Między miłością a lojalnością: Historia matki i córki z Warszawy

– Mamo, dlaczego zawsze musisz się wtrącać?! – Ewa krzyknęła, trzaskając drzwiami kuchni. Jej głos odbił się echem po naszym ciasnym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoniach mokrą szklankę, jakby to ona miała mi dać odpowiedź na pytania, które od miesięcy nie dawały mi spokoju.

Wszystko zaczęło się pół roku temu, kiedy Ewa wróciła do domu z walizką i rozmazanym makijażem. – Tomek mnie zdradził – powiedziała wtedy cicho, patrząc w podłogę. Bez słowa przytuliłam ją, czując, jak jej ciało drży z żalu i gniewu. Przez kolejne tygodnie byłam jej opoką: gotowałam rosół, prałam jej ubrania, słuchałam godzinnych monologów o tym, jak bardzo ją zawiódł. – Mamo, tylko ty mnie rozumiesz – powtarzała.

Nie miałam wątpliwości, po czyjej stronie stanąć. Tomek był dla mnie zawsze trochę zbyt pewny siebie, zbyt głośny. Kiedy Ewa poprosiła mnie o wsparcie podczas rozprawy rozwodowej, nie wahałam się ani chwili. – Powiem wszystko, co trzeba – zapewniłam ją. Nawet jeśli oznaczało to drobne przekłamania na sali sądowej.

Ale życie nie jest czarno-białe. Z czasem zaczęły do mnie docierać plotki od sąsiadek. – Słyszałam, że to Ewa pierwsza zaczęła się spotykać z kimś innym – szepnęła pani Basia z parteru. Zbywałam je machnięciem ręki. Przecież znam swoją córkę.

Aż pewnego dnia znalazłam w jej pokoju listy. Nie szukałam ich specjalnie – po prostu sprzątałam. Listy były od jakiegoś Adama. „Tęsknię za tobą, nie mogę się doczekać naszego weekendu w Krakowie” – czytałam z rosnącym niepokojem. Serce waliło mi jak młotem. Czy to możliwe? Czy Ewa naprawdę…?

Wieczorem usiadłam z nią przy stole. – Ewa, muszę cię o coś zapytać. Kim jest Adam? – zapytałam drżącym głosem.

Spojrzała na mnie z wyrzutem. – To nie twoja sprawa! – rzuciła ostro. – Ty zawsze musisz wszystko kontrolować!

– Kochanie, ja tylko chcę ci pomóc… – próbowałam tłumaczyć.

– Pomóc?! Ty mnie tylko oceniasz! – wybuchła płaczem i wybiegła z mieszkania.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Ewa coraz częściej znikała na całe noce, wracała roztrzęsiona i zamknięta w sobie. Próbowałam do niej dotrzeć, ale każda rozmowa kończyła się kłótnią.

Pewnego dnia zadzwonił Tomek. – Pani Anno, czy mogę przyjechać porozmawiać? – zapytał niepewnie. Zgodziłam się, choć czułam się jak zdrajczyni własnej córki.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie w salonie. Tomek był blady i zmęczony.

– Pani Anno, ja naprawdę kochałem Ewę. Ale ona już od dawna była gdzie indziej myślami… Adam pojawił się zanim jeszcze się rozstaliśmy – powiedział cicho.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko we mnie krzyczało: „To niemożliwe!” Ale przecież miałam już dowody.

Kiedy Ewa wróciła tego wieczoru do domu, czekałam na nią w kuchni.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie.

– O czym? O tym, że jesteś po stronie Tomka?! – syknęła.

– Nie jestem po niczyjej stronie. Chcę tylko znać prawdę.

– Prawda? Ty nie znasz prawdy! Nigdy mnie nie rozumiałaś! – jej głos łamał się od łez.

– Ewa… znalazłam listy od Adama. Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Zamilkła na chwilę. Widziałam w jej oczach strach i wstyd.

– Bo wiedziałam, że mnie potępisz… Tak jak wszyscy! – wyszeptała.

– Nie potępiam cię. Ale musisz być ze mną szczera.

Wybiegła z domu i nie wróciła przez dwa dni. Te dwie doby były najdłuższe w moim życiu. Nie spałam, nie jadłam, tylko patrzyłam w okno i modliłam się, żeby wróciła cała i zdrowa.

Kiedy w końcu przyszła, była blada i wyczerpana.

– Przepraszam, mamo… Nie chciałam cię zranić – powiedziała cicho.

Przytuliłam ją mocno.

Ale nasza relacja już nigdy nie była taka sama. Ewa wyprowadziła się do Adama kilka tygodni później. Rzadko dzwoniła, jeszcze rzadziej odwiedzała mnie na Mokotowie. Czułam się zdradzona i opuszczona przez własne dziecko.

W święta siedziałam sama przy stole, patrząc na puste krzesło po niej. Sąsiedzi pytali: – A gdzie Ewa? – a ja tylko uśmiechałam się smutno i mówiłam: – Ma swoje życie.

Czasem zastanawiam się, czy zrobiłam wszystko dobrze jako matka. Czy powinnam była bardziej ją wspierać bez względu na wszystko? Czy lojalność wobec dziecka oznacza ślepotę na jego błędy?

Dziś patrzę na zdjęcie Ewy z dzieciństwa i pytam siebie: czy miłość matki wystarczy, by uleczyć każdą ranę? Czy można kochać i jednocześnie wymagać prawdy?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?