Między oczekiwaniami a prawdą: Historia Kamili i Wojciecha

— Kamila, ile jeszcze będziesz czekać? — głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc filiżanki po niedzielnym obiedzie, a ona patrzyła na mnie z tym swoim niecierpliwym wyrazem twarzy. — Dwa lata, Kamila! Dwa lata z Wojtkiem i nic się nie zmienia. On nawet nie wspomniał o zaręczynach!

Zacisnęłam dłonie na porcelanie, czując, jak narasta we mnie złość. — Mamo, rozmawialiśmy o tym już tyle razy. Wojtek mówi, że nie ma się co spieszyć. Jest nam dobrze tak, jak jest.

Mama prychnęła. — Dobrze? Tobie może dobrze, ale jemu wygodnie! Prawdziwy mężczyzna bierze odpowiedzialność za kobietę, a nie trzyma ją w niepewności.

Wysuszyłam ręce i spojrzałam jej prosto w oczy. — Może dla ciebie prawdziwy mężczyzna to taki, który od razu stawia wszystko na jedną kartę. Ale dla mnie… dla mnie to ktoś, kto mnie kocha i szanuje.

Nie odpowiedziała. Wyszła z kuchni, zostawiając mnie z ciężarem jej słów. Zawsze była silna, konkretna, wiedziała, czego chce. Ja… ja coraz częściej nie byłam tego pewna.

Wieczorem wróciłam do mieszkania, które dzieliłam z Wojtkiem na warszawskim Mokotowie. Siedział na kanapie, zapatrzony w ekran laptopa. Nawet nie zauważył, kiedy weszłam.

— Hej — rzuciłam cicho.

— Cześć, Kamilka — uśmiechnął się krótko. — Jak u mamy?

Wzruszyłam ramionami. — Jak zwykle. Pytała o ślub.

Westchnął ciężko i zamknął laptopa. — Znowu zaczyna?

— Wojtek… — usiadłam obok niego i spojrzałam mu w oczy. — Może ona ma trochę racji? Dwa lata to sporo czasu.

Pokręcił głową. — Kamila, przecież jest nam dobrze. Po co to zmieniać? Ślub niczego nie naprawi ani nie poprawi.

— Ale może… może by coś uporządkował? — szepnęłam.

Patrzył na mnie długo, jakby szukał odpowiedzi w mojej twarzy. — Chcesz ślubu czy chcesz mieć święty spokój od matki?

Zabolało mnie to pytanie. Sama już nie wiedziałam.

Minęło lato. Liście opadły z drzew, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że patrzę na Wojtka jak na obcego człowieka. Był dobry, czuły, ale unikał rozmów o przyszłości. Kiedy próbowałam wrócić do tematu ślubu czy dzieci, zmieniał temat albo żartował.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam go przy stole z jego przyjacielem, Marcinem. Pili piwo i śmiali się głośno.

— O, Kamila! — Marcin podniósł butelkę w geście powitania. — Wojtek właśnie mówił, że ma najlepiej na świecie: żadnych zobowiązań, żadnych dzieciaków, żadnych teściowych!

Zamarłam w progu. Wojtek spojrzał na mnie speszony.

— Marcin żartuje… — zaczął.

— Tak? — przerwałam mu chłodno. — To ciekawe poczucie humoru.

Wyszłam do sypialni i zamknęłam za sobą drzwi. Po raz pierwszy poczułam się naprawdę samotna w tym związku.

Następnego dnia zadzwoniła mama.

— Kamila, musisz podjąć decyzję. Nie możesz wiecznie tkwić w zawieszeniu.

— Mamo, to nie takie proste…

— Życie nigdy nie jest proste! Ale jeśli on cię kocha, to powinien to pokazać.

Po tej rozmowie długo siedziałam przy oknie, patrząc na szare niebo nad Warszawą. Czy naprawdę miłość musi być udowadniana przez ślub? Czy prawdziwy mężczyzna to ten, który spełnia oczekiwania innych?

Wojtek wrócił późno tego dnia. Usiadł obok mnie na łóżku.

— Kamila… wiem, że ostatnio jesteś smutna. Ale ja naprawdę nie jestem gotowy na ślub. Może nigdy nie będę.

Spojrzałam na niego ze łzami w oczach. — A ja może nigdy nie będę gotowa żyć bez pewności.

Milczeliśmy długo. W końcu wyszedł do salonu, a ja zostałam sama ze swoimi myślami.

Przez kolejne tygodnie atmosfera między nami była napięta jak struna. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Mama coraz częściej dzwoniła i pytała: „I co postanowiłaś?”

W końcu nadszedł dzień, kiedy musiałam podjąć decyzję. Siedzieliśmy z Wojtkiem przy kuchennym stole.

— Wojtek… ja cię kocham. Ale nie mogę dłużej żyć w zawieszeniu. Potrzebuję czegoś więcej niż tylko „dobrze nam razem”. Potrzebuję pewności.

Patrzył na mnie długo i smutno pokiwał głową.

— Rozumiem cię, Kamila. Ale ja nie mogę ci tego dać.

Spakowałam walizkę i wróciłam do mamy. Przez kilka dni płakałam bez przerwy. Mama tuliła mnie do siebie i powtarzała: „Dobrze zrobiłaś”. Ale czy naprawdę?

Czas mijał powoli. Zaczęłam układać sobie życie na nowo: nowa praca, nowe znajomości. Czasem spotykałam Wojtka przypadkiem na ulicy — zawsze uśmiechał się smutno i machał ręką.

Dziś wiem jedno: prawdziwa męskość to nie tylko decyzje o ślubie czy dzieciach. To odwaga bycia szczerym wobec siebie i drugiej osoby — nawet jeśli oznacza to rozstanie.

Czy warto było czekać na coś, co nigdy nie miało nadejść? A może powinnam była walczyć o nas bardziej? Czasem zastanawiam się, czy szczęście to kwestia wyboru… czy może po prostu odwagi.