Nie nazywaj mnie mamą — to mnie postarza! Jak wybrałam młodość nad rodziną i co z tego wynikło

— Nie nazywaj mnie mamą! — krzyknęłam, czując jak w gardle rośnie mi gula. — Przecież wiesz, że nie lubię tego słowa. Postarza mnie!

Moja córka, Magda, spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Miała wtedy dwadzieścia sześć lat, a ja… ja miałam czterdzieści pięć i panicznie bałam się, że każdy dzień przybliża mnie do starości. Stałyśmy w kuchni, a za oknem padał ciepły, majowy deszcz. W powietrzu unosił się zapach świeżo zmielonej kawy i… napięcia, które można było kroić nożem.

— Kinga, czy ty siebie słyszysz? — Magda mówiła cicho, ale w jej głosie drżała złość. — Jestem twoją córką. Kim mam cię nazywać?

Zacisnęłam dłonie na filiżance. Zawsze byłam dumna ze swojego wyglądu. Dbałam o siebie, chodziłam do kosmetyczki, farbowałam włosy na kasztanowy brąz, nosiłam modne ubrania. W pracy mówili mi „Kinga”, „pani Kingo”, nigdy „mamo”. To słowo kojarzyło mi się z czymś ciężkim, poważnym, nieodwracalnym. Z upływem czasu.

Ostatni miesiąc był dla mnie koszmarem. Porzucił mnie kolejny adorator — Tomek, młodszy ode mnie o siedem lat. Wierzyłam, że tym razem będzie inaczej. Że on pokocha mnie naprawdę, nie tylko dla mojego wyglądu czy energii. Ale on odszedł bez słowa wyjaśnienia. Zostawił pustkę i poczucie, że znowu jestem sama.

Magda przyszła wtedy do mnie z wiadomością, która powinna była mnie uszczęśliwić: — Mamo… jestem w ciąży.

Ale ja nie potrafiłam się cieszyć. Zamiast tego poczułam strach. Babcia? Ja? Przecież dopiero co zaczęłam żyć na nowo! Dopiero co nauczyłam się być wolna, niezależna, atrakcyjna. Jak mam być babcią, skoro sama czuję się młoda?

— Nie mów tak do mnie — powtórzyłam wtedy. — Nie jestem gotowa na bycie babcią.

Magda patrzyła na mnie jak na obcą osobę. W jej oczach widziałam rozczarowanie i ból.

— To nie jest kwestia gotowości — odpowiedziała cicho. — To po prostu się dzieje.

Od tamtej pory nasze relacje się ochłodziły. Magda przestała dzwonić codziennie. Przestała przychodzić na kawę w niedzielę. Czułam jej brak, ale nie potrafiłam zrobić pierwszego kroku. Zamiast tego zamknęłam się w sobie i zaczęłam jeszcze bardziej dbać o wygląd. Nowe ubrania, nowe kosmetyki, nowe diety… Wszystko po to, żeby udowodnić sobie i światu, że jeszcze nie jestem „stara”.

Pewnego wieczoru siedziałam sama w salonie, przeglądając zdjęcia na Instagramie. Moje koleżanki wrzucały fotki z wnukami, chwaliły się rodziną. Ja miałam tylko zdjęcia z siłowni i selfie z kawiarni. Poczułam ukłucie zazdrości i… pustki.

Telefon zadzwonił nagle. To była Magda.

— Kinga… — zaczęła niepewnie. — Potrzebuję cię.

Serce mi zamarło.

— Co się stało? — zapytałam drżącym głosem.

— Jestem w szpitalu. Coś jest nie tak z ciążą…

W jednej chwili wszystkie moje lęki i uprzedzenia przestały mieć znaczenie. Rzuciłam wszystko i pobiegłam do szpitala. Kiedy zobaczyłam Magdę bladą i przestraszoną na szpitalnym łóżku, poczułam się najgorszą matką świata.

Usiadłam przy niej i chwyciłam ją za rękę.

— Przepraszam… Przepraszam za wszystko — wyszeptałam przez łzy.

Magda spojrzała na mnie ze zmęczeniem.

— Chciałam tylko, żebyś była przy mnie… Nie musisz być idealna ani młoda. Po prostu bądź moją mamą.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek wcześniej. Przez tyle lat próbowałam zatrzymać czas, zamiast zaakceptować to, kim jestem: kobietą, matką, a może nawet przyszłą babcią.

Magda na szczęście wróciła do zdrowia, a ciąża przebiegała dalej prawidłowo. Ale nasze relacje już nigdy nie były takie same jak dawniej. Coś pękło — może zaufanie, może poczucie bezpieczeństwa.

Często wracam myślami do tamtej rozmowy w kuchni i do tej nocy w szpitalu. Czy naprawdę warto było tak bardzo walczyć z czasem? Czy młodość jest ważniejsza niż rodzina? Dziś wiem jedno: żadna ilość kremów ani nowych sukienek nie zastąpi mi bliskości z córką.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę bałam się być „mamą”? Czy można odzyskać to, co się straciło przez własny egoizm? Może wy też kiedyś stanęliście przed takim wyborem…