Jak chciwość rozbiła naszą rodzinę – historia, której nie zapomnę
– Nie wierzę, że to robicie! – krzyknęłam, patrząc na Lilkę, która z kamienną twarzą pakowała rzeczy swojej matki do kartonów. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i starego drewna, a przez nieszczelne okno wpadał lodowaty listopadowy wiatr. Teściowa, pani Helena, siedziała skulona na krześle, jakby próbowała zniknąć.
– To nie nasz problem, Anka – odpowiedział mój szwagier Jarek, nawet nie podnosząc wzroku znad telefonu. – Mama sama sobie winna. Miała tyle lat, żeby się zabezpieczyć.
Stałam pośrodku tego chaosu i czułam, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Mój mąż Michał ściskał mnie za rękę, próbując dodać mi otuchy. Wiedziałam, że jeśli teraz nie zareagujemy, pani Helena naprawdę zostanie na zimę w tej nieogrzewanej szopie za domem, bo Lilka i Jarek postanowili sprzedać rodzinny dom bez jej zgody.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy wcześniej. Po śmierci teścia okazało się, że dom został przepisany na Lilkę i Jarka. Pani Helena była przekonana, że dzieci zadbają o nią na starość. Ale kiedy tylko formalności zostały dopełnione, rodzeństwo zaczęło naciskać na sprzedaż domu. Chcieli podzielić się pieniędzmi i kupić sobie nowe mieszkania w Warszawie. Dla matki nie przewidzieli miejsca.
– Mamo, przecież możesz zamieszkać u Anki i Michała – rzuciła Lilka z udawaną troską. – Oni mają większe mieszkanie.
Pani Helena spojrzała na mnie z rozpaczą w oczach. Wiedziałam, że nie chce być ciężarem. Ale jak mogłam pozwolić, by własne dzieci wyrzuciły ją na bruk?
– Nie zostawimy cię tutaj – powiedziałam stanowczo. – Przyjedziesz do nas.
Michał przytaknął bez słowa. Widziałam, jak bardzo cierpi – to była jego matka, a jego siostra i brat zachowywali się tak, jakby była nikim.
Przeprowadzka pani Heleny do naszego mieszkania była trudna dla wszystkich. Mamy dwójkę dzieci, ciasnota dawała się we znaki, a teściowa czuła się nieswojo. Każdego dnia widziałam jej smutek i upokorzenie. Często siadała przy oknie i patrzyła w dal, jakby szukała tam swojego dawnego życia.
Pewnego wieczoru usłyszałam jej cichy płacz w kuchni. Usiadłam obok i objęłam ją ramieniem.
– Przepraszam cię, Aniu – wyszeptała. – Nie chciałam wam przeszkadzać…
– Pani Heleno, jest pani rodziną. To nie pani powinna przepraszać.
Ale w środku czułam narastającą złość na Lilkę i Jarka. Jak mogli być tak bezduszni? Przecież to ich matka! Michał próbował jeszcze rozmawiać z rodzeństwem:
– Lilka, Jarek… Naprawdę chcecie zostawić mamę bez dachu nad głową?
– Michał, przestań dramatyzować – odpowiedziała Lilka przez telefon. – Mama jest dorosła, poradzi sobie.
Po tej rozmowie Michał był blady jak ściana. Przez kilka dni nie odzywał się do nikogo. W końcu powiedział mi:
– Nie chcę ich więcej widzieć. Dla mnie już nie istnieją.
Zdecydowaliśmy się zerwać kontakt z rodzeństwem Michała. To była trudna decyzja, bo dzieci pytały o ciocię i wujka. Ale nie mogłam pozwolić, by nasze dzieci dorastały w przekonaniu, że chciwość i brak empatii są czymś normalnym.
Pani Helena powoli zaczęła odnajdywać się w nowej rzeczywistości. Pomagała nam w domu, opowiadała wnukom bajki ze swojego dzieciństwa w Bieszczadach. Ale widziałam, że coś w niej pękło na zawsze. Często powtarzała:
– Nigdy nie myślałam, że własne dzieci mogą zrobić coś takiego…
W święta Bożego Narodzenia usiedliśmy razem przy stole. Było skromniej niż zwykle – zabrakło kilku osób i dawnych żartów Jarka. Ale atmosfera była ciepła i szczera. Po kolacji pani Helena spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
– Dziękuję ci, Aniu… Gdyby nie ty…
Nie odpowiedziałam nic – tylko mocno ją przytuliłam.
Czasem zastanawiam się, czy kiedykolwiek będziemy w stanie wybaczyć Lilce i Jarkowi. Czy można odbudować rodzinę po takim rozczarowaniu? Czy wy też doświadczyliście podobnych zdrad ze strony najbliższych? Jak poradziliście sobie z bólem i żalem?