Gdzie popełniliśmy błąd? Historia matki, której córka zniknęła, a potem zostawiła dziecko na progu
— Mamo, otwórz! — głos za drzwiami był cichy, niemal szeptany, ale w tej ciszy nocy zabrzmiał jak grzmot. Zerwałam się z łóżka, serce waliło mi jak oszalałe. Przez chwilę myślałam, że to tylko sen, kolejny koszmar, który od lat mnie nawiedzał. Ale dźwięk dzwonka powtórzył się, a potem znów ten głos — drżący, znajomy, choć nie słyszany od lat.
W korytarzu potknęłam się o kapcie męża. On też już nie spał. — Kto to może być o tej godzinie? — zapytał szeptem, ale ja już wiedziałam. Czułam to w kościach, w każdej komórce ciała. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją — moją córkę, Magdę. Stała na progu przemoczona do suchej nitki, z oczami czerwonymi od płaczu. Obok niej stała mała dziewczynka w różowej kurtce.
— Mamo… — Magda spojrzała na mnie błagalnie. — Muszę ją tu zostawić. Nie pytaj dlaczego. Proszę…
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odwróciła się i pobiegła w noc. Zostałam z wnuczką na rękach, a świat wokół mnie rozpadł się na kawałki.
***
Nie spałam tej nocy ani przez chwilę. Mała Zosia zasnęła wtulona w pluszowego misia, którego Magda musiała jej dać na drogę. Ja siedziałam przy stole w kuchni i patrzyłam na zdjęcie naszej rodziny sprzed lat. Magda miała wtedy piętnaście lat i uśmiechała się szeroko, jeszcze nieświadoma burzy, która miała nadejść.
— Co teraz zrobimy? — zapytał Andrzej, mój mąż, łamiąc ciszę.
— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze. — Nie wiem nawet, gdzie ona jest. Dlaczego to zrobiła? Co się z nią stało przez te wszystkie lata?
Andrzej tylko pokręcił głową. On zawsze był silniejszy ode mnie, ale teraz widziałam w jego oczach strach.
***
Magda zniknęła pięć lat temu. Miała wtedy dziewiętnaście lat i była wściekła na cały świat — a najbardziej na nas. Kłóciliśmy się o wszystko: o szkołę, chłopaków, jej marzenia o wyjeździe do Warszawy. Ja chciałam dla niej stabilizacji, ona pragnęła wolności.
— Nigdy mnie nie rozumiesz! — krzyczała wtedy. — Chcesz mnie zamknąć w tej dziurze do końca życia!
— Chcę tylko twojego dobra! — odpowiadałam bezradnie.
Pewnego dnia po prostu nie wróciła do domu. Policja szukała jej miesiącami. Przesłuchiwali znajomych, sprawdzali dworce i szpitale. Bez skutku. Zostaliśmy z pustką i tysiącem pytań bez odpowiedzi.
Przez lata obwiniałam siebie. Może byłam zbyt surowa? Może powinnam była pozwolić jej wyjechać? Andrzej próbował mnie pocieszać, ale widziałam, jak sam cierpi.
***
Teraz siedziałam naprzeciwko małej dziewczynki o oczach tak podobnych do oczu Magdy i nie wiedziałam, co robić.
— Babciu? — Zosia spojrzała na mnie niepewnie.
— Tak, kochanie?
— Gdzie jest mama?
Zacięło mi gardło. Jak powiedzieć dziecku prawdę? Jak wyjaśnić coś, czego sama nie rozumiem?
— Mama musiała wyjechać… Ale jesteś tu bezpieczna. Zrobimy ci kakao i poczytamy bajkę, dobrze?
Zosia skinęła głową i uśmiechnęła się lekko. Wtedy po raz pierwszy poczułam coś więcej niż strach — poczułam odpowiedzialność.
***
Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Andrzej chodził do pracy jak automat, ja zajmowałam się Zosią najlepiej jak umiałam. Ale każda chwila przypominała mi o Magdzie.
Pewnego wieczoru znalazłam w kurtce Zosi kartkę. „Kochana Mamo, przepraszam. Nie mogę inaczej. Wrócę po nią, kiedy będę mogła. Kocham was.” Rozpłakałam się jak dziecko.
— Ona żyje… — wyszeptałam do Andrzeja.
— Ale dlaczego nie może zostać z nami? Co ją zmusiło do takiej decyzji?
Nie mieliśmy odpowiedzi.
***
Zosia szybko stała się częścią naszego życia. Była bystra i wrażliwa, ale czasem budziła się w nocy z płaczem.
— Babciu, śniło mi się, że mama płakała…
Przytulałam ją mocno i obiecywałam sobie, że zrobię wszystko, by była szczęśliwa.
Ale ludzie w miasteczku zaczęli plotkować.
— Słyszałem, że Magda wróciła tylko po to, żeby podrzucić wam dziecko — mówiła sąsiadka przez płot.
— Pewnie wpakowała się w jakieś kłopoty…
Czułam na sobie ich spojrzenia i osądy. Zaczęłam unikać sklepu i kościoła. Andrzej próbował mnie przekonać:
— Nie przejmuj się nimi. Najważniejsza jest Zosia.
Ale ja nie umiałam przestać myśleć o tym, co ludzie mówią.
***
Któregoś dnia zadzwonił telefon. Numer był zastrzeżony.
— Mamo? — usłyszałam cichy głos Magdy.
Serce mi stanęło.
— Magda! Gdzie jesteś? Dlaczego to zrobiłaś?
— Nie mogę ci powiedzieć… Jeszcze nie teraz. Proszę, opiekujcie się Zosią. Kocham ją nad życie…
Chciałam krzyczeć, błagać ją o powrót, ale połączenie zostało przerwane.
***
Minęły miesiące. Zosia zaczęła mówić do nas „mamo” i „tato” — tak bardzo potrzebowała rodziny. Andrzej coraz częściej milczał przy kolacji; widziałam łzy w jego oczach.
Pewnego wieczoru wybuchł:
— Może to nasza wina? Może byliśmy złymi rodzicami?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Każdego dnia zadawałam sobie to samo pytanie.
***
W końcu postanowiłam napisać list do Magdy. Pisałam całą noc:
„Córko moja,
Nie wiem, gdzie jesteś ani co przeżywasz. Wiem tylko jedno: kochamy cię i czekamy na ciebie każdego dnia. Zosia jest bezpieczna i szczęśliwa, ale tęskni za tobą tak samo jak my. Proszę cię — odezwij się chociaż raz jeszcze…”
List schowałam do szuflady — nie miałam adresu ani sposobu na wysłanie go.
***
Czas leczy rany tylko pozornie. Każde urodziny Magdy spędzam przy oknie, patrząc na drogę prowadzącą do naszego domu. Każdy dźwięk dzwonka sprawia, że serce podskakuje mi do gardła.
Zosia rośnie — jest coraz bardziej podobna do matki: uparta, pełna marzeń i pytań o świat.
Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: czy powinnam była być inną matką? Czy mogłam uratować Magdę przed jej własnymi demonami?
A może każdy z nas musi przejść swoją drogę sam?
Dziś wieczorem siedzę przy stole z Zosią i Andrzejem. Śmiejemy się z jej żartów i przez chwilę czuję spokój… Ale gdzieś głęboko we mnie tkwi rana, która nigdy się nie zagoi.
Czy potrafię wybaczyć Magdzie? Czy kiedyś wróci?
A wy — czy potrafilibyście wybaczyć swojemu dziecku taki wybór?