Czy mnie do siebie zabierzesz? Historia o wyborach, które bolą najbardziej
— Zabierzesz mnie do siebie? — zapytała matka z wyrzutem, patrząc na mnie tym swoim spojrzeniem, które znałam od dziecka. W jej oczach widziałam żal, rozczarowanie i coś jeszcze — może strach? Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, a ja znowu mam dziesięć lat i stoję przed nią z rozbitym kolanem, czekając na jej czułość. Ale teraz to ja byłam dorosła. I to ja miałam odpowiedzieć na pytanie, które nie miało dobrej odpowiedzi.
Nazywam się Kinga. Mam trzydzieści osiem lat, od piętnastu jestem żoną Krzysztofa. Mamy syna, Michała, mieszkanie w Warszawie i życie, które — przynajmniej z zewnątrz — wygląda na poukładane. Ale jest coś, co nie daje mi spokoju. Moja mama. A właściwie nasza relacja, która od lat jest jak stary sweter: pełna dziur i poplątanych nitek.
Mama mieszka sama w małym miasteczku pod Radomiem. Ojciec odszedł dawno temu, kiedy miałam siedem lat. Zostawił nas bez słowa wyjaśnienia. Mama nigdy mu tego nie wybaczyła, a ja… chyba też nie. Przez lata próbowałam być dla niej wszystkim: córką, przyjaciółką, powierniczką. Ale ona zawsze była chłodna, wymagająca, wiecznie niezadowolona. „Mogłaś się bardziej postarać”, „Dlaczego nie masz piątki z matematyki?”, „Inne dzieci są grzeczniejsze” — te słowa słyszałam częściej niż „kocham cię”.
Kiedy wyjechałam na studia do Warszawy, poczułam ulgę. W końcu mogłam oddychać pełną piersią. Poznałam Krzysztofa, zakochałam się i postanowiłam zostać w stolicy. Mama nigdy tego nie zaakceptowała. „Zostawiłaś mnie samą”, powtarzała przy każdej okazji. Przez lata nasze rozmowy ograniczały się do świąt i urodzin.
Aż do teraz. Mama zachorowała. Najpierw drobne problemy z sercem, potem cukrzyca, a ostatnio złamała nogę. Potrzebuje pomocy. I właśnie dlatego siedzę dziś w jej kuchni, słuchając tego pytania:
— Zabierzesz mnie do siebie?
Cisza między nami jest gęsta jak śmietana. Słyszę tykanie zegara i szum samochodów za oknem. Wiem, że powinnam coś powiedzieć, ale w gardle mam gulę.
— Mamo… — zaczynam niepewnie — Wiesz, że mamy małe mieszkanie… Michał chodzi do szkoły… Krzysztof dużo pracuje…
— Zawsze masz wymówki — przerywa mi ostro. — Dla ciebie nigdy nie jestem na pierwszym miejscu.
Czuję, jak narasta we mnie złość i bezradność.
— To nie tak! — podnoszę głos. — Przecież ci pomagam! Przyjeżdżam co weekend, robię zakupy, sprzątam…
— Ale nie chcesz mnie przy sobie — mówi cicho. — Boję się tu być sama.
Patrzę na nią i widzę starą kobietę, która kiedyś była moją opoką. Teraz jest krucha, zagubiona i… samotna. I nagle dociera do mnie cała niesprawiedliwość tej sytuacji. Przez lata próbowałam się od niej uwolnić, a teraz ona chce być blisko mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Wróciłam do Warszawy z ciężkim sercem. Krzysztof czekał na mnie w kuchni.
— I co? — zapytał bez ogródek.
— Chce się do nas wprowadzić — odpowiedziałam cicho.
Westchnął ciężko.
— Kinga… Wiesz, że to niemożliwe. Michał ledwo mieści się w swoim pokoju. Ja pracuję z domu…
— Wiem! — przerwałam mu nerwowo. — Ale ona naprawdę nie daje sobie rady.
Przez chwilę milczeliśmy.
— Może znajdziemy jej jakąś opiekunkę? Albo dom opieki? — zaproponował ostrożnie.
Poczułam ukłucie w sercu.
— Dom opieki? Przecież ona mnie znienawidzi!
— A jeśli się u nas pojawi? Wytrzymasz to?
Nie odpowiedziałam. Całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie miałam obraz mamy siedzącej samotnie przy kuchennym stole i słowa: „Zawsze masz wymówki”.
Następnego dnia zadzwoniłam do niej.
— Mamo… Rozmawiałam z Krzysztofem… Nie możemy cię zabrać do siebie. Ale znajdziemy ci dobrą opiekunkę, będziemy częściej przyjeżdżać…
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Rozumiem — powiedziała w końcu chłodno. — Zawsze byłam dla ciebie ciężarem.
Chciałam zaprotestować, ale już się rozłączyła.
Od tamtej pory nasze rozmowy są jeszcze rzadsze i bardziej oschłe niż wcześniej. Michał pyta czasem: „Dlaczego babcia jest taka smutna?” Nie wiem, co mu odpowiedzieć.
Czasem zastanawiam się: czy powinnam była postąpić inaczej? Czy jestem złą córką? Czy można kochać kogoś i jednocześnie nie chcieć go mieć blisko siebie?
Może każdy z nas musi kiedyś wybrać między własnym szczęściem a zobowiązaniami wobec rodziny? Czy da się pogodzić jedno z drugim? A może zawsze ktoś będzie cierpiał?