„Nie wiem, ile mój tata dostaje emerytury i nie chcę wiedzieć” – historia o rodzinnych tajemnicach, dumie i żalu
– Synu, nie musisz się tym przejmować. To moje sprawy – powiedział tata, kiedy po raz pierwszy zapytałem go o emeryturę. Byłem wtedy jeszcze na studiach, a on już od kilku lat nie pracował. W jego głosie słyszałem nutę zniecierpliwienia, jakby temat pieniędzy był czymś wstydliwym, czymś, o czym nie rozmawia się przy stole.
Przez lata przyzwyczaiłem się do tego dystansu. Tata był zawsze dumny, zamknięty w sobie. Po śmierci mamy jeszcze bardziej zamknął się w swoim świecie. Ja wyprowadziłem się do Warszawy, on został w naszym starym mieszkaniu w Łodzi. Dzwoniliśmy do siebie rzadko, rozmowy były krótkie i rzeczowe: „Jak zdrowie?”, „Co u ciebie w pracy?”, „Potrzebujesz czegoś?”. Nigdy nie pytał o pieniądze, nigdy nie prosił o pomoc.
W pracy temat wsparcia dla rodziców pojawił się niespodziewanie. Siedzieliśmy z chłopakami przy kawie, kiedy Tomek rzucił: – Muszę znowu wysłać mamie parę stówek. Emerytura ledwo jej starcza na leki.
– Ja też pomagam ojcu – dodał Bartek. – Bez tego nie dałby rady.
Wszyscy spojrzeli na mnie. – A ty, Szymon? Pomagasz tacie?
Zawahałem się. – Nie wiem… Tata nigdy mnie o nic nie prosił. Nie wiem nawet, ile dostaje emerytury.
Zapadła cisza. Poczułem się jak intruz. Czy byłem złym synem? Przecież to jego pieniądze, jego życie. Zawsze powtarzał, że sobie poradzi.
Wieczorem długo nie mogłem zasnąć. W głowie kołatały mi słowa kolegów i wspomnienia z dzieciństwa. Tata był surowy, ale sprawiedliwy. Pracował całe życie jako ślusarz w zakładach na Widzewie. Po pracy naprawiał rowery sąsiadom, nigdy nie narzekał na brak pieniędzy. Ale odkąd przeszedł na emeryturę, coraz częściej słyszałem w jego głosie zmęczenie.
Postanowiłem pojechać do Łodzi bez zapowiedzi. Kupiłem bilet na pociąg i już po kilku godzinach stałem pod drzwiami naszego starego mieszkania. Tata otworzył mi zaskoczony.
– Co ty tu robisz? – zapytał szorstko.
– Chciałem cię odwiedzić – odpowiedziałem niepewnie.
W środku panował chłód. Kaloryfery były ledwo ciepłe, a w lodówce tylko mleko i kilka jajek. Tata zauważył moje spojrzenie.
– Nie patrz tak. Wszystko mam pod kontrolą.
Usiedliśmy przy stole. Próbowałem zagaić rozmowę:
– Tato… Powiedz mi szczerze, czy wszystko u ciebie w porządku? Może potrzebujesz pomocy?
Wzruszył ramionami.
– Nie jestem kaleką. Poradzę sobie.
– Ale przecież…
– Szymon! – przerwał mi ostro. – Nie chcę twoich pieniędzy. Nie jestem żebrakiem.
Poczułem gulę w gardle. Chciałem mu pomóc, ale on nie pozwalał mi nawet zapytać o najprostsze rzeczy. W nocy długo leżałem bezsennie na kanapie w salonie, wsłuchując się w ciszę mieszkania, które kiedyś tętniło życiem.
Rano tata wyszedł do sklepu. Zajrzałem do szuflady w komodzie – znalazłem tam stare wyciągi z banku i rachunki za prąd. Kwoty były przerażająco niskie. Zrozumiałem, że tata ledwo wiąże koniec z końcem.
Kiedy wrócił, postawiłem sprawę jasno:
– Tato, wiem, że jest ci ciężko. Pozwól mi ci pomóc.
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Myślisz, że jestem nieudacznikiem? Że nie potrafię zadbać o siebie?
– Nie! Po prostu… jesteś moim ojcem. Chcę być przy tobie.
Wtedy pierwszy raz od lat zobaczyłem łzy w jego oczach.
– Nie chcę być ciężarem – wyszeptał.
Objąłem go mocno. Poczułem, jak jego duma kruszy się pod naporem lat samotności i zmęczenia.
Od tamtej pory zacząłem regularnie przelewać mu pieniądze i częściej dzwonić. Z czasem rozmowy stały się cieplejsze, bardziej otwarte. Tata powoli godził się z myślą, że wsparcie syna to nie powód do wstydu.
Czasem zastanawiam się: ilu jest takich ojców jak mój? Ile rodzin milczy z powodu dumy lub strachu przed oceną? Czy naprawdę musimy czekać na kryzys, żeby zacząć rozmawiać o tym, co najważniejsze?
Może to właśnie pytanie do was: czy rozmawiacie ze swoimi rodzicami o ich potrzebach? Czy potraficie przełamać dumę – swoją lub ich? Bo ja długo nie potrafiłem…