Miłość w cieniu rodzinnych sekretów: Historia Magdy i jej ojca
– Magda, nie rozumiesz! To nie jest takie proste! – głos ojca odbijał się echem od ścian naszego małego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Stałam naprzeciwko niego, z zaciśniętymi pięściami i łzami w oczach. Mama siedziała na kanapie, skulona, jakby chciała zniknąć.
– A co jest proste, tato? Że przez dwa lata miałeś drugą rodzinę? Że okłamywałeś nas codziennie? – mój głos drżał, ale nie zamierzałam się poddać. Czułam, jak w środku wszystko się we mnie gotuje.
Ojciec spuścił wzrok. Po raz pierwszy zobaczyłam w nim słabość. Zawsze był dla mnie skałą – poważny, zasadniczy, czasem surowy, ale sprawiedliwy. Teraz widziałam tylko człowieka, który się pogubił.
Miałam wtedy dziewiętnaście lat. Właśnie zdałam maturę i planowałam studia na Uniwersytecie Warszawskim. Moje życie miało być proste: nauka, przyjaciele, może jakiś chłopak. Ale wszystko runęło w jeden wieczór, kiedy mama znalazła w jego telefonie wiadomości od kobiety podpisanej „Ania – Twoja druga połówka”.
Pamiętam tamtą noc. Mama płakała w łazience, a ja siedziałam na podłodze pod drzwiami i słuchałam jej szlochu. Ojciec wrócił późno. Myślał, że śpimy. Kiedy zobaczył nas obie – mnie z zapuchniętymi oczami i mamę bliską omdlenia – zrozumiał, że nie ma już odwrotu.
– Magda… – zaczął cicho. – Wiem, że to trudne. Ale czasem życie układa się inaczej niż planowaliśmy.
– Przestań! – krzyknęłam. – To nie życie się układa, tylko ty wszystko zepsułeś!
Od tamtej pory nic nie było takie samo. Ojciec wyprowadził się do Anny. Mama zamknęła się w sobie. Ja próbowałam być silna dla niej obu, ale nocami płakałam w poduszkę. W szkole wszyscy wiedzieli – plotki rozchodziły się szybciej niż światło. „Widzieliśmy twojego ojca z jakąś blondyną na Saskiej Kępie” – szeptały koleżanki.
Zaczęłam unikać ludzi. Przestałam chodzić na spotkania klasowe, przestałam odbierać telefony od przyjaciółek. Nawet Ola, moja najbliższa przyjaciółka od podstawówki, nie mogła się do mnie przebić.
– Magda, musisz z kimś pogadać – próbowała mnie przekonać pewnego dnia na przystanku tramwajowym.
– Nie chcę o tym mówić – odpowiedziałam szorstko. – To moja sprawa.
Ale to nie była tylko moja sprawa. Mama coraz częściej zostawała w łóżku całe dnie. Przestała gotować obiady, które kiedyś były naszym rytuałem. Ja jadłam byle co: kanapki z serem albo jogurt z Biedronki. W domu panowała cisza tak gęsta, że aż bolały uszy.
Któregoś dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam cichy płacz mamy.
– Mamo…? – weszłam do jej pokoju.
– Przepraszam, kochanie… Nie powinnam… – próbowała się uśmiechnąć przez łzy.
– Mamo, nie musisz być silna dla mnie. Ja też nie jestem.
Przytuliłyśmy się wtedy po raz pierwszy od miesięcy. Poczułam jej drżące ramiona i własne łzy spływające po policzkach.
Wkrótce zaczęły się problemy finansowe. Ojciec płacił alimenty, ale to nie wystarczało na czynsz i rachunki. Mama zaczęła szukać pracy po latach przerwy. Ja dorabiałam jako kelnerka w kawiarni na Nowym Świecie.
– Magda, może powinnaś pójść na psychologię? – zaproponowała mama pewnego wieczoru.
– Chciałam studiować filologię polską…
– Ale jesteś taka empatyczna… Może pomogłabyś innym?
Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że sama najbardziej potrzebuję pomocy.
Ojciec dzwonił rzadko. Czasem wysyłał SMS-y: „Jak się czujesz?”, „Potrzebujesz czegoś?”. Odpowiadałam zdawkowo albo wcale. Czułam do niego żal i gniew, ale też tęskniłam za dawnym życiem.
Pewnego dnia spotkałam go przypadkiem na ulicy. Szliśmy obok siebie przez chwilę w milczeniu.
– Magda…
– Nie chcę rozmawiać – przerwałam mu.
– Wiem, że cię zawiodłem… Ale kocham cię. Zawsze będę twoim ojcem.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka.
Minęły miesiące. Mama powoli wracała do życia. Znalazła pracę w bibliotece osiedlowej. Ja dostałam się na studia dzienne i zaczęłam nowe życie na uniwersytecie.
Ale przeszłość nie dawała o sobie zapomnieć. Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Anna – ta sama kobieta, przez którą rozpadła się nasza rodzina.
– Magda… Wiem, że mnie nienawidzisz… Ale twój ojciec jest chory. Ma raka trzustki…
Świat zawirował mi przed oczami. Przez chwilę nie mogłam oddychać.
– Co…? Dlaczego mi nie powiedział?
– Nie chciał cię martwić…
Wróciły wspomnienia: dzieciństwo spędzone na Mazurach, wspólne wyjazdy nad morze, wieczory z książkami i herbatą malinową…
Pojechałam do szpitala następnego dnia. Ojciec był słaby, wychudzony, ale uśmiechnął się na mój widok.
– Magda… Dziękuję, że przyszłaś…
Usiadłam przy jego łóżku i po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie na szczerość.
– Tato… Tak bardzo cię nienawidziłam… Ale jeszcze bardziej tęskniłam za tobą.
Płakaliśmy razem długo. Wybaczyłam mu wtedy wszystko – nie dla niego, ale dla siebie.
Ojciec zmarł kilka tygodni później. Pogrzeb był skromny; przyszli tylko najbliżsi i kilku dawnych przyjaciół z pracy.
Po wszystkim wróciłam do pustego mieszkania i długo patrzyłam w okno na rozświetlone miasto.
Czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto złamał nam serce? Czy rodzina to tylko więzy krwi, czy coś więcej? Czasem myślę o tym do dziś i zastanawiam się: czy gdyby nie ta zdrada, byłabym dziś silniejsza czy słabsza? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?