Dzieci przy stole, a ja w kuchni – czy ktoś jeszcze pamięta o matce?
— Mamo, a będzie dzisiaj rosół? — zapytała Zosia, ledwo przekraczając próg kuchni. Jej głos był pełen nadziei, a ja już wiedziałam, że nie mogę jej zawieść. Stałam przy kuchence od rana, wciąż w tej samej wyciągniętej bluzie, z włosami związanymi byle jak gumką. W garnku bulgotał rosół, a ja czułam, jak zmęczenie rozlewa się po moim ciele niczym ciepła zupa po talerzu.
— Będzie, kochanie. Jeszcze chwilka — odpowiedziałam, starając się uśmiechnąć. Ale Zosia już nie słuchała. Pobiegła do pokoju, gdzie jej brat Kuba grał na komputerze. Słyszałam ich śmiech i kłótnie przez cienką ścianę. A ja? Ja zostałam sama z myślami i stertą brudnych naczyń.
Mój mąż, Marek, wrócił późno z pracy. Wszedł do kuchni, rzucił klucze na stół i nawet nie spojrzał mi w oczy.
— Co na obiad? — zapytał beznamiętnie.
— Rosół i schabowe — odpowiedziałam cicho.
— Dobrze — mruknął i wyszedł do salonu, gdzie już czekał na niego telewizor i zimne piwo.
Czułam się jak cień. Jak duch krzątający się po domu, którego nikt nie widzi. Dzieci miały swoje sprawy, Marek swoje. Ja miałam tylko ich. I ten dom, który każdego dnia próbowałam posklejać z kawałków.
Kiedy w końcu wszyscy zasiedli do stołu, usiadłam na skraju ławki. Zosia rozlała sobie zupę na bluzkę, Kuba narzekał, że ziemniaki są za twarde. Marek nawet nie podziękował. Wszyscy jedli w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach.
— Mamo, a dlaczego nie usiądziesz z nami? — zapytała nagle Zosia.
Zaskoczyło mnie to pytanie. Przecież siedziałam tuż obok nich! Ale wtedy zrozumiałam – byłam obok, ale jakby mnie nie było. Moje miejsce przy stole było puste w ich oczach.
— Już jem, kochanie — powiedziałam i sięgnęłam po łyżkę. Ale jedzenie nie miało smaku. Czułam tylko gorycz.
Po obiedzie dzieci rozbiegły się do swoich pokoi. Marek wrócił do telewizora. Zostałam sama z górą naczyń i ciszą, która bolała bardziej niż krzyk.
Wtedy zadzwoniła moja mama.
— Jak tam u was? — zapytała cicho.
— Dobrze… — zaczęłam, ale głos mi się załamał.
— Dzieci zdrowe? Marek pomaga?
Nie odpowiedziałam od razu. Przypomniałam sobie jej własne zmęczone ręce i oczy pełne troski sprzed lat. Czy ona też czuła się tak samotna?
— Wszystko na mojej głowie — wyszeptałam w końcu.
— Tak już jest… Ale pamiętaj, żeby dbać o siebie — powiedziała mama i rozłączyła się szybko, jakby bała się usłyszeć więcej.
Wieczorem próbowałam porozmawiać z Markiem.
— Marek… czy ty widzisz, ile robię dla was każdego dnia?
Spojrzał na mnie z irytacją.
— Przecież to twój obowiązek. Ja pracuję cały dzień!
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Chciałam krzyczeć, płakać, uciec… Ale tylko westchnęłam i poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i pozwoliłam sobie na kilka łez.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Leżałam i patrzyłam w sufit. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – pełną marzeń, planów, nadziei. Gdzie ona się podziała? Czy każda matka musi się zatracić dla rodziny?
Rano znów wstałam pierwsza. Przygotowałam śniadanie, spakowałam dzieciom kanapki do szkoły. Kuba rzucił tylko „dzięki” przez ramię. Zosia pocałowała mnie w policzek i pobiegła do drzwi.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Usiadłam przy stole i spojrzałam na swoje ręce – spracowane, popękane od detergentu. Czy ktoś jeszcze je kiedyś ucałuje? Czy ktoś zauważy moje zmęczenie?
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę jestem tylko tłem dla życia mojej rodziny? Czy ktoś jeszcze pamięta o matce?
A wy? Czy potraficie dostrzec poświęcenie swoich bliskich zanim będzie za późno?