Miłość w cieniu przeszłości: Historia, która zmieniła moje życie

– Nie wierzę, że znowu to zrobiła! – krzyknęłam, trzaskając drzwiami kuchni. Moja matka spojrzała na mnie z niepokojem, odkładając filiżankę herbaty. – Co się stało, Marto? – zapytała cicho, jakby bała się usłyszeć odpowiedź.

Wzięłam głęboki oddech, próbując opanować łzy. – Anka znowu zadzwoniła do Pawła. Tym razem powiedziała mu, że jeśli nie wróci do niej na święta, nie pozwoli mu zobaczyć się z Zosią. Jak ona może być tak okrutna?

Matka westchnęła ciężko. – Wiesz, że to trudna sytuacja. Ale Paweł cię kocha. Musisz mu zaufać.

Zamknęłam oczy. Czy naprawdę mogłam mu ufać? Od kiedy zaczęliśmy być razem, jego była żona nie dawała nam spokoju. Poznaliśmy się przez mojego brata, który wynajął Pawłowi mieszkanie na Pradze. Pamiętam ten dzień jak dziś – przyszłam odebrać czynsz, a on otworzył drzwi w poplamionej farbą koszulce i z uśmiechem zaprosił mnie do środka. Rozmawialiśmy o wszystkim: o książkach, o muzyce, o tym, jak trudno jest zacząć wszystko od nowa po rozwodzie.

Zakochałam się w nim powoli, ostrożnie. Był czuły, troskliwy, a jego oczy zawsze śmiały się do mnie nawet wtedy, gdy świat walił mu się na głowę. Ale Anka… Ona nie mogła pogodzić się z tym, że Paweł ułożył sobie życie beze niej.

Pamiętam pierwszy raz, gdy ją spotkałam. Przyszła odebrać Zosię po weekendzie u nas. Stanęła w drzwiach i zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.

– To ty jesteś tą nową? – zapytała z kpiną w głosie.

– Jestem Marta – odpowiedziałam spokojnie.

– No to powodzenia – rzuciła i odwróciła się na pięcie.

Od tamtej pory zaczęły się telefony, SMS-y, dziwne insynuacje. Raz nawet zadzwoniła do mojej pracy i powiedziała mojemu szefowi, że jestem „nieodpowiedzialna” i „niszczę rodzinę”. Szef tylko się zaśmiał i powiedział mi o wszystkim przy kawie.

Ale najgorsze były te momenty, kiedy Paweł wracał wieczorem zamyślony i milczący. Wiedziałam, że rozmawiał z Anką. Wiedziałam też, że chodzi o Zosię.

– Może powinniśmy dać sobie spokój – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy razem na kanapie.

Paweł spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Dlaczego tak mówisz?

– Bo ona nigdy nam nie da spokoju. Zawsze będzie między nami.

Chwycił mnie za rękę. – Nie pozwolę jej nas rozdzielić. Kocham cię, Marto. I nie zamierzam tego zmieniać.

Ale słowa to jedno, a rzeczywistość drugie. Każdy weekend był walką o Zosię. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub łzami. Czułam się coraz bardziej zmęczona i bezsilna.

Pewnego dnia Anka przyszła do nas bez zapowiedzi. Wpadła do mieszkania jak burza.

– Paweł! Musimy porozmawiać! – krzyczała już od progu.

Zosia schowała się za mną przestraszona.

– Co ty wyprawiasz? – zapytałam ostro.

– To nie twoja sprawa! – syknęła Anka. – Paweł, jeśli nie przestaniesz spotykać się z tą kobietą, zabiorę ci córkę na stałe!

Paweł pobladł. – Nie możesz mi tego zrobić…

– Oczywiście, że mogę! – wrzasnęła i wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.

Po tej awanturze długo nie mogliśmy dojść do siebie. Zosia płakała przez pół nocy, a ja czułam się winna wszystkiemu.

– Może ona ma rację… Może naprawdę powinnam odejść… – szlochałam w ramionach Pawła.

– Nie mów tak… Proszę cię…

Ale w głębi duszy zaczynałam wierzyć w jej słowa. Bałam się o Zosię, bałam się o naszą przyszłość.

W pracy też nie było łatwo. Koleżanki szeptały za moimi plecami:

– Widzisz ją? To ta od rozwodnika…

– Podobno jego była robi jej piekło…

Udawałam, że mnie to nie rusza, ale wieczorami płakałam w poduszkę.

Któregoś dnia zadzwonił mój brat Tomek.

– Marta, musisz być silna. Paweł cię kocha. Nie pozwól tej kobiecie zniszczyć twojego życia.

Ale jak być silną, kiedy codziennie czujesz się jak intruz we własnym domu?

Przełom nastąpił pewnego zimowego wieczoru. Zosia zachorowała na grypę i musiała zostać u nas dłużej niż zwykle. Anka przyszła po nią mimo moich próśb i gróźb lekarza.

– Nie zabierzesz jej! – stanęłam w drzwiach z determinacją.

Anka spojrzała na mnie z nienawiścią. – Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?

– Jestem kobietą, która kocha twoją córkę i chce dla niej dobrze!

Po raz pierwszy nie uciekłam przed jej gniewem. Po raz pierwszy poczułam siłę.

Anka spojrzała na mnie długo i bez słowa wyszła z mieszkania.

Od tamtej pory coś się zmieniło. Paweł był mi wdzięczny za wsparcie. Zosia coraz częściej mówiła do mnie „ciociu”, a potem nawet „mamo”.

Anka już nie była taka pewna siebie. Zaczęła szukać pomocy u psychologa i powoli odpuszczała kontrolę nad naszym życiem.

Nie było łatwo. Były jeszcze łzy, kłótnie i chwile zwątpienia. Ale nauczyliśmy się rozmawiać ze sobą szczerze i wspierać się nawzajem.

Dziś wiem jedno: prawdziwa miłość to nie bajka bez problemów. To codzienna walka o siebie nawzajem i o tych, których kochamy.

Czasem patrzę na Pawła i Zosię i myślę: czy gdybym wtedy się poddała, byłabym szczęśliwsza? Czy warto było walczyć?

A wy? Czy mieliście kiedyś poczucie, że przeszłość waszego partnera próbuje was dogonić? Jak sobie z tym poradziliście?