Między ciszą a krzykiem: Życie z uczuciem niedokończenia
– Mamo, gdzie moje pluszaki? – zapytałam, czując jak w gardle rośnie mi gula, której nie potrafiłam przełknąć. Pokój, w którym jeszcze wczoraj czułam się bezpiecznie, dziś przypominał sterylną salę szpitalną. Wszystko było poukładane, białe, zimne. Nawet zapach się zmienił – już nie pachniało moimi kredkami i miękkim futerkiem misia, tylko czymś obcym, jakby ktoś wywietrzył całe moje dzieciństwo przez otwarte okno.
– Na półce stały też moje zabawki z Kinder Niespodzianek, ich też nie ma! – dodałam, próbując ukryć drżenie głosu.
Mama nawet nie spojrzała na mnie. Stała przy oknie, z filiżanką kawy w dłoni, i patrzyła gdzieś daleko, jakby za szybą było coś ważniejszego niż ja.
– Nico, dałam je cioci Basi. Ma taką śliczną wnuczkę, na pewno się ucieszy – powiedziała spokojnie, jakby oddanie moich skarbów było czymś zupełnie naturalnym.
Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę stałam w miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. Pluszowy królik z oderwanym uchem, którego tuliłam każdej nocy, już nie był mój. Mała figurka lwa z Kinder Niespodzianki – jedyna rzecz, którą dostałam od taty przed jego wyjazdem – też zniknęła.
– Ale… dlaczego? – zapytałam cicho.
Mama westchnęła ciężko i odwróciła się do mnie. W jej oczach zobaczyłam zmęczenie i coś jeszcze – może żal? A może tylko irytację?
– Weronika, jesteś już dużą dziewczynką. Musisz się nauczyć dzielić. Poza tym… te rzeczy tylko zbierały kurz. Zobaczysz, poczujesz się lepiej w czystym pokoju.
Nie poczułam się lepiej. Przez cały dzień chodziłam jak cień po mieszkaniu. Każdy kąt przypominał mi o tym, co straciłam. Nawet kotka Lusia wydawała się zdezorientowana – szukała swojego miejsca na łóżku, którego już nie było.
Wieczorem usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Cicho, żeby mama nie słyszała. W głowie kłębiły mi się pytania: dlaczego nikt mnie nie zapytał? Czy moje rzeczy naprawdę nic nie znaczą? Czy ja nic nie znaczę?
Następnego dnia w szkole byłam nieobecna duchem. Koleżanki rozmawiały o nowych zabawkach i planach na weekend, a ja czułam się jakby ktoś zamknął mnie w przezroczystej bańce. Nauczycielka zapytała mnie nawet, czy wszystko w porządku. Skłamałam – powiedziałam, że tak.
Po powrocie do domu próbowałam porozmawiać z mamą jeszcze raz.
– Mamo, czy mogę odzyskać chociaż królika? To był prezent od babci…
Mama spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
– Weronika, musisz nauczyć się puszczać przeszłość. Przecież to tylko zabawki.
Tylko zabawki…
Od tamtej pory coś się we mnie zmieniło. Zaczęłam chować swoje rzeczy głęboko w szafie albo pod łóżkiem. Bałam się, że pewnego dnia znowu coś zniknie bez słowa wyjaśnienia. Przestałam mówić mamie o tym, co jest dla mnie ważne. Zamiast tego pisałam listy do siebie – o tym, czego się boję i czego mi brakuje.
Czasem słyszałam, jak mama rozmawia przez telefon z ciocią Basią:
– Tak, Weronika trochę się obraziła… Ale dzieci muszą się uczyć życia. Nie można ich rozpieszczać.
Nie wiedziała, że stoję za drzwiami i słucham każdego słowa.
Minęły miesiące. Pokój stał się jeszcze bardziej pusty. Mama coraz częściej wychodziła do pracy albo spotykała się z nowym znajomym – panem Pawłem. Ja zostawałam sama z Lusią i ciszą.
Pewnego dnia odwiedziła nas ciocia Basia z wnuczką Zosią. Dziewczynka bawiła się moim królikiem i lwem na dywanie w salonie.
– Zobacz Weroniko, Zosia tak bardzo pokochała twoje zabawki! – powiedziała ciocia z uśmiechem.
Zosia spojrzała na mnie wielkimi oczami i przytuliła królika mocniej.
– Dziękuję ci – wyszeptała niepewnie.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Chciałam krzyczeć, że to moje rzeczy, że nikt mnie nie zapytał o zgodę. Ale słowa utknęły mi w gardle.
Po ich wyjściu mama przyszła do mojego pokoju.
– Weronika… wiem, że jesteś smutna. Ale czasem trzeba zrobić miejsce na nowe rzeczy w życiu.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam przez okno na szare niebo i zastanawiałam się, czy kiedyś przestanę czuć ten ból w środku.
Z czasem nauczyłam się żyć z uczuciem niedokończenia. Każda nowa rzecz wydawała mi się nietrwała – jakby mogła zniknąć w każdej chwili. Nawet przyjaźnie budowałam ostrożnie, bo bałam się straty.
Dziś jestem dorosła i mam własne dziecko. Kiedy patrzę na jego pokój pełen pluszaków i drobiazgów, przypominam sobie tamten dzień sprzed lat. Czasem nachodzi mnie pokusa, żeby posprzątać wszystko i zrobić miejsce na nowe… Ale wtedy przypominam sobie swoje łzy i milczenie mamy.
Czy można odzyskać to, co zostało zabrane bez słowa? Czy uczucie niedokończenia kiedyś znika? A może trzeba nauczyć się żyć z tym cieniem w sercu?