę.
Któregoś dnia matka nie wróciła do domu na noc. Siedziałem przy oknie do drugiej nad ranem, nasłuchując kroków na klatce schodowej. Ojciec przyszedł rano i razem zaczęliśmy jej szukać po okolicznych sklepach i parkach. Znaleźliśmy ją dopiero po południu – leżała na ławce pod blokiem, półprzytomna.
To był moment przełomowy. Ojciec postanowił zabrać mnie do siebie – do małego mieszkania na drugim końcu miasta.
– Nie mogę cię tu zostawić – powiedział stanowczo. – Musisz mieć normalne życie.
Bałem się tej zmiany. Bałem się zaufać komuś, kto tyle razy mnie zawiódł. Ale jednocześnie czułem ulgę – jakby ktoś zdjął mi z pleców ciężar, który dźwigałem przez całe dzieciństwo.
Pierwsze tygodnie u ojca były trudne. Nie wiedzieliśmy, jak ze sobą rozmawiać. On próbował być opiekuńczy, ja byłem zamknięty w sobie. Czasem wybuchały między nami kłótnie o drobiazgi – o bałagan w pokoju, o spóźnienie na kolację.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole i zaczęliśmy rozmawiać szczerze – pierwszy raz od jego powrotu.
– Wiesz, Mateusz… Ja też się boję – powiedział cicho ojciec. – Boję się, że już nigdy nie będziesz mi ufał.
Spojrzałem mu prosto w oczy.
– Chciałbym spróbować… Ale to nie będzie łatwe.
Przez następne miesiące powoli budowaliśmy naszą relację od nowa. Ojciec zabierał mnie na mecze Korony Kielce, uczył jeździć samochodem, pomagał w nauce do matury. Czasem dzwoniła matka – pijana lub trzeźwa – i prosiła o pieniądze albo przepraszała za wszystko.
Nie potrafiłem jej nienawidzić, ale też nie umiałem już wrócić do tamtego życia.
Dziś mam dwadzieścia lat i studiuję psychologię na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach. Z ojcem mamy lepszy kontakt niż kiedykolwiek wcześniej. Matka nadal walczy z nałogiem – czasem wygrywa, częściej przegrywa.
Często zastanawiam się: czy można wybaczyć rodzicom ich błędy? Czy jesteśmy skazani na powielanie ich historii? A może każdy z nas ma szansę napisać własny scenariusz życia?