„Nie chcę być żoną, chcę być matką” – Historia Magdy z Poznania
– Magda, ile jeszcze będziesz się wygłupiać? – głos mamy przeszył ciszę jak nóż. Siedziałam przy kuchennym stole, bawiąc się łyżeczką w herbacie. – Masz trzydzieści dwa lata! Wszyscy twoi znajomi już dawno założyli rodziny. Nawet Anka, ta twoja koleżanka z liceum, już drugie dziecko w drodze.
Zacisnęłam zęby. W głowie kłębiły mi się myśli, których nie miałam odwagi wypowiedzieć na głos. „A może ja nie chcę być żoną? Może nie potrzebuję męża, żeby być szczęśliwą?”
Mama patrzyła na mnie z wyrzutem, a tata tylko westchnął i schował się za gazetą. Od lat powtarzali mi to samo: „Magda, kiedy w końcu przyprowadzisz kogoś do domu?”
– Mamo, ja naprawdę nie czuję potrzeby wychodzenia za mąż – powiedziałam cicho. – Chciałabym mieć dziecko, ale…
– Ale co? – przerwała mi ostro. – Dziecko bez ojca? Co ludzie powiedzą? Co rodzina powie?
Wiedziałam, że nie zrozumieją. W naszym domu wszystko musiało być „jak należy”. Ślub, wesele na sto osób, potem dzieci. Najlepiej dwójka, bo „jedynak to egoista”.
Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Czułam się jak w pułapce. Z jednej strony kochałam rodziców i nie chciałam ich zawieść, z drugiej – miałam wrażenie, że duszę się pod ciężarem ich oczekiwań.
Przez kolejne tygodnie temat powracał jak bumerang. Na imieninach cioci Zosi wszyscy patrzyli na mnie z politowaniem.
– Magda, a ty kiedy w końcu kogoś sobie znajdziesz? – zapytała ciocia z uśmiechem, który miał być życzliwy, ale czułam w nim nutę kpiny.
– Może już znalazła, tylko się nie przyznaje! – dorzucił wujek Marek.
Uśmiechnęłam się blado i uciekłam do łazienki. Tam spojrzałam sobie w oczy w lustrze i zapytałam: „Czego ty właściwie chcesz?”
Odpowiedź była prosta: chciałam być matką. Od zawsze marzyłam o tym, żeby tulić własne dziecko, czuć jego zapach, słyszeć śmiech. Ale nie chciałam robić tego na siłę z kimś tylko po to, żeby spełnić czyjeś oczekiwania.
Pewnego dnia mama zadzwoniła do mnie do pracy.
– Magda, zaprosiłam dziś na obiad Janka. Pamiętasz go? Syn koleżanki z pracy taty. Bardzo porządny chłopak.
Zamarłam. Janek był miły, ale kompletnie mnie nie pociągał. Rozmawialiśmy kilka razy na rodzinnych imprezach i zawsze miałam wrażenie, że rozmawiam z kuzynem.
– Mamo, nie chcę…
– Proszę cię, przyjdź chociaż na ten obiad. Dla mnie.
Zgodziłam się dla świętego spokoju. Przez cały wieczór Janek opowiadał o swojej pracy w banku i planach na zakup mieszkania. Mama patrzyła na nas jak sęp wypatrujący ofiary.
Po kolacji odprowadził mnie do drzwi.
– Wiesz, Magda… Twoja mama mówiła mi, że marzysz o rodzinie. Ja też bym chciał kiedyś mieć dzieci.
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam tam pustkę. Nie było tam ciepła ani iskry. Wiedziałam, że to nie jest mój człowiek.
Kiedy wróciłam do domu, mama czekała na mnie w kuchni.
– I jak? – zapytała z nadzieją.
– Mamo, proszę cię… Ja nie chcę wychodzić za mąż tylko dlatego, że wszyscy tego ode mnie oczekują!
Wybuchła płaczem.
– Myślisz, że ja miałam wybór? Myślisz, że chciałam wychodzić za twojego ojca? Ale tak trzeba było! Tak się robiło!
Zaniemówiłam. Po raz pierwszy usłyszałam od niej coś takiego.
– A może ja nie chcę żyć tak jak ty? Może chcę inaczej?
Wyszła z kuchni bez słowa.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym wszystkim. O tym, jak bardzo boję się samotności i jak bardzo pragnę dziecka. O tym, że nie chcę nikogo krzywdzić ani siebie oszukiwać.
Następnego dnia umówiłam się na spotkanie z psychologiem. Potrzebowałam kogoś, kto pomoże mi poukładać myśli.
– Magda, czy ty naprawdę chcesz być matką? – zapytała pani Marta podczas naszej pierwszej rozmowy.
– Tak – odpowiedziałam bez wahania. – Ale nie za wszelką cenę. Nie chcę udawać przed sobą ani przed nikim innym.
Zaczęłyśmy rozmawiać o możliwościach: adopcja, in vitro, samotne macierzyństwo. Każda opcja wydawała się trudna i pełna przeszkód – finansowych, prawnych i społecznych.
W pracy zaczęły się plotki. Ktoś widział mnie wychodzącą z kliniki leczenia niepłodności.
– Magda, słyszałem, że chcesz zrobić in vitro bez partnera? – zapytał kolega z działu IT podczas lunchu.
– A co ci do tego? – odburknęłam.
Wieczorami płakałam ze zmęczenia i bezsilności. Rodzina przestała ze mną rozmawiać o przyszłości – milczeli albo rzucali kąśliwe uwagi.
Pewnego dnia tata przyszedł do mojego pokoju.
– Wiesz… Twoja mama martwi się o ciebie. Ja też się martwię. Ale jeśli naprawdę tego chcesz… To twoje życie.
Popłakałam się jak dziecko. Przytulił mnie pierwszy raz od lat.
Po miesiącach badań i konsultacji zdecydowałam się na inseminację nasieniem dawcy. Bałam się jak nigdy wcześniej – nie tylko procedury medycznej, ale tego wszystkiego wokół: reakcji ludzi, samotności, odpowiedzialności.
Kiedy po kilku tygodniach zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, świat stanął w miejscu. Płakałam ze szczęścia i strachu jednocześnie.
Mama długo nie mogła się pogodzić z moją decyzją. Przez pierwsze miesiące ciąży prawie ze mną nie rozmawiała. Dopiero kiedy zobaczyła pierwsze zdjęcie USG wnuczki – bo okazało się, że to dziewczynka – coś w niej pękło.
Przyszła do mnie wieczorem i usiadła obok na kanapie.
– Wiesz… Może ja bym też chciała coś zrobić inaczej, gdybym mogła cofnąć czas – powiedziała cicho.
Przytuliłyśmy się obie i płakałyśmy długo bez słów.
Dziś moja córeczka ma dwa lata. Jest najpiękniejszym prezentem od losu. Rodzina zaakceptowała moją decyzję – choć nie było łatwo i czasem jeszcze słyszę kąśliwe uwagi na rodzinnych spotkaniach.
Ale wiem jedno: jestem szczęśliwa tak jak nigdy dotąd. Każdego dnia patrzę na moją Zosię i myślę sobie: „Czy naprawdę trzeba żyć według cudzych scenariuszy? Czy odwaga bycia sobą to największy prezent, jaki możemy dać sobie i naszym dzieciom?”