Najgorszy prezent świąteczny mojego życia – i jak zmienił wszystko w mojej rodzinie

– Naprawdę nie mogłaś się bardziej postarać? – głos mojej mamy przeszył ciszę, która zapadła po rozpakowaniu prezentów. Siedziałam przy stole wigilijnym, ściskając w dłoniach pudełko z tanim kremem do rąk i parą skarpetek z napisem „Najlepsza Córka”. Wszyscy patrzyli na mnie – tata z zażenowaniem, babcia z politowaniem, a młodszy brat z rozbawieniem. Tylko mama miała w oczach gniew i rozczarowanie.

To miały być nasze pierwsze święta po rozwodzie rodziców. Atmosfera była napięta od samego rana. Mama od tygodni powtarzała, że musimy się postarać, żeby wszystko było „jak dawniej”. Ale przecież nic już nie było jak dawniej. Tata przyjechał tylko na chwilę, z nową partnerką czekającą w samochodzie. Babcia narzekała na brak karpia, bo „teraz to już nikt nie potrafi zrobić Wigilii jak trzeba”. Ja próbowałam być niewidzialna.

Kiedy przyszła pora na prezenty, czułam ulgę – może chociaż przez chwilę będzie miło. Rozdałam wszystkim swoje upominki: babci ciepły szal, bratu grę planszową, mamie elegancki notes z grawerem „Dla Najlepszej Mamy”. Sama dostałam od mamy to nieszczęsne pudełko z kremem i skarpetkami. Uśmiechnęłam się sztucznie i podziękowałam, ale mama widziała wszystko.

– To wszystko? – zapytała cicho. – Tyle dla mnie znaczysz?

– Mamo, przecież to tylko prezent…

– Nie rozumiesz! – wybuchła. – Odkąd twój ojciec odszedł, wszystko jest na mojej głowie! Ty nawet nie potrafisz kupić porządnego prezentu!

Brat parsknął śmiechem. Babcia zaczęła szeptać coś pod nosem o „dzisiejszej młodzieży”. Tata wstał niezręcznie i powiedział, że musi już iść. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.

– Może gdybyś ze mną rozmawiała, wiedziałabyś, co przeżywam – powiedziałam drżącym głosem. – Ale ty tylko wymagasz i narzekasz!

Mama spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła mnie pierwszy raz w życiu. Przez chwilę w pokoju panowała cisza tak gęsta, że słychać było tylko tykanie zegara.

– Nie masz pojęcia, ile dla was robię – wyszeptała. – A ty…

Nie dokończyła. Wybiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Siedziałam na łóżku, słysząc za ścianą podniesione głosy. Babcia próbowała uspokoić mamę, brat grał na telefonie, a tata już dawno wyszedł.

Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem taka niewdzięczna? Czy mama ma rację? Przecież starałam się jak mogłam – nie miałam pieniędzy na drogie prezenty, ale chciałam pokazać, że pamiętam o każdym.

Następnego dnia mama przyszła do mojego pokoju. Usiadła obok mnie na łóżku i długo milczała.

– Przepraszam – powiedziała w końcu. – Nie powinnam była tak wybuchnąć. Po prostu… czuję się taka samotna.

– Ja też – odpowiedziałam cicho.

Objęłyśmy się i obie zaczęłyśmy płakać. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że naprawdę jesteśmy razem – nie jako idealna rodzina z reklam świątecznych, ale jako dwie kobiety próbujące poskładać swoje życie na nowo.

Od tamtej Wigilii minęły trzy lata. Dziś śmiejemy się z tamtego prezentu – krem do rąk stał się naszym rodzinnym żartem. Ale wiem, że wtedy był symbolem wszystkiego, co nas bolało: niewypowiedzianych żali, tęsknoty za dawnym życiem i strachu przed przyszłością.

Czy jeden nietrafiony prezent może zniszczyć święta? A może czasem musi coś pęknąć, żebyśmy mogli zacząć mówić prawdę i naprawdę się usłyszeć?