Mój syn ożenił się z kobietą z dzieckiem: Jak staliśmy się prawdziwą rodziną
— Mamo, chcę ci kogoś przedstawić — powiedział Janek, patrząc na mnie z niepokojem. W jego oczach widziałam coś, czego dawno nie widziałam: determinację pomieszaną z lękiem. Stałam w kuchni, wycierając ręce o fartuch, kiedy do pokoju weszła ona — Marta. Miała ciepły uśmiech i trzymała za rękę małego chłopca, może czteroletniego. Chłopiec patrzył na mnie spod grzywki, ściskając dłoń matki tak mocno, jakby bał się, że zaraz zniknie.
Nie byłam gotowa. Nie na to. Owszem, wiedziałam, że Janek się z kimś spotyka, ale nie sądziłam, że to będzie kobieta z dzieckiem. W mojej głowie natychmiast pojawiły się pytania: Czy on jest na to gotowy? Czy ja jestem? Czy będę potrafiła pokochać to dziecko jak własnego wnuka?
— To jest Kuba — powiedziała Marta cicho. — Mój syn.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Czułam, jak serce wali mi w piersi. Uśmiechnęłam się sztucznie i zaprosiłam ich do stołu. Janek próbował rozładować atmosferę żartami, ale ja byłam spięta. Zastanawiałam się, co powiedzą sąsiedzi, co powie moja siostra Zosia, która zawsze miała coś do powiedzenia na temat „porządnych rodzin”.
Przez kolejne tygodnie próbowałam przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Janek coraz częściej przyprowadzał Martę i Kubę do nas na obiad. Chłopiec był cichy, nieufny. Unikał mojego wzroku i trzymał się blisko matki. Marta starała się być uprzejma, ale widziałam w jej oczach niepokój — chyba bała się mojej oceny tak samo jak ja bałam się jej obecności.
Pewnego dnia, kiedy Janek i Marta wyszli na spacer, zostałam z Kubą sama. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole. On bawił się samochodzikiem, a ja udawałam, że czytam gazetę. W końcu zebrałam się na odwagę:
— Lubisz samochody? — zapytałam.
Kuba wzruszył ramionami i spojrzał na mnie niepewnie.
— Mój tata miał taki — powiedział cicho, pokazując czerwony model.
Zamarłam. Nie wiedziałam nic o jego ojcu i nagle poczułam wyrzuty sumienia. Być może ten chłopiec stracił więcej niż ja mogłam sobie wyobrazić.
— Twój tata byłby dumny, że masz taki piękny samochód — powiedziałam łagodnie.
Kuba spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę wydawało mi się, że się uśmiechnął.
Z czasem zaczęłam dostrzegać w Marcie coś więcej niż tylko „kobietę z dzieckiem”. Była ciepła, troskliwa i bardzo kochała Janka. Widziałam, jak patrzy na niego z wdzięcznością i miłością. Ale widziałam też jej lęk — bała się odrzucenia przez naszą rodzinę.
Najtrudniejsze były rozmowy z rodziną. Moja siostra Zosia nie mogła tego zaakceptować.
— Janek mógłby znaleźć sobie młodą dziewczynę bez bagażu! — mówiła z oburzeniem podczas jednej z naszych rozmów przez telefon.
— To jego wybór — odpowiadałam coraz bardziej zirytowana.
Ale w głębi duszy sama miałam wątpliwości. Bałam się o Janka — czy podoła roli ojczyma? Czy nie zrani Marty? Czy Kuba zaakceptuje go jako ojca?
Wszystko zmieniło się pewnego zimowego wieczoru. Marta zadzwoniła do mnie zapłakana:
— Pani Aniu… przepraszam, że dzwonię… Kuba ma wysoką gorączkę, a Janek jest w delegacji… Nie wiem, co robić…
Nie zastanawiałam się ani chwili. Wsiadłam w samochód i pojechałam do nich. Kuba leżał blady i rozpalony w łóżku. Marta była przerażona i bezradna. Pomogłam jej podać leki, zadzwoniłyśmy do lekarza dyżurnego. Siedziałyśmy razem przy łóżku Kuby całą noc.
Wtedy po raz pierwszy poczułam coś więcej niż obowiązek — poczułam troskę i odpowiedzialność za tego chłopca. Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
— Dziękuję pani… Nie wiem, co bym zrobiła bez pani…
— Nie mów do mnie „pani” — odpowiedziałam cicho. — Jesteśmy rodziną.
Od tamtej nocy wszystko zaczęło się zmieniać. Kuba zaczął do mnie mówić „babciu”, a Marta coraz częściej prosiła mnie o radę czy pomoc. Janek był szczęśliwy jak nigdy wcześniej.
Oczywiście nie wszystko było idealne. Były kłótnie o drobiazgi: kto ma odebrać Kubę z przedszkola, kto zrobi zakupy, kto ugotuje obiad na niedzielę. Czasem czułam się zmęczona i przytłoczona nową rolą. Ale kiedy patrzyłam na uśmiechniętego Kubę i szczęśliwego Janka, wiedziałam, że było warto.
Najbardziej wzruszający moment przyszedł podczas świąt Bożego Narodzenia. Siedzieliśmy wszyscy przy stole: ja, Janek, Marta i Kuba. Kuba podszedł do mnie z własnoręcznie zrobioną laurką:
— Babciu Aniu, dziękuję, że jesteś moją babcią — powiedział nieśmiało.
Łzy napłynęły mi do oczu. Wtedy zrozumiałam, że rodzina to nie tylko więzy krwi. To wybór, codzienna praca i otwarte serce.
Czasem zastanawiam się: ile rodzin mogłoby być szczęśliwszych, gdybyśmy potrafili zaakceptować inność i dać sobie szansę? Czy naprawdę tak trudno jest pokochać kogoś „nie swojego”? Może właśnie w tym tkwi prawdziwa siła rodziny?