Brat, którego nie znałam: Jak prezent dla mamy rozbił naszą rodzinę

– Nie wierzę, że znowu to robisz, Bartek! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, trzymając w rękach katalog z AGD, a on patrzył na mnie z tym swoim zimnym, wyrachowanym spojrzeniem. Mama siedziała przy stole, cicho, jakby bała się odezwać. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Mama miała wkrótce sześćdziesiąte urodziny. Chciałam zrobić jej niespodziankę – nowa lodówka była jej marzeniem od lat. Stara ledwo zipała, a ona zawsze powtarzała, że „nie ma sensu wydawać pieniędzy na takie rzeczy”. Zadzwoniłam do Bartka z propozycją: „Złóżmy się razem, kupimy coś porządnego”.

– Jasne, nie ma sprawy – odpowiedział wtedy bez wahania. – Wybierz coś, ja dorzucę połowę.

Nie spodziewałam się, że ten telefon uruchomi lawinę zdarzeń, która rozbije naszą rodzinę na kawałki.

Przez kilka dni przeglądałam oferty, porównywałam modele. W końcu wybrałam lodówkę – nie najdroższą, ale solidną. Zadzwoniłam do Bartka.

– Słuchaj, znalazłam świetną okazję. Kosztuje dwa i pół tysiąca. Po tysiąc dwieście pięćdziesiąt na głowę.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Tyle? – zapytał chłodno. – Przecież to tylko lodówka. Za tysiąc można kupić.

– Ale mama zasługuje na coś lepszego! – próbowałam tłumaczyć. – Poza tym to jej okrągłe urodziny.

– Ja dam pięćset. Więcej nie mam – uciął.

Poczułam, jak narasta we mnie złość. Bartek zawsze był taki – oszczędny do przesady, ale gdy chodziło o niego samego, nie żałował sobie niczego. Nowy samochód, markowe ubrania dla dzieci… Ale dla mamy? Pięćset złotych i ani grosza więcej.

– To może ja też dam tylko pięćset? – rzuciłam z goryczą.

– Rób jak chcesz – odpowiedział i rozłączył się.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem jedyną osobą w tej rodzinie, której zależy? Mama była dla nas wszystkim – sama wychowała nas po śmierci taty, pracowała na dwa etaty, żebyśmy mieli co jeść i w co się ubrać. A teraz Bartek zachowuje się tak, jakby jej wdzięczność była czymś oczywistym.

W końcu kupiłam lodówkę sama. Zapłaciłam całość z własnych oszczędności. Kiedy przywieźli ją do domu, mama była wzruszona do łez.

– Kochanie… Nie powinnaś była tyle wydawać…

– Mamo, zasługujesz na wszystko, co najlepsze – powiedziałam i mocno ją przytuliłam.

Bartek przyszedł wieczorem. Spojrzał na nową lodówkę i tylko wzruszył ramionami.

– No ładna. Ale po co taka duża? Prąd będzie żarła jak smok.

Mama próbowała załagodzić sytuację:

– Bartku, nie kłóćcie się…

Ale on już był w swoim żywiole:

– Zawsze musisz wszystko robić po swojemu! Nawet nie poczekałaś na mnie! Może chciałem wybrać coś innego?

Poczułam, jak we mnie coś pęka.

– Chciałeś dać pięćset złotych! Nawet nie zapytałeś mamy, czego potrzebuje!

Bartek spojrzał na mnie z pogardą:

– Ty zawsze musisz być tą najlepszą córką. Wszystko pod publiczkę.

Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w swoim pokoju. Słyszałam jeszcze ciche łkanie mamy i stłumione głosy dochodzące zza drzwi.

Przez kolejne tygodnie Bartek przestał się odzywać. Mama próbowała nas pogodzić, ale on nie odbierał telefonów. Na święta przysłał tylko SMS-a: „Wesołych”.

Czułam się rozdarta. Z jednej strony byłam dumna, że sprawiłam mamie radość. Z drugiej – miałam poczucie winy, że przez mnie rodzina się rozpadła. Czy naprawdę to ja byłam winna? Czy powinnam była odpuścić?

Minęły miesiące. Mama coraz częściej chorowała. Bartek pojawił się dopiero wtedy, gdy trafiła do szpitala.

– Przepraszam – powiedział cicho przy jej łóżku. – Nie powinienem był tak reagować.

Patrzyłam na niego i widziałam w jego oczach strach i żal. Może pierwszy raz w życiu zrozumiał, ile mama dla nas znaczyła?

Mama zmarła kilka tygodni później. Na pogrzebie staliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Po wszystkim Bartek podszedł do mnie:

– Chciałem ci podziękować… Za wszystko, co zrobiłaś dla mamy.

Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam jeszcze wybaczyć.

Dziś minął rok od jej śmierci. Często wracam myślami do tamtej lodówki i tego wszystkiego, co wydarzyło się później. Czy naprawdę warto było się kłócić? Czy prezent może rozbić rodzinę?

Może czasem lepiej odpuścić dumę i spróbować zrozumieć drugiego człowieka? Czy wy potrafilibyście wybaczyć?