Będzie tak, jak pragnę! Historia Zofii Nowak i rodzinnych tajemnic
Wszystko będzie tak, jak chcę! — powtarzałam sobie w myślach, gdy siedziałam w bujanym fotelu, trzymając w dłoniach druty i połyskującą nitkę wełny. Obok mnie, na sfatygowanej kanapie, spał mój wnuczek, Jaś. Jego spokojny oddech koił moje nerwy po kolejnym burzliwym dniu. Patrzyłam na niego z czułością i cichym zadowoleniem. Rośnie zdrowo, a to dzięki mojej zapobiegliwości — pomyślałam z dumą. Zawsze byłam oszczędna, nauczyło mnie tego życie. Gdy z mężem, Antonim, zaczynaliśmy wspólne życie w małym mieszkaniu na Pradze, każdy grosz miał znaczenie. Nie było łatwo — PRL nie rozpieszczał nikogo. Ale dzięki mojej zaradności nigdy nie brakowało nam chleba.
Dziś, po tylu latach, kiedy Antoni odszedł już dawno temu, a dzieci rozjechały się po świecie, zostałam sama z córką Martą i jej synkiem. Marta wróciła do mnie po rozwodzie, rozbita i pełna żalu. Zawsze była inna niż ja — marzycielka, wiecznie z głową w chmurach. Nie rozumiała, dlaczego trzeba liczyć każdy grosz i planować przyszłość. Często powtarzała: „Mamo, życie to nie tylko rachunki i oszczędności!”
Pewnego wieczoru, gdy Jaś już spał, Marta weszła do kuchni. Usiadła naprzeciwko mnie przy stole i zaczęła bawić się obrączką na palcu — pamiątką po nieudanym małżeństwie.
— Mamo, musimy porozmawiać — powiedziała cicho.
— O czym? — spytałam ostrożnie, czując narastające napięcie.
— Chcę wyjechać do Wrocławia. Dostałam tam pracę w teatrze. To dla mnie szansa…
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
— A Jaś? Co z nim? — głos mi się załamał.
— Zabiorę go ze sobą. Muszę zacząć nowe życie.
W tej chwili poczułam się zdradzona. Przecież to ja opiekowałam się Jasiem przez ostatnie dwa lata! To ja dbałam o to, by miał co jeść, by był zdrowy! Marta nigdy nie potrafiła być odpowiedzialna…
— Nie pozwolę ci go zabrać! — wykrzyknęłam. — On tu ma dom!
Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
— Mamo, proszę…
Ale ja już nie słuchałam. Wstałam gwałtownie i wyszłam do salonu. Serce waliło mi jak młotem. Przecież wszystko miało być tak, jak chcę! Całe życie walczyłam o stabilizację dla rodziny. Czy teraz miałam stracić wszystko?
Następne dni były pełne napięcia. Marta chodziła po domu jak cień, unikała mojego wzroku. Ja udawałam, że wszystko jest w porządku, ale w środku czułam się jak rozbity dzban. Wieczorami siadałam przy łóżeczku Jasia i patrzyłam na niego z lękiem. Co będzie, jeśli naprawdę odejdą?
Pewnej nocy obudził mnie płacz wnuczka. Poszłam do jego pokoju i zobaczyłam Martę siedzącą przy łóżku syna.
— On tęskni za ojcem — powiedziała cicho.
Usiadłam obok niej.
— Marta… Ja tylko chcę dla was dobrze.
— Wiem, mamo. Ale muszę spróbować żyć po swojemu.
Wtedy po raz pierwszy od lat poczułam się bezradna. Moja kontrola nad światem zaczynała się kruszyć. Przypomniały mi się słowa Antoniego: „Zosiu, nie wszystko da się przewidzieć”.
Następnego dnia Marta zaczęła pakować walizki. Pomagałam jej w milczeniu, dusząc łzy. Gdy wychodzili z mieszkania, Jaś podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
— Babciu, będziemy dzwonić codziennie!
Uśmiechnęłam się przez łzy.
— Będę czekać na wasze telefony.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, usiadłam w bujanym fotelu i spojrzałam na pusty pokój. Wszystko będzie tak, jak chcę… Powtarzałam sobie te słowa przez całe życie. Ale czy naprawdę można mieć kontrolę nad losem? Czy warto trzymać się kurczowo swoich przekonań kosztem szczęścia najbliższych?
Czasem myślę: może gdybym była bardziej otwarta na potrzeby Marty… Może gdybym pozwoliła jej wcześniej podjąć własne decyzje…
A wy? Czy potrafilibyście puścić wolno tych, których kochacie najbardziej? Czy zawsze warto walczyć o swoje racje?