Między dwoma domami: Walka o tatę i rodzinne zrozumienie – czy można wybaczyć sobie taką decyzję?
– Nie wierzę, że to naprawdę robisz, Anka! – głos mojej siostry, Magdy, rozbrzmiewał w kuchni jak uderzenie dzwonu.
Stałam przy oknie, ściskając kubek zimnej już herbaty. Za szybą padał deszcz, a krople spływały po szkle niczym łzy. Tata siedział w salonie, zapatrzony w telewizor, choć od dawna nie rozumiał już, co ogląda.
– Magda, nie mam już siły… – wyszeptałam, czując jak głos więźnie mi w gardle. – Próbowałam wszystkiego. On potrzebuje opieki przez całą dobę. Ja… ja nie daję rady.
– To nasz ojciec! – krzyknęła. – Jak możesz go oddać obcym ludziom?
Wiedziałam, że nie zrozumie. Od miesięcy byłam sama z tym ciężarem. Magda mieszkała w Krakowie, przyjeżdżała raz na dwa tygodnie na kilka godzin. Mama zmarła trzy lata temu, a tata zaczął wtedy gasnąć. Najpierw zapominał o drobiazgach – gdzie położył klucze, czy zamknął drzwi. Potem przestał poznawać sąsiadów, a w końcu i mnie.
Początkowo próbowałam godzić pracę z opieką nad nim. Brałam urlopy na żądanie, prosiłam szefa o elastyczne godziny. Ale tata coraz częściej wychodził z domu i gubił się na osiedlu. Raz znalazłam go na przystanku autobusowym, przemokniętego do suchej nitki, powtarzającego imię mamy.
– Aniu, musisz coś zrobić – mówiła wtedy sąsiadka, pani Zosia. – Ty się wykończysz.
Ale co mogłam zrobić? Zatrudnić opiekunkę? Próbowałam, ale tata nie chciał nikogo obcego w domu. Każda nowa twarz wywoływała w nim lęk i agresję.
Kiedy po raz pierwszy pomyślałam o domu opieki, poczułam się jak najgorsza córka na świecie. Przeglądałam strony internetowe nocami, czytałam opinie, oglądałam zdjęcia pokoi. Wszystko wydawało się takie zimne i bezduszne. Ale potem przyszła ta noc, kiedy tata zapalił gaz i zapomniał go zgasić. Obudził mnie zapach gazu i sygnał czujnika. Wtedy zrozumiałam, że to już nie jest tylko mój problem.
– Magda, on jest coraz słabszy – próbowałam tłumaczyć siostrze. – Potrzebuje lekarzy, rehabilitacji… Ja nie jestem w stanie mu tego zapewnić.
– A może po prostu ci wygodniej? – rzuciła z pogardą.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez kolejne dni chodziłam jak cień po mieszkaniu. Tata coraz częściej pytał o mamę, czasem patrzył na mnie i mówił: „Pani jest bardzo miła”.
W końcu podjęłam decyzję. Wybrałam dom opieki pod Warszawą – kameralny, z ogrodem i miłą kadrą. Pojechałam tam kilka razy sama, rozmawiałam z pielęgniarkami i dyrektorką. Z każdym razem czułam się coraz bardziej winna.
Dzień przeprowadzki był najgorszy w moim życiu. Spakowałam tacie kilka swetrów, zdjęcie mamy i jego ulubioną książkę o historii Polski. Kiedy wychodziliśmy z mieszkania, spojrzał na mnie niepewnie.
– Gdzie jedziemy?
– Do miejsca, gdzie będzie ci dobrze, tato – odpowiedziałam drżącym głosem.
W drodze milczał. W domu opieki przywitała nas pani Basia – uśmiechnięta pielęgniarka o ciepłych oczach. Pokazała nam pokój z widokiem na ogród.
– Będzie pan tu bezpieczny – powiedziała łagodnie.
Tata usiadł na łóżku i spojrzał na mnie z dziecięcą bezradnością.
– A ty wrócisz po mnie?
Zacisnęłam usta, żeby nie wybuchnąć płaczem.
– Będę cię odwiedzać tak często, jak tylko będę mogła.
Kiedy wyszłam z budynku, łzy płynęły mi po policzkach ciurkiem. Wsiadłam do samochodu i przez długi czas nie mogłam ruszyć z miejsca.
Od tamtej pory minęły dwa miesiące. Magda przestała się do mnie odzywać. Bratowa przysłała mi SMS-a: „Nie licz na nasze wsparcie”. Nawet kuzynka Ola napisała na Facebooku coś o „porzucaniu rodziców”.
Każdy wieczór spędzam w ciszy. Czasem dzwonię do domu opieki – pytam o tatę. Podobno dobrze się czuje, polubił spacery po ogrodzie i zaprzyjaźnił się z panem Władkiem z pokoju obok. Ale ja czuję się coraz gorzej.
W pracy unikam rozmów o rodzinie. Znajomi pytają: „Jak tata?”, a ja odpowiadam wymijająco: „Dobrze sobie radzi”. Nikt nie wie, ile nocy spędziłam płacząc w poduszkę.
Czasem myślę o mamie – co by powiedziała? Czy by mnie zrozumiała? Czy sama podjęłaby taką decyzję?
W weekendy jeżdżę do taty. Siedzimy razem na ławce w ogrodzie. On czasem chwyta mnie za rękę i mówi: „Dziękuję, że przyszłaś”. Wtedy przez chwilę czuję ulgę… ale potem wraca poczucie winy.
Czy naprawdę zrobiłam to dla niego? Czy może dla siebie? Czy można być dobrą córką i jednocześnie oddać ojca do domu opieki?
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy kiedykolwiek wybaczę sobie tę decyzję? Czy rodzina kiedyś mnie zrozumie? A może to ja powinnam nauczyć się żyć z własnym wyborem?