Drugie życie Heleny Marianny: Historia o miłości, tajemnicach i przebaczeniu

— Jacek, nie dotykaj tego! — krzyknęła babcia Helena Marianna, gdy tylko sięgnąłem po stary album ze zdjęciami, leżący na najwyższej półce kredensu. Jej głos był ostry jak brzytwa, a ja poczułem znajome ukłucie w żołądku. Miałem wtedy pięć lat i już wiedziałem, że są rzeczy, których nie wolno mi ruszać, pytań, których nie wolno mi zadawać.

Babcia była dla mnie wszystkim. Matka zmarła przy porodzie, ojca nie pamiętałem wcale. Helena Marianna powtarzała tylko: „Lepiej by go w ogóle nie było.” Kiedy pytałem dlaczego, ucinała rozmowę jednym zdaniem: „Jak dorośniesz, zrozumiesz.”

Rosłem więc w cieniu tej tajemnicy, ucząc się czytać z jej zmęczonych oczu i drżących rąk. Nasz dom na skraju małej wsi pod Lublinem był pełen zapachu świeżego chleba i dymu z pieca kaflowego. Babcia miała swoje słabości — czasem za dużo wypiła nalewki, czasem krzyczała na mnie bez powodu, a potem płakała w kuchni, myśląc, że nie słyszę.

Pamiętam jedną zimową noc. Siedzieliśmy przy stole, a za oknem wiatr wył jak wilk. — Babciu, dlaczego nie mam taty? — zapytałem cicho. Zamarła z łyżką w ręku. Przez chwilę myślałem, że się rozpłacze, ale tylko westchnęła ciężko.

— Nie pytaj o to więcej, Jacku. Są rzeczy, których lepiej nie wiedzieć.

Zamilkłem. Ale od tej pory pytanie towarzyszyło mi każdego dnia.

W szkole byłem „tym bez ojca”. Dzieci potrafią być okrutne. Słyszałem szepty na korytarzu: „Jego stary siedzi w więzieniu”, „Podobno matka była z Niemcem”. Wracałem do domu z zaciśniętymi pięściami i łzami w oczach. Babcia wtedy piekła dla mnie racuchy i głaskała po głowie.

— Nie słuchaj ich. Jesteś dobrym chłopcem — powtarzała.

Ale ja chciałem wiedzieć prawdę.

Kiedy miałem trzynaście lat, babcia ciężko zachorowała. Leżała w łóżku przez wiele tygodni. To ja robiłem zakupy, gotowałem zupę i sprzątałem dom. Pewnej nocy usłyszałem jej szept:

— Przepraszam cię, Jacku…

— Za co?

Ale już spała albo udawała.

W końcu przyszedł dzień, który zmienił wszystko. Było lato, miałem siedemnaście lat. Wróciłem do domu wcześniej niż zwykle i zastałem babcię siedzącą przy stole z obcym mężczyzną. Był wysoki, siwy, miał głęboko osadzone oczy i ręce spracowane jak u rolnika.

— Jacku… to jest twój ojciec — powiedziała babcia cicho.

Świat zawirował mi przed oczami. Przez chwilę nie mogłem oddychać.

— Nie chcę go znać! — krzyknąłem i wybiegłem z domu.

Przez trzy dni nie wracałem. Spałem u kolegi w stodole, jadłem byle co. W końcu wróciłem — głodny, brudny i zły na cały świat.

Babcia siedziała przy oknie i płakała.

— Musisz wiedzieć prawdę — powiedziała drżącym głosem. — Twój ojciec był młody i głupi. Zostawił twoją matkę, kiedy była w ciąży. Potem próbował wrócić, ale było już za późno…

Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś?

— Bałam się… że go znienawidzisz. Że mnie znienawidzisz za to, że cię okłamywałam.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przez lata budowałem w sobie obraz ojca-potwora. Teraz siedział przede mną zwykły człowiek — zmęczony życiem, skruszony.

Ojciec próbował ze mną rozmawiać. Opowiadał o swoim życiu — o pracy w Niemczech, o samotności, o tym, jak żałuje każdego dnia bez nas. Słuchałem go z kamienną twarzą.

— Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę — powiedział cicho. — Ale chciałbym spróbować być twoim ojcem… choćby przez chwilę.

Nie odpowiedziałem mu wtedy nic.

Babcia umierała powoli przez kolejne miesiące. Byliśmy razem przy jej łóżku — ja i mój ojciec. Opiekowaliśmy się nią na zmianę. Widziałem jego łzy, widziałem jak trzyma ją za rękę i szepta: „Przepraszam”.

Kiedy babcia odeszła, zostałem sam z człowiekiem, którego powinienem nienawidzić… a jednak czułem coś innego. Żal? Ciekawość? Może nadzieję?

Zamieszkaliśmy razem w starym domu babci. Uczyliśmy się siebie od nowa — dwóch obcych ludzi połączonych krwią i bólem przeszłości. Były dni pełne ciszy i niezręczności, były też chwile śmiechu przy wspólnym gotowaniu czy pracy w ogrodzie.

Czasem myślę o babci Helenie Mariannie — o jej słabościach i sile. O tym, jak bardzo mnie kochała i jak bardzo bała się prawdy.

Czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy drugie życie jest możliwe po tylu latach kłamstw i bólu?

Patrzę dziś na mojego ojca i widzę człowieka, który też potrzebował drugiej szansy. Może właśnie na tym polega rodzina — na dawaniu sobie nawzajem nowych początków?

A wy… czy potrafilibyście wybaczyć? Czy każdy zasługuje na drugą szansę?