Kiedy z naszego domu zaczęły znikać rzeczy, zamontowaliśmy kamery. To, co odkryliśmy, zburzyło naszą rodzinę.
— Znowu nie mogę znaleźć mojego zegarka! — krzyknąłem do Magdy, mojej żony, przeszukując szuflady w sypialni.
— Może zostawiłeś go w pracy? — odpowiedziała z kuchni, ale w jej głosie wyczułem to samo napięcie, które towarzyszyło nam od miesięcy.
Nie zostawiłem. Tak samo jak nie zostawiłem portfela, który zniknął tydzień temu, ani srebrnej bransoletki Magdy, ani kilku innych drobiazgów. Przez chwilę pomyślałem, że może zaczynam wariować. Ale Magda też zauważała te braki. Zaczęliśmy się podejrzewać nawzajem, a między nami rosła nieufność.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy po tym, jak moja młodsza siostra, Ola, urodziła dziecko. Ona i jej mąż Bartek byli u nas częstymi gośćmi. Ola zawsze była tą „delikatną”, której trzeba pomagać. Bartek miał niezłą pracę w IT, ale jakoś zawsze brakowało im pieniędzy. Ola dzwoniła do mnie co kilka tygodni z prośbą o pożyczkę: na pieluchy, na lekarza, na naprawę auta. Odmawiałem coraz częściej — nie dlatego, że nie chciałem pomóc, ale bo widziałem, że nie potrafią żyć skromniej.
Pewnego wieczoru, kiedy po raz kolejny kłóciliśmy się z Magdą o znikające rzeczy, powiedziała: — Może powinniśmy zamontować kamery? Przynajmniej będziemy wiedzieć, czy to my wariujemy, czy ktoś nas okrada.
Zgodziłem się bez przekonania. Wydawało mi się to przesadą, ale byłem już na skraju wytrzymałości. Następnego dnia kupiliśmy dwie małe kamery i zamontowaliśmy je dyskretnie w salonie i przedpokoju.
Przez kilka dni nic się nie działo. Aż do soboty, kiedy Ola i Bartek przyszli z małym Antosiem na obiad. Wszystko wydawało się normalne: śmiechy, rozmowy o dziecku, wspólne zdjęcia. Po ich wyjściu Magda zauważyła brak swojej ulubionej broszki.
— Sprawdźmy nagranie — powiedziała cicho.
Serce waliło mi jak młotem, kiedy przewijaliśmy obraz z kamery. Najpierw zobaczyliśmy Bartka rozglądającego się nerwowo po salonie. Potem podszedł do komody i szybko coś schował do kieszeni. Ola stała przy drzwiach i patrzyła przez ramię.
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To nie był przypadek. To była kradzież.
Przez całą noc nie zmrużyłem oka. W głowie kłębiły mi się pytania: Dlaczego? Przecież to moja siostra! Czy ona wiedziała? Czy to ona namawia Bartka?
Następnego dnia zaprosiłem Olę na rozmowę. Przyszła sama, z Antosiem na rękach.
— O co chodzi? — zapytała z uśmiechem.
— Ola… — zacząłem drżącym głosem — muszę ci coś pokazać.
Włączyłem nagranie. Patrzyła na ekran bez słowa. W pewnym momencie jej twarz pobladła.
— To nie tak… — wyszeptała.
— Jak to nie tak? — podniosłem głos. — Od miesięcy giną nam rzeczy! Ty i Bartek…
Ola zaczęła płakać. — Ja… ja wiedziałam… Ale myślałam, że Bartek tylko pożycza… On mówił, że odda… Ja nie chciałam…
Poczułem wściekłość i bezsilność jednocześnie. — Pożycza? Bez pytania? Z domu własnej rodziny?
Ola tuliła Antosia i szlochała coraz głośniej. — My naprawdę mamy problemy… Bartek stracił pracę dwa miesiące temu… Nie chciał nikomu mówić… Ja już nie wiem, co robić…
Przez chwilę miałem ochotę ją wyrzucić za drzwi. Ale widok jej łez i przerażonego dziecka sprawił, że tylko usiadłem ciężko na fotelu.
— Dlaczego nie przyszliście po prostu i nie powiedzieliście prawdy? — spytała cicho Magda, która stała w drzwiach.
Ola milczała długo. — Wstydziłam się… Bałam się, że mnie odrzucicie…
Przez kolejne dni wszystko było jak w złym śnie. Musiałem powiedzieć rodzicom. Mama płakała przez telefon: „Jak mogliście dopuścić do czegoś takiego?”. Tata milczał przez długą chwilę, a potem tylko rzucił: „Zawiodłem się na was wszystkich”.
Bartek przyszedł do nas wieczorem. Był blady i zmęczony.
— Przepraszam — powiedział cicho. — Nie miałem prawa… Byłem zdesperowany… Myślałem, że jakoś to naprawię…
Oddał nam część rzeczy. Resztę już sprzedał.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie mu wybaczyć. Ola przestała się odzywać na kilka tygodni. Rodzina podzieliła się na dwa obozy: jedni uważali, że powinniśmy im pomóc i zapomnieć o wszystkim; drudzy — że powinniśmy zgłosić sprawę na policję.
Czułem się rozdarty między lojalnością wobec siostry a poczuciem sprawiedliwości wobec własnej rodziny i siebie samego.
Dziś minęły trzy miesiące od tamtego dnia. Kontakt z Olą jest chłodny i oficjalny. Bartek znalazł nową pracę, ale już nigdy nie przekroczył progu naszego domu.
Czasem patrzę na Magdę i zastanawiam się: czy można odbudować zaufanie po czymś takim? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza — nawet wtedy, gdy rani najmocniej?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?