Cisza pośród wspomnień: Rok bez mojej córki
— Znowu nie odbiera — szepczę do siebie, patrząc na wyświetlacz telefonu. To już trzeci raz dzisiaj. Wiem, że nie powinnam dzwonić tak często, ale nie potrafię inaczej. Każdy dzień bez niej jest jak kolejny kamień przywiązany do mojej szyi. Zuzanna była moim światem. Zawsze powtarzała, że jestem jej najlepszą przyjaciółką. Zwierzała mi się z pierwszych miłości, z problemów w szkole, z marzeń o podróżach. Byłyśmy nierozłączne. A teraz… cisza. Zupełna cisza.
Pamiętam ten dzień, kiedy się wyprowadziła. Było pochmurno, a ja robiłam jej ulubione naleśniki na śniadanie. Weszła do kuchni z walizką w ręku i spojrzała na mnie tak obco, jakbyśmy się nigdy nie znały. — Mamo, muszę już iść — powiedziała cicho. — Ale… przecież miałyśmy razem jechać na działkę w weekend — próbowałam żartować, choć czułam, że coś jest nie tak. — Nie mogę. Muszę zacząć żyć po swojemu — odpowiedziała i wyszła, zanim zdążyłam ją przytulić.
Od tamtej pory minął rok. Rok bez jej głosu, bez śmiechu w domu, bez wspólnych wieczorów przy filmach. Czasem widzę, że coś udostępnia na Instagramie — zdjęcia z przyjaciółmi, nowa fryzura, uśmiechnięta twarz. Wiem, że żyje i chyba ma się dobrze. Ale dla mnie jest tylko cisza.
Próbuję sobie przypomnieć, kiedy zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy za bardzo naciskałam na naukę? Albo kiedy nie zaakceptowałam jej chłopaka? Pamiętam naszą ostatnią kłótnię o studia. Chciałam, żeby poszła na medycynę, jak jej ojciec. Ona marzyła o ASP. — Nigdy mnie nie słuchasz! — krzyknęła wtedy. — Wszystko musi być po twojemu! — Ale ja tylko chciałam dla niej dobrze…
Wieczorami przeglądam stare zdjęcia. Mała Zuzia w różowej sukience, śmiejąca się do obiektywu. Zuzia na rowerze, Zuzia z pierwszym świadectwem z paskiem. Gdzie popełniłam błąd? Czy byłam zbyt wymagająca? Czy za bardzo ją kontrolowałam? Może powinnam była pozwolić jej popełniać własne błędy?
Czasem spotykam sąsiadkę, panią Halinę. — Co u Zuzi? — pyta z troską. Uśmiecham się sztucznie i odpowiadam: — Dobrze, dużo pracuje, ma swoje życie… Nie mam odwagi powiedzieć prawdy. Wstydzę się. Bo przecież matka powinna wiedzieć wszystko o swoim dziecku.
W nocy śnią mi się nasze rozmowy sprzed lat. Siedzimy razem na ławce w parku, ona opowiada mi o swoich planach na przyszłość. W tych snach zawsze jestem dla niej wsparciem, a ona patrzy na mnie z miłością i wdzięcznością. Budzę się z mokrymi policzkami.
Próbowałam pisać do niej listy. Jeden zostawiłam pod drzwiami jej mieszkania — wiem od koleżanki, gdzie mieszka. Napisałam w nim wszystko: jak bardzo ją kocham, jak tęsknię, jak bardzo chciałabym cofnąć czas i zrobić wszystko inaczej. Nie odpowiedziała.
Mój mąż, Andrzej, próbuje mnie pocieszać. — Daj jej czas — mówi spokojnie. — Młodzi muszą się czasem odciąć, żeby odnaleźć siebie. Ale on nie rozumie tej pustki, która została po niej w naszym domu. On zawsze był bardziej zdystansowany, pracował dużo, rzadko rozmawiał z Zuzią o uczuciach.
Czasem mam ochotę wykrzyczeć wszystko: swój żal, swoją tęsknotę, swoje poczucie winy. Ale komu? Przyjaciółki unikają tego tematu — boją się moich łez albo nie wiedzą, co powiedzieć.
W święta było najgorzej. Stół nakryty dla trzech osób, a siedzieliśmy tylko we dwoje. Puste miejsce aż krzyczało swoją obecnością. Próbowałam zadzwonić do Zuzi jeszcze raz — bez skutku.
Ostatnio widziałam ją przypadkiem w centrum handlowym. Szła z jakimś chłopakiem i śmiała się głośno. Przez chwilę chciałam do niej podejść, ale zabrakło mi odwagi. Bałam się jej reakcji — czy odwróci wzrok? Czy udawałaby, że mnie nie zna? Stałam więc za filarem i patrzyłam na nią z daleka, jak na kogoś zupełnie obcego.
Czasem myślę o tym wszystkim głośno w pustym mieszkaniu: — Zuzanno… gdzie jesteś? Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? Czy naprawdę byłam aż tak złą matką?
Może ona też tęskni? Może czeka na mój kolejny krok? A może już nigdy nie wróci?
Nie wiem już sama, co powinnam zrobić: walczyć dalej czy pozwolić jej odejść na zawsze? Czy każda matka musi przeżyć taki ból? Czy można naprawić coś, co wydaje się już nie do naprawienia?
Może ktoś z was wie… Jak długo można czekać na powrót własnego dziecka?