Między dumą a sumieniem: Czy powinnam pozwolić byłej teściowej widywać się z wnuczką?
— Naprawdę zamierzasz ją wpuścić do domu? — głos mojej mamy był ostry jak brzytwa, a jej spojrzenie przeszywało mnie na wylot. Stałam w kuchni, trzymając w rękach talerz z kawałkami tortu, który upiekłam na drugie urodziny mojej córeczki, Zosi. W powietrzu unosił się zapach wanilii i świeżych truskawek, ale atmosfera była ciężka jak nigdy.
— Mamo, ona jest babcią Zosi — odpowiedziałam cicho, próbując nie podnieść głosu. — To nie jej wina, że jej syn… — urwałam, bo nie chciałam znów wypowiadać imienia Pawła. Ojciec mojego dziecka. Człowiek, który zniknął z naszego życia tak nagle, jak się w nim pojawił.
Moja matka prychnęła pogardliwie. — Jak można pozwolić byłej teściowej widywać dziecko? Nie masz ani dumy, ani sumienia. Gdyby twój ojciec żył, nie pozwoliłby na coś takiego. — Jej słowa bolały bardziej niż chciałam się przyznać.
W zeszłym tygodniu Zosia skończyła dwa lata. Przygotowałam dla niej małe przyjęcie, najlepiej jak potrafiłam, bez większych środków, bez pomocy. Ojciec dziecka nawet nie pamiętał. Ani telefonu, ani wiadomości. Ale jego matka, pani Helena, zadzwoniła dzień wcześniej. Jej głos drżał.
— Marto, wiem, że nie mam prawa prosić… Ale czy mogłabym zobaczyć Zosię na jej urodziny? Przyniosę tylko mały prezent. Nie chcę przeszkadzać.
Pamiętam, jak długo wpatrywałam się wtedy w telefon. Przed oczami stanęły mi wszystkie chwile, kiedy pani Helena pomagała mi w ciąży, kiedy przywoziła rosół i ciepłe koce, gdy Paweł znikał na całe noce. Była wtedy bardziej matką niż własna matka.
Ale teraz wszystko się zmieniło. Paweł odszedł do innej kobiety, zostawił mnie z dzieckiem i długami po wspólnym kredycie. Moja mama od początku była przeciwna temu związkowi. Teraz powtarzała mi codziennie: „Musisz być twarda! Nie możesz pozwolić im wejść ci na głowę!” Ale czy naprawdę powinnam karać Helenę za błędy jej syna?
Przyjęcie było skromne. Baloniki z Biedronki, tort własnej roboty i kilka prezentów od sąsiadek. Zosia śmiała się głośno, gdy próbowała zdmuchnąć świeczki. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
— To ona — szepnęła mama z niesmakiem.
Otworzyłam drzwi. Pani Helena stała na progu z bukietem stokrotek i pluszowym króliczkiem. Jej oczy były zaczerwienione.
— Wszystkiego najlepszego, Zosieńko — powiedziała drżącym głosem i uklękła przy mojej córce.
Zosia rzuciła się jej na szyję bez cienia wahania. Patrzyłam na tę scenę i poczułam ukłucie zazdrości — czy ja kiedykolwiek będę dla niej tak ważna?
Moja mama stała w kącie salonu z założonymi rękami i patrzyła na nas lodowatym wzrokiem. Po chwili wyszła do kuchni trzaskając drzwiami.
— Przepraszam cię za Pawła — wyszeptała Helena, gdy zostałyśmy same przy stole. — On… on nie dorósł do bycia ojcem. Ale ja kocham Zosię jak własną wnuczkę. Nie chcę jej stracić.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. W głowie kłębiły mi się słowa mojej matki: „Nie masz ani dumy, ani sumienia”. Czy naprawdę byłam taka słaba?
Wieczorem mama wróciła do rozmowy.
— Wiesz co ludzie powiedzą? Że jesteś naiwna! Że pozwalasz im wejść ci na głowę! — Jej głos był pełen goryczy.
— Mamo, to nie jest sprawa ludzi! To jest sprawa Zosi! Ona potrzebuje babci! — wybuchłam pierwszy raz od miesięcy.
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
— Ja jestem jej babcią! — krzyknęła.
— Ale ona może mieć dwie babcie! — odpowiedziałam drżącym głosem.
Zapadła cisza. W tej ciszy usłyszałam cichy płacz Zosi przez ścianę.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta do granic możliwości. Mama chodziła obrażona, rzucała kąśliwe uwagi przy każdej okazji. Ja starałam się być silna dla córki, ale nocami płakałam w poduszkę ze zmęczenia i bezsilności.
Pewnego wieczoru zadzwonił Paweł. Po raz pierwszy od miesięcy.
— Słuchaj… Mama mówiła mi, że była u was na urodzinach Zosi… — zaczął niepewnie.
— Tak, była — odpowiedziałam chłodno.
— Wiesz… Może to dobrze? Że chociaż ona ma kontakt z małą… Ja… Ja chyba jeszcze nie jestem gotowy…
Zamknęłam oczy i poczułam ulgę pomieszaną z żalem. Nawet on rozumiał więcej niż moja własna matka?
Kilka dni później spotkałam panią Helenę na placu zabaw. Siedziała na ławce i patrzyła na bawiącą się Zosię z innymi dziećmi.
— Dziękuję ci, Marto — powiedziała cicho. — Wiem, że to dla ciebie trudne… Ale Zosia jest dla mnie wszystkim.
Uśmiechnęłam się smutno.
— Dla mnie też — odpowiedziałam i usiadłam obok niej.
Czasem myślę o tym wszystkim nocami, kiedy Zosia śpi wtulona we mnie jak mały kotek. Czy robię dobrze? Czy powinnam słuchać matki i zamknąć drzwi przed Heleną? A może właśnie teraz pokazuję córce coś ważniejszego niż duma — pokazuję jej miłość i wyrozumiałość?
Nie wiem, czy kiedykolwiek znajdę odpowiedź na te pytania. Ale patrząc na uśmiech Zosi, czuję, że czasem trzeba wybrać sercem, a nie tym, co powiedzą inni.
Czy naprawdę duma jest ważniejsza od szczęścia dziecka? Czy można mieć sumienie i jednocześnie być twardym? Może to właśnie życie stawia nas przed wyborami bez dobrych rozwiązań…