Moje kolczyki! Jak trafiły na aukcję? – Historia zdrady w rodzinie, której nigdy się nie spodziewałam
– Mamo, gdzie są moje kolczyki? – zapytałam, przeszukując już trzecią szufladę w komodzie. Głos mi drżał, a serce waliło jak oszalałe. Te kolczyki były dla mnie czymś więcej niż tylko biżuterią – dostałam je od babci Haliny na osiemnaste urodziny. Złote, z maleńkimi szafirami, które błyszczały nawet w pochmurny dzień. Babcia zawsze powtarzała: „Noś je w ważnych chwilach, przyniosą ci szczęście”.
Mama spojrzała na mnie znad gazety. – Może gdzieś odłożyłaś i zapomniałaś? Przecież ostatnio miałaś je na sobie na imieninach cioci Krysi.
– Wiem, ale potem schowałam je do szkatułki. Przysięgam! – odpowiedziałam zdesperowana. Przeszukałam już wszystko: szafki, torebki, nawet kieszenie płaszcza. Nic. Zniknęły.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie miałam tylko jedno pytanie: kto mógłby je zabrać? W naszym domu drzwi się nie zamykały – ciągle ktoś przychodził: kuzynka Magda pożyczyć książkę, brat Bartek z kolegami na mecz, wujek Andrzej z naręczem jabłek z działki. Ale przecież nikt z nich nie mógłby…
Tydzień później, podczas wieczornego przeglądania Facebooka, zobaczyłam ogłoszenie na lokalnej grupie: „Złote kolczyki z szafirami – licytacja od 500 zł”. Zdjęcie było niewyraźne, ale rozpoznałabym je wszędzie. Moje kolczyki! Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam oddychać.
Napisałam do sprzedającego: „Dzień dobry, czy mogę obejrzeć kolczyki przed zakupem?” Odpisał szybko: „Oczywiście, proszę podać numer telefonu”.
Całą noc przewracałam się z boku na bok. Kto to mógł wystawić? Przecież nikt obcy nie miał dostępu do mojej szkatułki. Rano poprosiłam Bartka, żeby pojechał ze mną na spotkanie. – Dziwnie się czuję… Może to jakaś pomyłka? – próbowałam się uspokoić.
Spotkaliśmy się pod galerią handlową. Sprzedający był młody, może dwadzieścia kilka lat, nerwowo rozglądał się wokół. Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i otworzył je przede mną. Kolczyki błyszczały znajomo.
– Skąd je pan ma? – zapytałam cicho.
Chłopak spuścił wzrok. – Kupiłem od znajomego… Potrzebował pieniędzy.
– Jakiego znajomego? – naciskał Bartek.
– Nie mogę powiedzieć… Obiecałem.
Wróciliśmy do domu w milczeniu. W głowie miałam mętlik. Kto w moim otoczeniu mógł sprzedać coś tak osobistego? Przez następne dni obserwowałam wszystkich domowników i gości jak detektyw. Mama była zamyślona, tata ciągle w pracy, Bartek zamknięty w swoim pokoju.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Bartka przez drzwi:
– Stary, oddam ci kasę za te kolczyki… Nie wiedziałem, że to takie ważne dla niej…
Serce mi zamarło. Weszłam bez pukania.
– Bartek, co zrobiłeś?
Spojrzał na mnie z przerażeniem. – To nie tak… Potrzebowałem pieniędzy na ratę za motor. Myślałem, że nie zauważysz… Oddam ci je! Przepraszam!
Zalała mnie fala gniewu i rozpaczy jednocześnie.
– Jak mogłeś?! To była pamiątka po babci! Czy dla ciebie naprawdę liczą się tylko pieniądze?
Bartek spuścił głowę. – Nie wiedziałem, że aż tak ci zależy… Myślałem, że leżą zapomniane w szkatułce.
Wybuchłam płaczem i wybiegłam z domu. Czułam się zdradzona jak nigdy wcześniej. Przez kolejne dni unikałam Bartka i wszystkich domowników. Mama próbowała mnie pocieszać:
– Wiesz, czasem ludzie robią głupie rzeczy pod presją… Ale rodzina to rodzina.
Nie mogłam jej słuchać. Jak mam zaufać komuś, kto sprzedał część mojego serca?
Bartek oddał mi kolczyki – odkupił je od chłopaka z aukcji za pożyczone pieniądze od taty. Przyniósł je w tej samej szkatułce i powiedział tylko:
– Przepraszam. Wiem, że zawiodłem.
Przez długi czas nie potrafiłam mu wybaczyć. Każde spojrzenie na kolczyki przypominało mi o zdradzie i bólu. Dopiero po kilku miesiącach zaczęliśmy rozmawiać jak dawniej, choć coś we mnie pękło na zawsze.
Dziś wiem jedno: nawet najbliżsi mogą cię zranić najbardziej. Ale czy można żyć bez przebaczenia? Czy rodzina naprawdę jest ostoją bezpieczeństwa, czy tylko złudzeniem?