Cień przeszłości, który nie pozwala oddychać: Moja walka z byłą żoną mojego męża

— Znowu dzwoniła. — Głos mojego męża, Michała, drżał, gdy zamykał drzwi za sobą. — Powiedziała, że nie pozwoli dzieciom przyjechać w ten weekend.

Siedziałam przy kuchennym stole, ściskając kubek z zimną już herbatą. W powietrzu wisiała cisza, gęsta od niewypowiedzianych słów i narastającej frustracji. W tej chwili czułam się jak intruz we własnym domu. Znowu. Wszystko przez nią — przez Magdę, byłą żonę Michała.

Nie potrafię już zliczyć, ile razy próbowałam z nią rozmawiać. Ile razy tłumaczyłam sobie, że to minie, że kiedyś pogodzi się z rozwodem, z naszym małżeństwem, z tym, że jej dzieci mają teraz dwie mamy. Ale Magda nie potrafiła odpuścić. Miała trzydzieści dwa lata, a jej życie wydawało się kręcić wyłącznie wokół zemsty na mnie i Michału. Nie znalazła nikogo po rozwodzie, nie ułożyła sobie życia na nowo. Zamiast tego, całą energię wkładała w to, by nas poróżnić.

— Powiedziała coś jeszcze? — zapytałam cicho, choć znałam odpowiedź.

Michał westchnął ciężko i usiadł naprzeciwko mnie. — Powiedziała, że ukradłaś jej rodzinę. Że nie zasługujesz na to, żeby wychowywać jej dzieci.

Zacisnęłam zęby. Słyszałam to już tyle razy, że powinnam była się przyzwyczaić. Ale za każdym razem bolało tak samo. Nie ukradłam jej rodziny. Poznałam Michała rok po ich rozstaniu. To nie ja byłam powodem ich rozwodu. Ale Magda nie chciała tego słyszeć.

Najgorsze było to, że wciągała w to dzieci — Olę i Kubę. Miały odpowiednio dziewięć i jedenaście lat. Kiedy przyjeżdżały do nas na weekendy, były spięte, ciche. Czułam, że boją się okazać mi sympatię, jakby to była zdrada wobec matki. Magda powtarzała im, że jestem „tą złą”, że rozbiłam ich rodzinę. Widziałam, jak bardzo są rozdarte.

Pewnego wieczoru, gdy dzieci już spały, Michał siedział na kanapie z głową w dłoniach. — Nie wiem, co robić — wyszeptał. — Kocham cię, ale nie mogę patrzeć, jak cierpisz przez Magdę. Przez moje dzieci.

Przytuliłam go mocno, choć sama byłam na skraju wytrzymałości. — To nie twoja wina — powiedziałam. — Ale nie możemy pozwolić, żeby ona nami manipulowała.

Łatwo powiedzieć. Każda próba rozmowy z Magdą kończyła się awanturą. Kiedy zaproponowałam spotkanie we trójkę, wyśmiała mnie przez telefon.

— Myślisz, że jesteś kim? Nową matką moich dzieci? — krzyczała. — Nigdy nie będziesz ich matką! Nigdy!

Po tej rozmowie długo płakałam. Czułam się winna, choć nie miałam za co. Próbowałam być dla Oli i Kuby dobrą opiekunką, nie narzucałam się, nie próbowałam ich „przekupić”. Chciałam tylko, żeby czuli się u nas bezpiecznie. Ale Magda nie dawała im na to szansy.

Z czasem zaczęłam zauważać, że dzieci powtarzają jej słowa. — Mama mówi, że nie powinniśmy cię słuchać — rzuciła kiedyś Ola, gdy poprosiłam ją o posprzątanie pokoju. — Mama mówi, że nie jesteś naszą rodziną.

Serce mi pękało. Michał próbował rozmawiać z Magdą, tłumaczyć jej, że dzieci potrzebują stabilizacji, spokoju. Ale ona była nieugięta.

— Jeśli jeszcze raz spróbujesz ją bronić, zabiorę ci dzieci na zawsze — groziła mu przez telefon.

Zaczęłam się bać. Bałam się, że Michał w końcu nie wytrzyma. Że odejdzie, żeby nie musieć wybierać między mną a dziećmi. Bałam się też o dzieci — o to, jak bardzo są manipulowane, jak bardzo cierpią przez konflikt dorosłych.

Pewnego dnia Kuba wrócił od matki z podbitym okiem. — Przewróciłem się na rowerze — tłumaczył się cicho. Ale widziałam strach w jego oczach. Michał chciał jechać do Magdy, wyjaśnić sytuację, ale ona nie wpuściła go do mieszkania. — To twoja wina! — krzyczała przez drzwi. — Gdybyś nie zostawił nas dla tej kobiety, Kuba byłby bezpieczny!

Czułam, jak ogarnia mnie bezsilność. Próbowałam rozmawiać z teściową, ale ona tylko wzruszała ramionami. — Magda zawsze była zazdrosna — powiedziała. — Ale to minie. Musisz być cierpliwa.

Cierpliwość. To słowo stało się moim przekleństwem. Ile jeszcze miałam wytrzymać? Ile jeszcze razy miałam słuchać, że jestem złodziejką rodziny? Ile razy miałam patrzeć na cierpienie Michała i dzieci?

W końcu postanowiłam działać. Zgłosiłam się do mediatora rodzinnego. Chciałam spróbować jeszcze raz — dla dzieci, dla Michała, dla siebie. Magda przyszła na spotkanie niechętnie, z wyraźnym zamiarem udowodnienia mi, jak bardzo mnie nienawidzi.

— Nie masz prawa decydować o moich dzieciach — syknęła na wejściu.

Mediator próbował prowadzić rozmowę, ale Magda była nieustępliwa. — Nie chcę, żeby moje dzieci miały kontakt z tą kobietą! — powtarzała.

Wtedy po raz pierwszy odważyłam się powiedzieć głośno to, co czułam od dawna:

— Magdo, nie chcę ci zabierać dzieci. Chcę tylko, żeby były szczęśliwe. Żeby nie musiały wybierać między nami. Proszę cię, pozwól im być dziećmi.

Na chwilę zamilkła. W jej oczach zobaczyłam łzy. Może po raz pierwszy dotarło do niej, jak bardzo krzywdzi własne dzieci.

Nie wiem, czy to coś zmieniło. Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy mogli żyć spokojnie. Ale wiem jedno — nie pozwolę, by cień przeszłości odebrał nam prawo do szczęścia.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze trzeba wytrzymać, by w końcu móc oddychać pełną piersią? Czy da się zbudować nową rodzinę na gruzach starej, jeśli ktoś wciąż podsyca ogień? Co wy byście zrobili na moim miejscu?