Kiedy matka i córka stają się sobie obce – historia o miłości, lojalności i zdradzie
– Mamo, musisz mi pomóc. On znowu grozi, że zabierze mi Antosia! – Martyna wbiegła do mojego mieszkania z oczami pełnymi łez i rozpaczy. Jej dłonie drżały, a głos łamał się z każdym słowem. W tej chwili nie miałam wątpliwości – muszę stanąć po stronie córki, choćby cały świat był przeciwko niej.
Martyna była moją jedynaczką. Odkąd pamiętam, zawsze byłam jej opoką. To ja biegałam z nią po lekarzach, to ja broniłam jej przed nauczycielami, którzy nie rozumieli jej wrażliwości, to ja tuliłam ją do snu, gdy bała się burzy. Kiedy wyszła za Pawła, miałam nadzieję, że wreszcie znajdzie szczęście. Ale ich małżeństwo szybko zaczęło się sypać. Paweł był chłodny, wymagający, a Martyna coraz częściej wracała do mnie z płaczem.
Rozwód był nieunikniony. Atmosfera w sądzie była gęsta od wzajemnych oskarżeń. Paweł zarzucał Martynie niestabilność emocjonalną, ona jemu – brak wsparcia i zdrady. Ja byłam przy niej na każdej rozprawie, trzymałam ją za rękę i patrzyłam z nienawiścią na Pawła. Wierzyłam córce bezgranicznie. Przecież znałam ją najlepiej na świecie.
Po rozwodzie Martyna zamieszkała z Antosiem u mnie. Było ciężko – płakała nocami, nie jadła, nie spała. Ja gotowałam jej ulubione zupy, chodziłam na wywiadówki za nią i próbowałam być dla Antosia drugą mamą. Paweł dzwonił coraz rzadziej, a kiedy już przychodził po syna, Martyna wpadała w histerię.
– On chce mi go zabrać! – powtarzała w kółko. – Mamo, musisz zeznawać na moją korzyść. Powiedz w sądzie, że Paweł był agresywny wobec mnie i dziecka.
Zamarłam. Wiedziałam, że Paweł nigdy nie podniósł ręki na Martynę ani na Antosia. Był chłodny i zamknięty w sobie, ale nie agresywny. Jednak widząc rozpacz córki, zgodziłam się. Skłamałam w sądzie.
Po tej rozprawie Paweł przestał się odzywać. Martyna wydawała się spokojniejsza, ale między nami zaczęło coś pękać. Coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, wychodziła wieczorami i zostawiała Antosia pod moją opieką.
Pół roku później wszystko się zmieniło. Pewnego wieczoru wróciłam do domu i zobaczyłam Martynę siedzącą przy stole z obcym mężczyzną. Był młody, pewny siebie, miał tatuaże na przedramionach i spojrzenie pełne wyższości.
– To jest Michał – przedstawiła go bez uśmiechu. – Od dziś będzie tu mieszkał.
Zatkało mnie. – Jak to? Przecież to moje mieszkanie! – wykrztusiłam.
– Mamo, jestem dorosła. Mam prawo do własnego życia – odpowiedziała zimno.
Od tego dnia zaczęły się kłótnie. Michał był głośny, często przynosił kolegów, pił piwo do późna w nocy. Antoś bał się go i coraz częściej przychodził do mnie do łóżka.
– Martyna, pomyśl o dziecku! – błagałam ją pewnego wieczoru. – On nie czuje się tu bezpiecznie.
– Przestań się wtrącać! – krzyknęła. – Zawsze musisz wszystko kontrolować! Może dlatego Paweł odszedł!
Te słowa były jak policzek. Przez całe życie robiłam wszystko dla niej – a teraz ona oskarża mnie o rozpad swojego małżeństwa?
Zaczęłyśmy coraz częściej się sprzeczać. Martyna zarzucała mi manipulację, twierdziła, że chcę przejąć kontrolę nad jej życiem i dzieckiem. Ja czułam się zdradzona i niepotrzebna.
Pewnej nocy usłyszałam płacz Antosia. Poszłam do jego pokoju i zobaczyłam Michała stojącego nad nim z podniesionym głosem.
– Co tu się dzieje?! – krzyknęłam.
– Nic ci do tego! – odpowiedział Michał agresywnie.
Martyna przyszła chwilę później i stanęła po stronie Michała.
– Mamo, jeśli ci się nie podoba, możesz się wyprowadzić! – powiedziała zimno.
Nie spałam całą noc. Rano spakowałam kilka rzeczy i wyszłam z mieszkania. Zamieszkałam u siostry na drugim końcu miasta.
Przez kilka tygodni nie miałam kontaktu z Martyną ani z Antosiem. Tęskniłam za wnukiem, martwiłam się o niego dniami i nocami. W końcu zadzwoniłam do Martyny.
– Nie chcę cię widzieć – usłyszałam w słuchawce. – Zniszczyłaś moje życie.
Zrozumiałam wtedy, że straciłam córkę na własne życzenie. Może rzeczywiście za bardzo chciałam ją chronić? Może powinnam pozwolić jej popełniać własne błędy?
Czasem siedzę wieczorami przy oknie i zastanawiam się: czy można kochać za bardzo? Czy lojalność wobec dziecka może stać się przekleństwem? Czy jeszcze kiedyś będziemy potrafiły spojrzeć sobie w oczy bez żalu?
Może ktoś z was zna odpowiedź na te pytania?